[Recenzja] The Quartet - "The Quartet" (1979)



Pod niewyszukaną nazwą The Quartet kryją się polscy jazzmani: saksofonista Tomasz Szukalski, perkusista Janusz Stefański (obaj znani ze współpracy z Tomaszem Stańko), pianista Sławomir Kulpowicz oraz basista Paweł Jarzębski. Zespół istniał zaledwie dwa lata, ale dzięki licznym występom zdobył światowe uznanie. I mógł zdobyć jeszcze większe, gdyby po fantastycznie przyjętych występach w słynnym nowojorskim klubie Village Vanguard, muzycy zdecydowali się pozostać w Stanach. Wrócili jednak do kraju, a niedługo potem zakończyli współpracę z przyczyn personalnych - byli zbyt wielkimi indywidualnościami, by móc dłużej współpracować.

Kwartet pozostawił po sobie dwie płyty z materiałem studyjnym. Pierwsza sesja odbyła się w dniach 8-10 października 1978 roku w warszawskim Staromiejskim Domu Kultury. Debiutancki, eponimicznie zatytułowany album został oryginalnie wydany w 1979 roku przez wytwórnię Poljazz w ramach serii Klub Płytowy PSJ, a wznowiono go tylko raz (edycja kompaktowa z 2009 roku).

Na repertuar składają się cztery kompozycje Kulpowicza, z których żadna nie trwa poniżej ośmiu minut. Prezentują one absolutnie światowy poziom, choć sprawiają wrażenie pochodzących z innej epoki - w ten sposób grano dobre kilkanaście lat wcześniej. Co, oczywiście, nie umniejsza jakości tego materiału. Najmniej interesująco wypada sam początek albumu. Kompozycja "The Promise" to bardzo zachowawczy głównonurtowy jazz, z nieco zbyt słodkimi solówkami Szukalskiego (choć w pewnym momencie na chwilę nabierają ostrości). Później jednak jest już coraz ciekawiej. "Arlekin Dance", po niezbyt obiecującym początku, przeradza się w piękną improwizację ze świetną, dodającą jakby nieco rockowego brudu i ciężaru partią basu oraz porywającymi solówkami saksofonu w stylu Johna Coltrane'a. Do twórczości wielkiego jazzmana jeszcze bardziej nawiązuje "Namashkar Blues", przywołujący spiritualistyczny klimat utworów w rodzaju "Out of This World", z niemal równie pięknymi i uduchowionymi partiami całego składu, jednak błyszczy przede wszystkim Szukalski. Wysoki poziom utrzymuje żywiołowy "Macondo", który zbliża się do stylistyki freejazzowej, zachowując jednak przez prawie całą swoją długość (z pominięciem perkusyjnego popisu Stefańskiego) wyraźną linię melodyczną.

The Quartet był fantastycznie zgranym zespołem i te nagrania doskonale to potwierdzają. Z dwóch albumów kwartetu ten jest jednak tym słabszym, bardziej konformistycznym, czego potwierdzeniem jest wyraźny ukłon w stronę szerszej publiki w pierwszym utworze (w którym jednak też słychać talent muzyków). Reszta longplaya wspina się jednak na wyżyny polskiego jazzu, zbliżając się do samego szczytu.

Ocena: 8/10



The Quartet - "The Quartet" (1979)

1. The Promise; 2. Arlekin Dance; 3. Namashkar Blues; 4. Macondo

Skład: Tomasz Szukalski - saksofon tenorowy, saksofon sopranowy; Sławomir Kulpowicz - pianino; Paweł Jarzębski - kontrabas, gitara basowa; Janusz Stefański - perkusja
Producent: The Quartet


Komentarze

  1. dlaczego muzyka skierowana do szerszej publicznośći (nawet jazz) zaczeła ci nagle przeszkadzać czy wręcz śmierdzieć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze krytykowałem sytuację, gdy wykonawca szedł na kompromis i grał poniżej swoich możliwości, by dotrzeć do szerszej publiczności.

      Usuń
  2. Ale chyba każdy twórca chce dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. I to niekoniecznie musi oznaczać pójście na łatwiznę.Może po prostu chce umożliwić poznanie swej twórczości innym.Owszem zmiana kierunku muzyki na mniej ambitną, lub bardziej przyjazną słuchaczom może budzić oskarżenia o sprzedanie się.Często jednak udawało się muzykom łączyć wysoki poziom artystyczny z przystepnoscia.Niebezpieczna jest inna sytuacja- artysta obniża loty i zaczyna grać bardziej przystępną muzykę i gdy dostrzega płynące stąd profity rezygnuje z poszukiwań na rzecz grania tego co spodobało się publiczności. Tym samym przestaje być autentyczny w oczach tych,którzy poznali go przed zmianą.
    I jeszcze jedno- wracając do początku mojej wypowiedzi często gdy artysta zaczyna grać taką przystepniejsza muzykę pojawiają się zarzuty o komercje.Po co? Niech każdy robi to na co ma ochotę i tak w końcu znajdzie odbiorców. Jeśli jest szczery i ma talent zostanie doceniony bez względu na charakter muzyki.
    Ale to nie oznacza że stawiam znak równości między muzyką ambitną a tą robiona pod publikę, szyta na miarę pod gusta mało wybrednej publiczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie każdy twórca chce dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. Trudno posądzać o coś takiego muzyków freejazzowych czy avant-rockowych, bo gdyby zależało im na jak najliczniejszej publiczności, to graliby zupełnie inne rodzaje muzyki. Można mnożyć przykłady twórców, którzy stawiali swoje artystyczne ambicje ponad dążenie do sławy. Tak samo można mnożyć przykłady tych artystów, którzy próbowali połączyć jedno z drugim. Do tej grupy należałoby zaliczyć The Quartet. W przypadku wyżej recenzowanego albumu efekt tego połączenia jest taki, że muzycy grają poniżej swoich możliwości. Ale już na następnym albumie, "Loaded", jest mniej takich ukłonów w stronę głównego nurtu, a więcej wykorzystywania swoich umiejętności do realizowania artystycznych ambicji. I jest to album ciekawszy od powyższego.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024