[Recenzja] John Mayall - "Thru the Years" (1971)



O tym wydawnictwie wspominałem już w recenzji "Looking Back". "Thru the Years" to kolejna kompilacja zbierająca wyłącznie niealbumowe nagrania Johna Mayalla z czasów współpracy z Deccą. Jednak tym razem repertuar w mniejszym stopniu bazuje na utworach wydanych wcześniej na singlach, a bardziej na zupełnie premierowym materiale. Ponownie cofamy się w czasie do najwcześniejszych sesji Mayalla, któremu towarzyszyli wówczas John McVie na basie, Bernie Watson lub Roger Dean na gitarze oraz Martin Hart lub Hughie Flint na bębnach. Na "Looking Back" znalazły się strony B dwóch pierwszych singli, tutaj natomiast zamieszczono kawałki ze stron A: "Crawling Up a Hill" i "Crocodile Walk". Zaskakująco niewiele w nich bluesa, przypominają raczej kawałki ówczesnych grup rockowych. Zapewne na taki materiał naciskał wydawca. To fajna ciekawostka dla fanów, ale nie jest to zbyt interesujące granie. Trochę lepiej, bo bardziej bluesowo, prezentuje się "My Baby Is Sweeter", napisany przez Williego Dixona dla Little Waltera. Nagranie pochodzi z tej samej sesji, z lutego 1964 roku, gdy zarejestrowano singiel "Crocodile Walk" / "Blues City Shakedown".

Następnie od razu przeskakujemy do okresu z Peterem Greenem jako gitarzystą i Aynsleyem Dunbarem za perkusją. Trochę dziwi brak jakichkolwiek nagrań z Erikiem Claptonem, którego nazwisko mogłoby korzystnie wpłynąć na sprzedaż "Thru the Years". Natomiast nagrania w rodzaju singlowych "I'm Your Witchdoctor" i "Lonely Years" pasowałyby na tę kompilację o wiele bardziej od tych trzech wyżej wspomnianych staroci. Poza tym trudno do czegokolwiek się przyczepić, bo kolejne uwzględnione tu utwory prezentują dużo wyższy poziom. Fajnie wypadają dwie kompozycje J.B. Lenoira - jednego z największych idoli Mayalla - zarejestrowane podczas sesji nagraniowej drugiego albumu Bluesbreakers, "A Hard Road". "Mama, Talk to Your Daughter" to dość żwawy blues ze świetnymi popisami Greena. "Alabama Blues" to natomiast solowe nagranie tego muzyka, który samodzielnie go zaśpiewał, akompaniując sobie na gitarze. W tym samym okresie, w październiku 1966 roku, zarejestrowano też wspaniałą bluesową balladę "Out of Reach", oryginalnie wydaną na stronie B singla "Sitting in the Rain". To kompozycja Greena, zaśpiewana i zagrana przez niego w bardzo emocjonalny sposób. Mayall zagrał tutaj tylko partię rytmiczną gitary, bez której właściwie mogłoby się obyć. Dużo więcej wnoszą za to McVie i Dunbar.

Takich zaskakujących momentów jest tutaj więcej. Lider w ogóle nie towarzyszył Greenowi, McVie i Dunbarowi podczas sesji z lutego 1967 roku, reprezentowanej tu trzema utworami autorstwa gitarzysty. Bardzo fajnie wypadają dwa instrumentale: lekko jazzujący "Greeny" oraz czadowy, niemalże hardrockowy "Curly". Nie mniej udana okazuje się piosenka "Missing You", gdzie Green nie tylko śpiewa, ale też odpowiada za całkiem niezłą partię harmonijki. "Curly" - wraz z zarejestrowanym podczas tej samej sesji, ale tutaj nieobecnym "Rubber Duck" (w dużej części będącym popisem Dunbara) - został wydany na singlu sygnowanym wyłącznie nazwą Bluesbreakers. Miesiąc później, już z Mayallem, odbyła się ostatnia sesja tego składu. Zarejestrowany wówczas singiel zamieszczono tutaj w całości. W energetycznym "Please Don't Tell", napisanym przez lidera, znów pojawia się niemalże hardrockowa partia gitary, ale też sporo bluesowej harmonijki. Mayall wrócił do tego utworu na swoim solowym "The Blues Alone", ale tamtejszej wersji daleko do porywającego pierwowzoru. "Your Funeral and My Trial" z repertuaru Sonny'ego Boya Willimansona II to już znacznie łagodniejsze oblicze blues rocka. Głównym instrumentem jest tutaj harmonijka lidera, jednak pozostali muzycy zapewniają solidny podkład.

Kolejny utwór to przeskok do września 1967 roku. Choć minęło niewiele czasu, to w międzyczasie zarejestrowane zostały dwa albumy - wspomniany "The Blues Alone" oraz "Crusade" - a w zespole nie został żaden z wcześniejszych współpracowników Mayalla. Składu dopełnili Mick Taylor, Keef Hartley, Paul Williams, a także saksofoniści Dick Heckstall-Smith i Chris Mercer. Singiel "Suspicions" na "Looking Back" był reprezentowany przez nagranie "Suspicions (Part Two)". Na "Thru the Years" trafił natomiast bliźniaczy "Suspicions (Part One)", również autorstwa lidera. To bardzo podobny, tak samo energetyczny kawałek o nieco jazzrockowym charakterze. Brzmienie dęciaków wywołuje wyraźne skojarzenia z nagranym w kwietniu następnego roku "Bare Wires" lub dokonaniami Colosseum. Co w sumie wychodzi na jedno, bo ten zespół został założony przez trzech muzyków ze składu "Bare Wires" - wspomnianego Heckstall-Smitha, a także Jona Hisemana i Tony'ego Reevesa, którzy zastąpili Hartleya i Williamsa. Skład Bluesbreakers poszerzył się wówczas także o trębacza Henry'ego Lowthera. Wspominam o tym dlatego, że dwa ostatnie nagrania z tej kompilacji to odrzuty właśnie z "Bare Wires". Fakt, że te kawałki nie trafiły na album, nie znaczy wcale, że są gorsze od jego zawartości. "Hide and Seek" po prostu by tam niezbyt pasował, jako stricte bluesrockowy kawałek w stylu wcześniejszych płyt, pozbawiony sekcji dętej. Ale już energetyczny instrumental "Knockers Step Forward", z porywającym popisem Taylora (podpisanego jako współautor obok lidera), pasowałby tam idealnie i spokojnie mógłby zająć miejsce innego instrumentalnego nagrania, odrobinę mniej ciekawego "Hartley Quits".

Mam pewien problem z tym wydawnictwem, bo pomijając trzy pierwsze kawałki, słucha się go niemalże jak regularnego albumu. Choć te nowsze utwory zostały zarejestrowane podczas kilku sesji, na przestrzeni około półtora roku i w różnych składach, to tworzą całkiem zgrabną, choć eklektyczną całość. W większości prezentują naprawdę wysoki poziom, przebijając wiele nagrań z albumów Johna Mayalla. Świetnym urozmaiceniem są tu chociażby kawałki śpiewane przez Petera Greena (nawet jeśli przypominają przez to bardziej wczesny Fleetwood Mac niż Bluesbreakers), który niewątpliwie był lepszym wokalistą od lidera. Ale z drugiej strony, są tu też te starsze nagrania, brzmiące znacznie bardziej archaicznie od pozostałych, a tym samym kompletnie tu nie pasują. Nie są też tak dobre, jak późniejsze. Mimo wszystko, "Thru the Years" to bardzo zacna kompilacja, która - wraz z wcześniejszą "Looking Back" - doskonale uzupełnia podstawową dyskografię Johna Mayalla z lat 60. Zdecydowanie nie powinno pomijać się tych wydawnictw podczas zapoznawania się z dokonaniami tego zasłużonego muzyka.

Ocena: 8/10



John Mayall - "Thru the Years" (1971)

1. Crocodile Walk; 2. My Baby Is Sweeter; 3. Crawling Up a Hill; 4. Mama, Talk to Your Daughter; 5. Alabama Blues; 6. Out of Reach; 7. Greeny; 8. Curly; 9. Missing You; 10. Please Don't Tell; 11. Your Funeral and My Trial; 12. Suspicions (Part One); 13. Knockers Step Forward; 14. Hide and Seek

Skład: John Mayall - wokal (1-4,10-12,14), harmonijka (1-3,10,11,14), instr. klawiszowe (1-3,10,13), gitara (4,6,12); Roger Dean - gitara (1,2); John McVie - gitara basowa (1-4,6-11); Hughie Flint - perkusja (1,2); Bernie Watson - gitara (3); Martin Hart - perkusja (3); Peter Green - gitara (4-11), wokal (5,6,9), harmonijka (9); Aynsley Dunbar - perkusja (4,6-11); Mick Taylor - gitara (12-14); Paul Williams - gitara basowa (12); Keef Hartley - perkusja (12); Dick Heckstall-Smith - saksofon tenorowy i sopranowy (12,13); Chris Mercer - saksofon tenorowy (12,13); Tony Reeves - gitara basowa (13,14); Jon Hiseman - perkusja (13,14); Henry Lowther - trąbka (13)
Producent: John Mayall i Mike Vernon


Komentarze

  1. Równie świetna jak "Looking Back". Nigdy nie komentowałem recenzji płyt JM, a to tylko z jednego prozaicznego powodu - dla mnie BYŁ, JEST i BĘDZIE WIELKI. Może mniej wokalnie, ale kompozytorsko i muzycznie z pewnością. Człowiek blues'a z krwi i kości. Tylko chylić czoła i dziękować, dziękować, dziękować... Jasiu trzymaj się !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kawałki Greena rzeczywiście świetne, chyba nawet lepsze niż te z regularnych płyt, z Taylorem też spoko, ale jednak początek płyty bardzo średni i niestety ciągnie on całość w dół...

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby to był wydany dzisiaj regularny album, to pierwsze trzy utwory umieścił bym na końcu jako bonusy. A cała reszta powoduje uśmiech od ucha do ucha. 9/10

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak czytam sobie poprawiane recenzje Johna Mayalla i zastanawiam się co by tu skomentować, ale jakoś nic sensownego mi nie przychodzi do głowy. ;)

    To może z innej strony. Będą jakieś nowe recenzje JM? Tak się zastanawiam co by jeszcze poznać z jego obszernej (pewnie zbyt obszernej ;) ) dyskografii. Z albumów omówionych na blogu znam wszystko oprócz albumu z 2017 roku. Dodatkowo zapoznałem się jeszcze z debiutem, oraz z albumami "Wake Up Call', "Spinning Coin", "Blues For The Lost Days", "Padlock On The Blues", "Stories" i "70th Birthday Concert".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co słyszałem, a nie zrecenzowałem, kompletne nic nie zwróciło mojej uwagi. Mayall co miał do zaproponowania, to pokazał w pierwszym 10-leciu działalności. Potem tylko trzymał się wypracowanej stylistyki, a same kompozycje i wykonanie raczej nie są warte odnotowania. Dwa najnowsze albumy są o tyle warte uznania, że w takim wieku wciąż mu się chce i udaje utrzymać całkiem przyzwoity poziom, choć oczywiście nie jest to poziom tych lepszych albumów z początku kariery.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)