[Recenzja] The Rolling Stones - "Voodoo Lounge" (1994)



Początek lat 90. to dla The Rolling Stones rozstanie z wieloletnim, oryginalnym basistą. Bill Wyman zdążył wziąć jeszcze udział w nagraniu dwóch studyjnych kawałków, które dopełniły repertuaru koncertówki "Flashpoint". I chyba wyłącznie z tego powodu warto o nich wspominać. Zarówno typowo stonesowski "Highwire", jak i funkowy "Sex Drive", to zupełnie niecharakterystyczne, nic nie wnoszące piosenki. Miejsce Wymana zajął Amerykanin Darryl Jones, który pełni tę rolę do dzisiaj, choć bez statusu pełnoprawnego członka grupy. Zespól w okrojonym/odświeżonym składzie znacznie ograniczył studyjną aktywność. Przez ostatnie ćwierć wieku ukazały się tylko trzy albumy z całkowicie premierowym materiałem. Rzadsze nagrywanie płyt nie przełożyło się jednak na wzrost jakości.

Wydany po najdłuższej do tamtej pory, pięcioletniej przerwie "Voodoo Lounge" potwierdza, że Stonesi kompletnie stracili kontakt z rzeczywistością i nagrali album, który kompletnie nie przystoi do swoich czasów. To kolejna, po poprzednim w dyskografii "Steel Wheels", próba nagrania albumu, który mógłby zostać nagrać gdzieś na przełomie lat 60. i 70., choć ponownie bez silenia się na retro brzmienie. Tym razem muzyki jest jeszcze więcej, za to okazuje się ona jeszcze mniej charakterystyczna. Poprzednio Stonesi zamieścili przynajmniej jeden zaskakujący numer, "Continental Drift". Tym razem musi wystarczyć powrót do funkowej stylistyki w "Suck on the Jugular", z fajnie uwypukloną sekcją rytmiczną i dęciakami, ale spieprzony pokracznymi chórkami, które chyba miały się kojarzyć z hip-hopem z okolic Beastie Boys. Cała reszta to albo sztampowe, zupełnie niecharakterystyczne rockery, które niczym nie różnią się od wypełniaczy z wcześniejszych płyt, albo równie przewidywalne ballady, często naprawdę okropne.

Jedna z nich nosi tytuł "The Worst", który jako opis tego kawałka lub całej płyty nie jest daleki od prawdy. Wymęczony wokal Richardsa i powielanie najgorszych klisz stylistyki country to główne przywary tego nagrania. Ten sam problem dotyczy "Thru and Thru", tyle że tu zamiast kiepskiego country są kiepskie wstawki gospel. "New Faces" brzmi jak harcerska przyśpiewka przy ognisku, "Out of Tears" razi przesłodzoną aranżacją i - fakt, że uzasadnioną tytułem - żałośnie łzawą atmosferą, a "Sweethearts Together" jest strasznie miałki oraz rozciągnięty. Jako tako broni się "Baby Break It Down", natomiast "Blinded by Rainbows" jest wprawdzie naiwny, ale ma dużo uroku, a nawet całkiem wyrazista melodię, która ma w sobie coś z wczesnych dokonań Stonesów. To jednak wciąż tylko ciekawostka dla miłośników tamtych starych płyt zespołu, a nie coś dla szerszego grona odbiorców.

Nie wiem, czy to faktycznie najgorszy album The Rolling Stones - muszę jeszcze odświeżyć dwa kolejne - natomiast na pewno najbardziej niepotrzebny z wydanych do tamtej pory. Nawet te najbardziej krytykowane przez fanów "Undercover" i "Dirty Work" okazują się bardziej wartościowe od "Voodoo Lounge", bo zostały tam przynajmniej podjęte jakieś próby odświeżenia stylu o nowe elementy.

Ocena: 3/10

Zaktualizowano: 06.2022



The Rolling Stones - "Voodoo Lounge" (1994)

1. Love Is Strong; 2. You Got Me Rocking; 3. Sparks Will Fly; 4. The Worst; 5. New Faces; 6. Moon Is Up; 7. Out of Tears; 8. I Go Wild; 9. Brand New Car; 10. Sweethearts Together; 11. Suck on the Jugular; 12. Blinded by Rainbows; 13. Baby Break It Down; 14. Thru and Thru; 15. Mean Disposition

Skład: Mick Jagger - wokal, gitara, harmonijka, instr. perkusyjne; Keith Richards - gitara, wokal (4,14), pianino, instr. perkusyjne, dodatkowy wokal; Ronnie Wood - gitara, dodatkowy wokal; Charlie Watts - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Darryl Jones - gitara basowa; Chuck Leavell - instr. klawiszowe; Benmont Tench - instr. klawiszowe, akordeon; Ivan Neville  - organy, dodatkowy wokal; Pierre de Beauport - gitara; Frankie Gavin - skrzypce, flażolet; David McMurray - saksofon; Mark Isham - trąbka; Luís Jardim, Phil Jones, Lenny Castro - instr, perkusyjne; Flaco Jimenez - akordeon; Bernard Fowler, Bobby Womack - dodatkowy wokal
Producent: Don Was, Mick Jagger i Keith Richards


Komentarze

  1. Mam podobne odczucia. Kilka fajnych kawałków i dopieszczone brzmienie, ale niestety dużo nijakich balladek. Bardzo lubię New Faces. Przypomina trochę ich piosenki z czasów Briana Jonesa. Osobiście daję tej płycie 6/10 :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydany po najdłuższej do tamtej pory, pięcioletniej przerwie "Voodoo Lounge" potwierdza, że Stonesi kompletnie stracili kontakt z rzeczywistością i nagrali album, który kompletnie nie przystoi do swoich czasów.

    Aż się boję co by było jakby nagrali album przystający do tych czasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We wcześniejszych dekadach Stonesi zawsze dobrze się odnajdywali w nowych trendach, ale możesz mieć rację, że w latach 90. nie wyszłoby to na dobre, zwłaszcza biorąc pod uwagę wiek muzyków.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)