[Recenzja] Stone the Crows - "Stone the Crows" (1970)



Szkocki zespół Stone the Crows powstał pod koniec lat 60. i obrał popularny w tamtym czasie, choć już nieco przemijający, kierunek - granie na pograniczu rocka oraz bluesa. Przy dziesiątkach podobnych kapel byłoby niezwykle trudno się przebić, jednak Szkoci mieli pewien atut, odróżniający ich od innych brytyjskich grup blues-rockowych. Przy mikrofonie stała bowiem wokalistka, Maggie Bell. W tamtych czasach kobiety niezwykle rzadko zasilały składy rockowych zespołów, szczególnie w Wielkiej Brytanii był to prawdziwy ewenement. W dodatku nie była to byle jaka wokalistka - dzięki zbliżonej barwie głosu, swoim możliwościom i charyzmie szybko zyskała tytuł brytyjskiej Janis Joplin. Także towarzyszący jej instrumentaliści dysponowali odpowiednimi umiejętnościami. Gitarzysta Les Harvey, śpiewający basista Jimmy Dewar (później w grupie Robina Trowera) i klawiszowiec John McGinnis doskonale znali się na swoim fachu, zaś perkusista Colin Allen - jedyny Anglik w tym gronie - doświadczenie zdobywał u samego Johna Mayalla, co jest najlepszą możliwą rekomendacją w świecie brytyjskiego bluesa.

Zespół nie mógł być zresztą kiepski, skoro zainteresował się nim sam Peter Grant, słynny menadżer Led Zeppelin, i postanowił przyjąć muzyków pod swoje skrzydła. Wiąże się z tym pewna anegdota. Gdy Grant po raz pierwszy usłyszał zespół, występujący wtedy jeszcze pod oryginalną nazwą Power, wykrzyknął słowa stone the crows, co w Wielkiej Brytanii jest wyrażeniem zaskoczenia, w tym przypadku bardzo pozytywnego. Muzykom tak się to spodobało, że postanowili przemianować zespół. Grant zaś został ich menadżerem wespół z Markiem Londonem. Temu drugiem przypadła też rola producenta grupy.

Niestety, debiutancki album Stone the Crows pozostawia pewien niedosyt. Nie udało się na nim odtworzyć porywających występów grupy. Fatalnym pomysłem okazuje się rozpoczęcie całości wolną balladą "The Touch of Your Loving Hand", w warstwie instrumentalnej zdominowaną przez pianino elektryczne i organy. Jej ckliwy charakter podkreśla damsko-męski duet wokalny Bell i Dewara. Utwór trwa ponad sześć minut i bardzo się dłuży. O wiele lepiej w roli otwieracza sprawdziłby się kolejny utwór, "Raining in Your Heart" - rozpędzony, zadziorny brzmieniowo, ale całkiem chwytliwy, do tego pełen świetnych solówek McGinnisa i Harveya, a także ekspresyjnego śpiewu dwójki wokalistów. To prawdopodobnie tak grupa brzmiała na koncertach. Ponadto na pierwszej stronie winylowego wydania znalazły się dwie przeróbki: akustyczny blues "Blind Man" autorstwa Josha White'a Juniora, który dzięki oszczędnej aranżacji w pełni pokazuje wokalne możliwości Maggie, śpiewającej z soulowym żarem, a także beatlesowski "The Fool on the Hill", który w tej wersji stracił swój psychodeliczny klimat, broni się jednak jako zgrabna, klimatyczna ballada, znów świetnie zinterpretowana przez Bell.

Całą drugą stronę albumu wypełnia natomiast 17-minutowa kompozycja "I Saw America". Nie jest to typowy dla bluesrockowych wykonawców jam, a próba stworzenia rozbudowanej, wieloczęściowej formy. Poszczególne fragmenty są naprawdę fajne i jako osobne utwory naprawdę by się obroniły. Problem w tym, że nie układają się w spójną całość. Jest tu i akustyczne granie z orientalnym zabarwieniem w stylu Led Zeppelin, i dynamiczny rock z solówkami organów lub gitary, i nastrojowe zwolnienia, a nawet trochę bardziej złożonego grania z okolic twórczości Franka Zappy - to akurat najciekawszy fragment albumu, wymykający się z bluesrockowej konwencji, świadczący też o sporych umiejętnościach instrumentalistów.

Debiutancki album Stone the Crows pozostawia więc mieszane odczucia. Choć mam wrażenie, że wszystkie jego wady wynikają raczej z niekompetencji Marka Londona jako producenta, niż z winy muzyków. To przecież producent powinien odwieść zespół od wydania czegoś tak niezbornego, jak "I Saw America" - tymczasem jego nazwisko wręcz widnieje na liście kompozytorów tego utworu - a także zadbać o właściwe ułożenie tracklisty, aby nie zniechęcać słuchaczy umieszczeniem najbardziej smętnego kawałka na samym początku. Mimo wszystko, "Stone the Crows" przyniósł pewien powiew świeżości na scenie brytyjskiego blues rocka. W sumie bardzo fajne to granie, choć niewykorzystujące w pełni potencjału grupy - za wyjątkiem Maggie Bell, która błyszczy tu niemal w każdym momencie.

Ocena: 7/10

Zaktualizowano: 08.2023



Stone the Crows - "Stone the Crows" (1970)

1. The Touch of Your Loving Hand; 2. Raining in Your Heart; 3. Blind Man; 4. The Fool on the Hill; 5. I Saw America

Skład: Maggie Bell - wokal; John McGinnis - instr. klawiszowe; Les Harvey - gitara; Jimmy Dewar - gitara basowa, wokal; Colin Allen - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Mark London


Komentarze

  1. STC to fajne, mocne i z zębem zagrane płyty.. Mam i lubię.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)