[Recenzja] Aerosmith - "Toys in the Attic" (1975)



"Toys in the Attic" bywa uznawany za największe osiągnięcie Aerosmith, a przynajmniej wśród płyt z wczesnego etapu działalności. Możliwe, że właśnie tutaj udało się najlepiej połączyć komercyjne dążenia zespołu z jako takim poziomem muzycznym. Jeżeli nie oczekuje się grania ambitnego, a przyjemnej, bezpretensjonalnej rozrywki, to trzeci album amerykańskiej kapeli sprawdzi się doskonale. Jedynie ociężały, monotonny "Round and Round" odstaje od imprezowego charakteru całości. Świetnie pasują do niego natomiast inne urozmaicenia, jak "Big Ten Inch Record", przeróbka rhythm'n'bluesowego kawałka Moose'a Jacksona z 1952 roku, a także "No More No More", oba zaaranżowane w stylu staromodnego rock and rolla, czy ballada "You See Me Cryin'" z pianinem i smyczkami, ale jeszcze bez takiej tony lukru, jak późniejsze kawałki zespołu tego typu. Poza tym znajdziemy tu sporą dawkę energetycznego hard rocka, na czele z dwoma singlowymi hiciorami. "Walk This Way" opiera się na świetnym riffie, choć dziwnie przypominającym ten ze starszego "I Ain't the One" Lynyrd Skynyrd. Dość oryginalna jest natomiast skandowana, proto-rapowa partia wokalna. Jedenaście lat później kawałek doczekał się zresztą nowej wersji we współpracy z hip-hopowym duetem Run-D.M.C., co pomogło spopularyzować ten gatunek. Drugi singiel, "Sweet Emotions" to wolniejszy, przyjemnie bujający kawałek z prawie soulowymi zaśpiewami, a także hardrockowym zaostrzeniem w końcówce. W kategorii czystej rozrywki "Toys in the Attic" broni się naprawdę nieźle i obok poprzedniego "Get Your Wings" faktycznie stanowi udany punkt dyskografii Aerosmith.

Ocena: 6/10

Zaktualizowano: 01.2023



Aerosmith - "Toys in the Attic" (1975)

1. Toys in the Attic; 2. Uncle Salty; 3. Adam's Apple; 4. Walk This Way; 5. Big Ten Inch Record; 6. Sweet Emotion; 7. No More No More; 8. Round and Round; 9. You See Me Crying

Skład: Steven Tyler - wokal, harmonijka (5), instr. perkusyjne (6), instr. klawiszowe (7,9); Joe Perry - gitara, dodatkowy wokal, instr. perkusyjne, talkbox (6); Brad Whitford - gitara; Tom Hamilton - gitara basowa, gitara (2); Joey Kramer - perkusja i instr.perkusyjne
Gościnnie: Scott Cushnie - pianino (5,7); Jay Messina - marimba (6)
Producent: Jack Douglas


Komentarze

  1. kontekst
    Rok 1979, w radiu lecą różne nagrania typu: krawczyk, partita, alicja majewska, kazimierz grześkowiak i roman gerczak, sipińska, kunicka i Bogusław Mec. o 1 miejsce w opolu bije się Vox z kimś tam, a może to nie był Vox .
    I nagle któregoś słonecznego dnia dodam letniego u kolegi leci "Toys in the Attic" w całości, Tak - dostałem obuchem w głowę - bo nie wierzyłem, że tak można grać, wtedy to dla mnie było czadowo. i w ten oto sposób na zawsze TiTA zostanie w moim sercu z notą 10, cokolwiek by się nie działo. Ale tu jak wspomniałem najważniejszy jest kontekst.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z oceną, nawet według mnie jest i o 2 oczka zbyt wysoka. Najlepszym dokonaniem Aerosmith pozostaje według mnie "Permanent Vacation", gdzie udało się im połączyć hard rockową zadziorność z glam rockowymi naleciałościami w najlepszych proporcjach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się ten album JAK NA AEROSMITH nawet podoba, ale i tak mam dwie uwagi:

    1. Ten zespół dobitnie pokazuje jak cienka jest różnica między głównonurtowym rockiem a popem. Bo czy to jest naprawdę dużo mniej ambitne granie od takiego Davida Coverdale'a*? Wychodząc z tego samego punktu wystarczy odrobinę więcej parcia na szkło i nieco mniej zdolności (chociaż czy ja wiem?) i nagle się okazuje, że zespół gra pop, tyle że z gitarami.

    2. Twoje recenzowanie tego zespołu i stosunek jaki słusznie masz do jego muzyki pokazuje, że chyba warto byłoby robić częstsze i dalsze wycieczki poza muzykę rockową. Bo prędzej czy później zostaje albo nie-rock albo piosenka do filmu Armageddon ;)

    * Abstrahuję od tych dwóch funkowych wyjątków. Nie każdy lubi taką wersję Deep Purple, ale akurat ambicji bym jej nie odmawiał...

    OdpowiedzUsuń
  4. Przecież "Toys in the Attic" to jak najbardziej hard rockowa jazda, wcale nie gorsza i mniej ostra niż "Get Your Wings". "Round and Round", podobnie jak "Nobody's Fault" z Rocks, wręcz ociera się o heavy metal.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio wróciłem do Aerosmith z okresu 73-76 który w wieku 16-17 lat nawet mi się podobał i stwierdziłem, że to typowy zespół-wycinanka. Z tego albumu taki kawałek, z tamtego inny. Może w całej twórczości skleiłbym godzinną kompilację żeby sobie pobrzęczała w tle, ale póki co Tylerowi udała się tylko Liv ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak rzadko się z Tobą zgadzam, tak tu muszę przyznać Ci rację w pewnym stopniu. Chciałem się do zespołu przekonać, ale niestety, żadna z jego płyt nie porwała mnie jakoś specjalnie. W zasadzie u nich jest tak, że najlepsze rzeczy idą z reguły na single, a pozostałą część płyty zwykle można spokojnie sobie darować. Tutaj jest nie inaczej, bo tylko Walk This Way i Sweet Emotion, ew. numer tytułowy przykuwają w jakimś stopniu uwagę. I tak było później właściwie zawsze (na tych "lepszych" płytach, bo na tych gorszych hitów i tak nie było). Aerosmith to fenomen raczej wizerunkowy niż muzyczny, choć ich imidż jest dość mocno inspirowany Stonesami. Zespół to jak dla mnie troszku przereklamowany i ludzie w rzeczywistości bardziej zachwycają się ustami Tylera i klatą Perry'ego niż ich kompozycjami, które nawet w "złotym" dla nich okresie 1987-1993 nie były najwyższych lotów, choć hity, które wówczas wygenerowali są całkiem przyjemne i nie powiem, chwytliwe. I co najciekawsze - ten fakt przereklamowania i swoisty "kult obrazu" też bardzo zbliża ich do Stonesów. To typowy zespół największych hitów i singli niż całych płyt. W drugiej połowie lat 80-tych pokazali, że można grać bardziej szorstko niż hairmetalowcy, a z drugiej strony na początku lat 90-tych byli obok nich świetną "odtrutką" na zalew muzyki z Seattle.

    OdpowiedzUsuń
  7. Piosenka " Toys in the attic" to prototypowy utwór później kształcącego się heavy metalu (
    Iron Maiden, Metallica, Megadeth ileż tu można wymieniać!), a w "No more no more"" przepięknie brzmią te zawieszone akordy ."You see me crying" absolutnie nie jest cukierkowa jest przepiekna ,a w szczególności falsetto Tyler i cudowna linia melodyczna i solówka Whitforda.

    OdpowiedzUsuń
  8. Heh, w życiu bym się nie spodziewał, że jakakolwiek ocena Aerosmith wzrośnie po latach. Do tego niegdysiejsze zalety ("Round and Round") stały się - jak mniemam - wadami, a wady ("You See Me Crying" czy "Big Ten Inch Record") zaletami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem Paweł nie stwierdził, że "Round and Round" jest wadliwy sam w sobie- "ociężały, monotonny" to jest po prostu podanie jego cech w celu odróżnienia od reszty longplaya. Według mnie jest to jeden z najmocniejszych fragmentów albumu- uwielbiam refren

      Usuń
    2. W sumie dlatego napisałem "jak mniemam", bo nie byłem pewny czy te określenia to zarzuty czy cechy, a może jedno i drugie (tak naprawdę to dalej nie wiem). Chętnie bym się też dowiedział co autor tekstu sądzi o tych mniej wyróżniających się nagraniach, jak "Adam's Apple" czy "Uncle Salty".

      Usuń
    3. Powiedzmy, że bardziej doceniłem użytkowe walory tego albumu, a akurat "Round and Round" - w przeciwieństwie do tych mniej wyróżniających się nagrań, które przelatują raczej niezauważone, ale zupełnie nie przeszkadzając w odbiorze - kompletnie nie pasuje do charakteru reszty płyty. W tym kawałku zespół próbuje czegoś mniej merkantylnego, z okolic Sabbath czy Zeppelina, ale nie może się równać z tymi wykonawcami. Jak na Aerosmith nie jest zły - sam w sobie wypada lepiej od kilku innych kawałków z tego albumu, nie sprawdza się jednak jako jego część.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)