[Recenzja] The Rolling Stones - "Bridges to Babylon" (1997)



"Brigdes to Babylon" stanowi w pewnym sensie powrót do tego, co Stonesi robili w połowie poprzedniej dekady. A zatem muzycy z jednej strony próbują dogodzić swojemu konserwatywnemu twardemu elektoratowi, a z drugiej - jakoś wpisać się w trendy panujące ówcześnie w muzyce. Proporcje pomiędzy tymi dwoma radykalnie różnymi podejściami wypadają jednak zdecydowanie na korzyść pierwszego. Z trzynastu kawałków aż dziesięć to albo typowo stonesowski czad (np. "Flip the Switch", "Low Down"), albo równie przewidywalne ballady (np. "Already Over Me", "Always Suffering"), ewentualnie sztampowe reggae ("You Don't Have to Mean It"). Jeżeli cokolwiek warto tu odnotować, to chyba tylko gościnny udział wybitnego jazzowego saksofonisty Wayne'a Shortera w "How Can I Stop", który jednak zagrał absolutnie poniżej swoich możliwości, jedynie podkreślając miałkość samej kompozycji. Ciekawe, że to już drugi raz - po występie Sonny'ego Rollinsa na "Tattoo You" - gdy zespół ściągnął na sesję wielkiego jazzmana tylko po to, by ten jedynie odwalił najgorszą chałturę.

Na odrobinę więcej uwagi zasługują trzy pozostałe kawałki, przygotowane z pomocą producenckiego duetu i twórców muzyki elektronicznej The Dust Brothers. Nieznośnie ograny przez stacje radiowe "Anybody Seen My Baby?", ostatni wielki przebój The Rolling Stones, to próba zbliżenia się do ówczesnego popu, nawet dość udana, jeśli przymknąć oko na fatalny fragment z pseudo-rapowaniem Jaggera. "Saint of Me" to już próba połączenia typowego dla Stonesów grania oraz perkusyjnych sampli, co niespecjalnie się ze sobą klei. Dość wymowna wydaje się absencja Richardsa w tym nagraniu. Najciekawiej z tych bardziej eksperymentalnych kawałków prezentuje się "Might as Well Get Juiced", z przetworzonym wokalem oraz dużą ilości elektroniki i sampli, ale też udanie wplecionych bluesowych partii gitar i harmonijki. Wyszło z tego coś pomiędzy zeppelinowym "When the Levee Breaks", a ówczesną muzyką Depeche Mode, szczególnie "Barrel of a Gun" z tego samego roku. Coś, co teoretycznie nie powinno się udać, naprawdę dobrze działa. Przynajmniej w aspekcie samej korelacji tak odmiennych brzmień, bo kompozycja nie jest zbyt porywająca, albo chociaż charakterystyczna.

Aż dwa z tych trzech nowocześniejszych kawałków, "Anybody Seen My Baby?" i "Saint of Me", promowały "Bridges to Babylon" na singlach, co można uznać za nieco nieuczciwe posunięcie. Na albumie tego typu grania jest stosunkowo niewiele i sprawia wrażenie dorzuconego na siłę, by uciąć zarzuty o granie wciąż tego samego. Trudno jednak nie zarzucać "Bridges to Babylon" zachowawczości, gdy zdecydowana większość materiału brzmi jak odrzuty po wcześniejszych krążkach, o których zresztą można powiedzieć dokładnie to samo. Jeżeli kogoś ominęło dotąd słuchanie tego albumu, to proponuję sprawdzenie go w sposób fragmentaryczny, ograniczając się do kawałków nagranych z The Dust Brothers, aby przekonać się, jak The Rolling Stones próbował odnaleźć się w końcówce XX wieku.

Ocena: 4/10

Zaktualizowano: 07.2022



The Rolling Stones - "Bridges to Babylon" (1997)

1. Flip the Switch; 2. Anybody Seen My Baby?; 3. Low Down; 4. Already Over Me; 5. Gunface; 6. You Don't Have to Mean It; 7. Out of Control; 8. Saint of Me; 9. Might as Well Get Juiced; 10. Always Suffering; 11. Too Tight; 12. Thief in the Night; 13. How Can I Stop

Skład: Mick Jagger - wokal, gitara, instr. klawiszowe, harmonijka; Keith Richards - gitara, pianino, wokal (6,12,13), dodatkowy wokal; Ronnie Wood - gitara; Charlie Watts - perkusja, dodatkowy wokal
Gościnnie: Jeff Sarli - gitara basowa (1,11,13); Joe Sublett - saksofon (1,3,6,12); Waddy Wachtel - gitara (1-3,7-13), dodatkowy wokal (10); Blondie Chaplin - instr. perkusyjne (1-3,10-12); gitara basowa (3), pianino (4,11,13), dodatkowy wokal (1-4,6-8,10-13); Jim Keltner - instr. perkusyjne (1,3-7,10-13), dodatkowy wokal (10); Bernard Fowler - dodatkowy wokal (1-4,6-8,10-13); Jamie Muhoberac - gitara basowa (2), instr. klawiszowe (2,7,8); Don Was - instr. klawiszowe (2,7,13), bass (4); Darrell Leonard - trąbka (3,6,12); Benmont Tench - instr. klawiszowe (4,10); Kenny Aronoff - instr. perkusyjne (4); Danny Saber - gitara basowa (5,7), gitara (5), instr. klawiszowe (5,7); Darryl Jones - gitara basowa (6,10,12), dodatkowy wokal (10); Clinton Clifford - instr. klawiszowe (6); Me'Shell NdegéOcello - gitara basowa (8); Pierre de Beauport - gitara basowa (8), instr. klawiszowe (12); Billy Preston - organy (8); Doug Wimbish - gitara basowa (9), dodatkowy wokal (10); Wayne Shorter - saksofon (13)
Producent: Don Was, Mick Jagger i Keith Richards; The Dust Brothers (2,8,9); Danny Saber (5); Rob Fraboni (6); Pierre de Beauport (10)


Komentarze

  1. Ten album to moim zdaniem kolejny powrót do formy po średnim Voodoo Lounge. Bardzo uczuciowa płyta za sprawą pięknych ballad, które poza Thief in the Night są bardzo ładne. Uwielbiam zawarte tu reggae. Uważam, że i rockery trzymają poziom. Daję trochę naciągane 8/10 :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Album deko sie dłuży ale za sprawą trzech piosenek w stylu trochę nie
    stopniowym... Może być... Lecz po latach od premiery ciężko znosi próbę czasu... GRYWALI już lepiej ... Za to koncerty promujące ten album to już poziom światowej klasy

    OdpowiedzUsuń
  3. A czy dalej uważasz że druga połowa lat 90. to najgorszy okres dla muzyki rockowej (nawiązanie do dawnej treści recenzji)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie jest to dla mnie już takie oczywiste. Jeśli spojrzeć na to z tej strony, że w tym okresie rock zaczął drastycznie tracić popularność i resztki kreatywności na rzecz innych gatunków, to można uznać, że druga połowa lat 90. była dla niego najgorsza. Na pewno też czas ten wygląda kiepsko z perspektywy miłośnika rockowego mainstreamu - którym sam jeszcze byłem na początku 2016 roku - bo do wyboru ma albo coraz gorsze kopie tego samego, albo zwykle nieudolne próby mierzenia się popularnych wykonawców z nowymi stylami (na "Bridges to Babylon" jest jedno i drugie).

      Jeśli jednak rozpatrywać to w kategorii ilości ciekawych płyt, to druga połowa lat 90. nie wypada wcale aż tak tragicznie - na pewno ciekawiej od pierwszej połowy lat 60. (w końcu to były dopiero początki rocka), a chyba także od pierwszych dwóch dekad XXI roku. Żeby nie być gołosłownym, ukazały się wtedy np. takle płyty:

      Built to Spill - Perfect From Now On (1997)
      Built to Spill - Keep It Like a Secret (1999)
      David Bowie - 1.Outside (1995)
      David Bowie - Earthling (1997)
      Death - Symbolic (1995)
      Death - The Sound of Perseverance (1998)
      Depeche Mode - Ultra (1997)
      Duster - Stratosphere (1998)
      Faith No More - King for a Day... Fool for a Lifetime (1995)
      Fishmans - Long Season (1996)
      King Crimson - THRAK (1995)
      Modest Mouse - This Is a Long Drive for Someone With Nothing to Think About (1996)
      Modest Mouse - The Lonesome Crowded West (1997)
      Morte Macabre - Symphonic Holocaust (1998)
      Radiohead - OK Computer (1997)
      Robert Wyatt - Shleep (1997)
      Scott Walker - Tilt (1995)
      Slowdive - Pygmalion (1995)
      Spiritualized - Ladies and Gentlemen We Are Floating in Space (1997)
      Thinking Plague - In Extremis (1998)
      Tortoise - Millions Now Living Will Never Die (1996)
      Unwound - Repetition (1996)

      Z tych wszystkich albumów to najbardziej chyba wydane w tym samym roku, co "Bridges to Babylon" płyty Radiohead (hehe) i Spiritualized pokazują, że nawet wtedy było możliwe kreatywne rozwijanie rocka.

      Usuń
    2. No, i to jest konkretne zestawienie. Od siebie z tamtych czasów mogę dać zespół Labradford, który w latach 1995-97 wydał kilka porockowych płyt, również cieszących się popularnością avantindoli

      Usuń
    3. Jakoś mi umknął ten zespół - będę musiał nadrobić.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024