[Recenzja] Grand Funk Railroad - "On Time" (1969)



Okładka debiutanckiego albumu Grand Funk Railroad zdaje się wysyłać sprzeczne komunikaty. Widniejący na niej tytuł "On Time" sugeruje muzykę na czasie, ale zdjęcie muzyków to oczywista parafraza opublikowanego trzy lata wcześniej "Fresh Cream" supergrupy Cream, który przez ten czas zdążył się już lekko zdezaktualizować. Niewątpliwie jest to dobry trop, jeśli chodzi o charakter tego albumu. Także tutaj mamy bowiem do czynienia z rockowym trio grającym energetyczną mieszankę bluesa i hard rocka, z drobnymi naleciałościami psychodelii. Grand Funk Railroad powstał na początku 1969 roku z inicjatywy śpiewającego gitarzysty Marka Farnera i perkusisty Dona Brewera, którzy wcześniej grali razem w dziś już zapomnianym Terry Knight and the Pack. Składu dopełnił basista Mel Schacher z równie zapomnianej grupy Question Mark & the Mysterians. Nazwa ich nowego zespołu została zainspirowana przez Grand Trunk Western Railroad - kanadyjsko-amerykańską linię kolejową, przebiegającą przez ich rodzinne miasto, Flint w stanie Michigan.

Album "On Time" to zbiór dziesięciu utworów, opartych na klasycznych bluesowych patentach, ale zagranych z rockowym czadem oraz jamowym luzem. Elementy te mieszają się w różnych proporcjach - raz jest bliżej typowego bluesa (np. "Time Machine" ze sporą rolą harmonijki, czy wzbogacony pianinem "High on a Horse"), kiedy indziej zespół gra z wręcz hardrockową mocą (np. "Are You Ready"). Zdarzają się też wspomniane wyprawy w stronę psychodelii ("Can't Be Too Long", wstęp "Into the Sun") i granie balladowe ("Heartbreaker", fragmenty "Anybody's Answer"). Nie zabrakło też kawałka z solówką  na bębnach ("T.N.U.C."), która jednak wypada bardzo nudno i bez polotu. Lepsze wrażenie robi współpraca całego składu, gdy każdy instrument pełni tak samo ważną rolę - a tak jest przez zdecydowaną większość płyty. Właśnie to zespołowe, luźne granie okazuje się największą zaletą Grand Funk Railroad, bo songwriting nie jest mocną stroną muzyków, a próby napisania chwytliwej melodii kończą się pogrążeniem w banale. Szczególnie słychać to w pozbawionych jakiejkolwiek subtelności i finezji balladach. Pod względem kompozycji nie słyszę wielkiej różnicy pomiędzy tym zespołem, a dziesiątkami innych grających w tamtym czasie, którym nie udało się przebić do szerszej świadomości. Wykonanie instrumentalne na "On Time" jest jednak całkiem solidne i trochę szkoda, że trio uparło się na własny repertuar, zamiast wzorem innych kapel blues-rockowych sięgnąć po bluesowe standardy.

Grand Funk Railroad na swoim debiutanckim albumie podpiął się pod wciąż wówczas modny, choć już mocno wyeksploatowany styl. Młodzi muzycy jako instrumentaliści mieli wystarczające predyspozycje, by sprawdzić się w takim graniu, jednak zwyczajnie zabrakło tu dobrych kompozycji. Rezultatem jest album jakich wiele, niewyróżniający się niczym szczególnym na tle muzyki końca tamtej dekady.

Ocena: 6/10

Zaktualizowano: 11.2022



Grand Funk Railroad - "On Time" (1969)

1. Are You Ready; 2. Anybody's Answer; 3. Time Machine; 4. High on a Horse; 5. T.N.U.C.; 6. Into the Sun; 7. Heartbreaker; 8. Call Yourself a Man; 9. Can't Be Too Long; 10. Ups and Downs

Skład: Mark Farner - wokal, gitara, pianino, harmonijka; Mel Schacher - gitara basowa; Don Brewer - perkusja i instr. perkusyjne, dodatkowy wokal
Producent: Terry Knight


Komentarze

  1. dzięki za GrandFunk
    po cichu liczę na twoją recenzję Live Album

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również dziękuję Panie Pawle za recenzję.Dla mnie debiut Grand Funk to opus magnum zespołu,zdecydowanie najlepsza/najrówniejsza pozycja w dyskografii zespołu.Kolejne albumy też są bardzo dobre(tak do E Pluribus Funk) później to już niestety przysłowiowa równia pochyła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po RYM stwierdzam że mocno (aż 2 w dół) obniżyłeś tę ocenę, chyba z innymi GFR. Czemu tak ochłodził się Twój odbiór ich grania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W 2016 roku bardzo lubiłem bluesowe patenty, a funkowa rytmika była dodatkowym atutem, więc to w sumie podwyższało oceny. Dziś uważam, że ten zespół miał strasznie sztampowe, a często też mniej lub bardziej żenujące melodie, ale też ogólnie bardzo przeciętne kompozycje, zaś w wykonaniu nie ma nic finezyjnego, w przeciwieństwie do wielu innych blues-rockowych grup. Na plus wypada tu natomiast brzmienie, czasem trafia się jakiś fajny riff czy niezłe solo. I tyle.

      Usuń
  4. Trudno nie zgodzić się z oceną, nie dość że zalatuję tu wtórnością względem innych wykonawców to jeszcze większość utworów (poza bluesowymi patentami vide Time Machine) zalatuję topornością (Heartbreaker), oraz okrutnym banałem (Are you ready, poza tym dochodzą tu żenujące partie wielogłosowe). Właściwie to tylko wspomniany Time Machine wypada całkiem nieźle, ale biorąc pod uwagę twórczość konkurencji jak LZ, TYA, i Taste to żaden wyczyn.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)