[Recenzja] Can - "Soon Over Babaluma" (1974)



"Soon Over Babaluma" pozostaje w cieniu nieformalnej trylogii, którą tworzą albumy "Tago Mago", "Ege Bamyasi" i "Future Days". Nic w sumie dziwnego - w jego nagraniu nie brał już udziału charyzmatyczny wokalista Damo Suzuki (który, po dołączeniu do Świadków Jehowy, na blisko dekadę porzucił muzyczną działalność). Nie znaczy to bynajmniej, że album znacząco ustępuje swoim poprzednikom pod względem artystycznym. Co prawda nie ma tu już szaleństw na miarę drugiej połowy "Tago Mago", ale zamiast tego jest większa dojrzałość - pod względem stylistycznym jest to niewątpliwie kontynuacja wcześniejszych dzieł (z naciskiem na "Future Days"), ale jakby bardziej przemyślana i dopracowana. W każdym razie, warstwa instrumentalna wciąż prezentuje bardzo wysoki poziom, a Michael Karoli i Irmin Schmidt starają się jak najlepiej wypełnić pustkę po byłym wokaliście.

Nerwowa atmosfera, mechaniczna perkusja wybijająca nieco egzotyczne rytmy, hipnotyczne partie basu, awangardowe dźwięki gitary, skrzypiec i klawiszy, dziwaczne partie wokalne - to wszystko wciąż jest obecne w takich utworach, jak "Dizzy Dizzy" czy "Come Sta, La Luna". Pewien powiew świeżości przynosi instrumentalny jam "Splash", który do charakterystycznych elementów stylu Can dodaje wyraźne wpływy jazz fusion. W najdłuższym "Chain Reaction" dzieje się tyle, że trudno to wszystko ogarnąć, pomimo zbudowania całego utworu, tradycyjnie, na jednym rytmie. Kontynuacją elektroniczno-ambientowych eksperymentów z poprzedniego albumu jest natomiast finałowy "Quantum Physics" - najbardziej wyciszony utwór na tym longplayu, ale dość niepokojący za sprawą uporczywej gry sekcji rytmicznej i tajemniczego klimatu.

"Soon Over Babaluma" to już ostatni tak udany album Can, będący świetnym zwieńczeniem pewnego etapu w historii zespołu, który wkrótce potem zaczął odchodzić od takiej bezkompromisowej, eksperymentalnej muzyki na rzecz bardziej konwencjonalnego, strukturalnego grania. Na "Soon Over Babaluma" wciąż wszystko jest na swoim miejscu, a muzykom udało się stworzyć bardzo równą i spójną całość, ale i pozbawioną czegoś naprawdę wybitnego.

Ocena: 8/10



Can - "Soon Over Babaluma" (1974)

1. Dizzy Dizzy; 2. Come Sta, La Luna; 3. Splash; 4. Chain Reaction; 5. Quantum Physics

Skład: Michael Karoli - gitara, skrzypce (1-3), wokal (1,4,5), dodatkowy wokal (2); Irmin Schmidt - instr. klawiszowe, wokal (2), perkusja (2); Holger Czukay - gitara basowa; Jaki Liebezeit - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Can


Komentarze

  1. Nie wiem, czy istnieje taki styl muzyczny, Ale ja ten album szufladkuje jako kraut-jazz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krautrock to w ogóle jest bardzo szerokie pojęcie, ponieważ czerpie z różnych rodzajów muzyki (psychodelia, jazz, współczesna poważna, elektronika, czasem jakiś folk czy co tam jeszcze), które mieszają się w różnych proporcjach w zależności od zespołu, a nawet poszczególnych płyt lub utworów. Dlatego określenie krautrock spokojnie wystarczy dla opisania tej płyty. Tym bardziej, że to jeszcze nie jest ten najbardziej ujazzowiony odłam nurtu, reprezentowany przez np. Embryo.

      Usuń
    2. Do Embryo jeszcze nie dobralem się. A te albumy Can, które opisałeś, są dla mnie rewelacyjne. Muszę jeszcze zaopatrzyć się w którąś z najnowszych koncertowek.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024