[Recenzja] Steamhammer - "Mk II" (1969)



Eponimiczny debiut Steamhammer nie okazał się sukcesem komercyjnym, co nie powinno dziwić w zalewie podobnych wydawnictw. Kwintet umacniał jednak swoją pozycję na brytyjskiej scenie licznymi koncertami. Wiosną 1969 roku muzycy otrzymali propozycję grania u boku jednego z trzech królów bluesowej gitary, Freddy'ego Kinga. Występy otwierał set zespołu, a następnie część muzyków zostawała na scenie, aby akompaniować Amerykanowi. Takie rozwiązanie było wówczas szeroko praktykowane w przypadku bluesmanów. Aby zaoszczędzić na biletach lotniczych oraz noclegach, amerykańskie wytwórnie wysyłały na europejskie występy samych liderów, których mieli wspierać lokalni muzycy. Rosnąca popularność Stramhammer nie powstrzymała rozpadu grupy, z której odeszli gitarzysta Martin Quittenton oraz perkusista Michael Rushton. Pozostali muzycy - wokalista Kieran White, gitarzysta Martin Pugh i basista Steve Lacy - przyjęli na ich miejsce bębniarza Micka Bradleya, a także grającego na saksofonach, fletach i klawesynie Steve'a Jolliffe'a, późniejszego muzyka Tangerine Dream.

W konsekwencji tych zmian drugi album zespołu, "Mk II", przynosi bogatsze brzmienie oraz większy eklektyzm stylistyczny. Zespół wyraźnie odcina się od stricte blues-rockowego grania, które usłyszymy już tylko w czwartym na płycie "Contemporary Chick Con Song". Dzięki sporej dawce energii oraz udanym saksofonowo-gitarowym popisom jest to naprawdę fajny kawałek, choć wrażenie trochę psuje strasznie przeciętny wokal i zbyt zachowawcza gra sekcji rytmicznej. W pozostałych kawałkach, nawet jeśli pojawiają się wpływy bluesowe, to tylko jako jeden z elementów składowych, obok wyraźnych inspiracji psychodelią, folkiem czy jazzem. Doskonale słychać to na przykładzie "Supposed to Be Free" oraz rozimprowizowanego - niestety, trochę bez pomysłu - do niemal siedemnastu minut "Another Travelling Tune". Na pewno sporo wnoszą do tych nagrań saksofonowe partie Jolliffe'a, jednak cały zespół wyraźnie nie ma predyspozycji do grania takiej bardziej jamowej muzyki, nie dysponując odpowiednią wyobraźnią i błyskotliwością. Nie udaje się też ukryć miałkości samych kompozycji.

Dlatego lepiej wypadają te fragmenty, w których zespół bardziej skupia się na stworzeniu klimatu, jak ma to miejsce w bardziej stonowanym "Passing Through", trochę podchodzącym pod dokonania Wishbone Ash, a zwłaszcza w gęstym, psychodelicznym "Johnny Carl Morton". Na pewno warto wyróżnić oparty na nietypowym rytmie "6/8 for Amiran", który nie tylko za sprawą wszechobecnego tu fletu silnie kojarzy się z grającym tak wcześniej Jethro Tull. Skoro padły już porównania do innych wykonawców, to trzeba dodać, że instrumentalne "Sunset Chase" i "Fran and Dee Take a Ride" przywołują bardzo wyraźne skojarzenia z akustycznymi momentami debiutu Led Zeppelin, wydanego na parę miesięcy przed rozpoczęciem nagrań na "Mk II". Z kolei "Turn Around" daje pewne wyobrażenie na temat tego, jak mógłby brzmieć Yes, gdyby muzycy zdecydowali się grać folk. To dość urocza ballada z dużą ilością klawesynu i fletu. Podobny klimat przynosi instrumentalna miniaturka "Down Along the Grove", którą zresztą bardzo łatwo przeoczyć, traktując jako wstęp kolejnego nagrania.

Na pewno warto docenić, że zespół postawił na rozwój i bardziej zdywersyfikował swoje inspiracje. Tyle tylko, że na "Mk II" nie za bardzo klei się to wszystko w spójną całość, a do tego bardziej sprawia wrażenie przeglądu tego, co grali wówczas inni wykonawcy, niż próby stworzenia z tych elementów własnego stylu. Co więcej. wciąż brakuje wyrazistych kompozycji, a sytuacji nie ratuje średnie - szczególnie jeśli chodzi o wokal i sekcję rytmiczną - wykonanie, choć za sprawą dość bogatych aranżacji brzmi to wszystko nawet przyjemnie, a stylistyczny eklektyzm niemal pozwala uniknąć znużenia. To ostatnie nie do końca się udaje, bo jednak do "Another Travelling Tune" wdarło się trochę powtarzalności. W samym 1969 roku ukazało się mnóstwo ciekawszego rocka. Steamhammer pozostaje tu drugo-, a nawet trzecioligowym zespołem, którego nie ma sensu słuchać, jeśli nie jest się zagorzałym miłośnikiem muzyki z tamtego okresu, niezwracającym uwagi na wtórność czy niedostatki w kompozytorko-wykonawczym warsztacie.

Ocena: 6/10

Zaktualizowano: 04.2022



Steamhammer - "Mk II" (1969)

1. Supposed to Be Free; 2. Johnny Carl Morton; 3. Sunset Chase; 4. Contemporary Chick Con Song; 5. Turn Around; 6. 6/8 for Amiran; 7. Passing Through; 8. Down Along the Grove; 9. Another Travelling Tune; 10. Fran and Dee Take a Ride

Skład: Kieran White - wokal, gitara, harmonijka, drumla; Martin Pugh - gitara; Steve Jolliffe - saksofon altowy, saksofon tenorowy, flet altowy, flet sopranowy, klawesyn, dodatkowy wokal; Steve Davy - gitara basowa; Mick Bradley - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Fritz Fryer i John Hawkins


Komentarze

  1. No i zabrałem się za Steamhammer...Nie wiem czy dobrze rozpocząłem od płyty Mk II, ale w sumie nie żałuję bo to świetna muzyka. Sam się zaczynam sobie dziwić ale zaczynają mi się podobać jazzrockowe klimaty. Te solówki na saksofonie doskonale tu pasują i naprawdę fajnie to brzmi z gitarą. Moimi ulubionymi utworami są Supposed to Be Free z jazzowymi wstawkami, piękna miniaturka Sunset Chase czy Another Travelling Tune gdzie nieco irytują mnie psychodeliczne odjazdy. Największą perłą jest jednak fantastyczny Johnny Carl Morton ze świetnym podkładem granym na akustyku i klawesynie. Zupełnie nie odpowiada mi np. bardzo pokręcony 6/8 for Amirian. Ogólnie płyta godna uwagi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)