[Recenzja] Cactus - "One Way... or Another" (1971)



Zaledwie osiem miesięcy po ukazaniu się debiutanckiego longplaya Cactus, do sklepów trafił jego następca, "One Way... or Another". W międzyczasie nie doszło do żadnych drastycznych zmian - ani w kwestii składu, ani kierunku muzycznego. Jednak muzycy zdążyli się zgrać i w rezultacie stworzyć materiał nieco lepiej przemyślany od chaotycznego debiutu. Kompozycje są trochę bardziej dopracowane, pomimo wciąż surowego brzmienia i dość topornego wykonania. Najsłabszym ogniwem pozostaje warstwa wokalna, choć Rusty Day tym razem stara się śpiewać mniej bełkotliwie. I radzi sobie o wiele lepiej od Tima Bogerta, który nie wiedzieć po co przejął mikrofon w "Rockout Whatever You Feel Like". Sam kawałek nie jest najgorszy, szczególnie dzięki partiom harmonijki, jednak fragmenty wokalne wypadają naprawdę fatalnie.

W repertuarze znów nie brakuje sztampowego grania na pograniczu hard rocka i bluesa (np. przeróbka "Long Tall Sally" Little Richarda, "Rock 'n' Roll Children"). Choć spróbowano zaoferować coś więcej. W pierwszej części "Big Mama Boogie (Parts I & II)" muzycy próbują sił w akustycznym bluesie, jednak wyszło strasznie monotonnie, a przez szybkie tempo nie ma tu nawet żadnego klimatu, a jedynie wrażenie, że muzycy chcą jak najszybciej to odegrać i wrócić do czadowania. Druga część tego utworu jest już rzeczywiście znacznie cięższa, bardziej energetyczna. I to pierwszy naprawdę udany moment tego albumu - świetny instrumentalny jam, w którym gitara, bas oraz perkusja pełnią równorzędną rolę. Szczególnie Bogert i Appice pokazują się tutaj od jak najlepszej strony. Całkiem fajnie od strony instrumentalnej wypada "Feel So Bad" z repertuaru Chucka Willisa, gdzie muzykom udaje się grać energetycznie i w całkiem uporządkowany sposób. Nawet udanie wpleciono tu partie gitary akustycznej. Jednak dobre wrażenie psują okropne zaśpiewy w refrenie. "Song for Aries" jest na szczęście w całości instrumentalny i muzykom w końcu udaje się stworzyć całkiem przyjemny nastrój, którego nie psuje nawet ostrzejsze solo Jima McCarty'ego. Najlepszym nagraniem jest tu jednak "Hometown Bust", przeplatający łagodniejsze fragmenty z cięższym, ale zdecydowanie bluesowym graniem. Tym razem nie tylko instrumentaliści pokazują się od najlepszej strony, ale też Rusty wchodzi na wyżyny swojej wokalnej ekspresji. Na zakończenie albumu zespół wraca do hardrockowego czadowania, jednak tytułowy "One Way... or Another" opiera się na całkiem wyrazistym riffie, a sekcja rytmiczna nie ogranicza do najprostszego akompaniamentu, dzięki czemu kawałek wypada całkiem przyzwoicie.

Drugi album Amerykanów wypada pod każdym względem lepiej od swojego eponimicznego poprzednika. Ale poprawa poprawą, a wciąż trochę mało tu - nawet jak na zespół hardrockowy - polotu. Jeśli ktoś szuka muzyki, która przede wszystkim ma być energetyczna i prosta w odbiorze, mającej wypełniać tło podczas jazdy samochodem czy uprawiania sportów, to "One Way... or Another" zapewne się w tej roli dobrze sprawdzi. Przy większych oczekiwaniach względem muzyki nie ma w ogóle sensu, by brać się za dokonania Cactus.

Ocena: 6/10



Cactus - "One Way... or Another" (1971)

1. Long Tall Sally; 2. Rockout Whatever You Feel Like; 3. Rock n' Roll Children; 4. Big Mama Boogie (Parts I & II); 5. Feel So Bad; 6. Song for Aries; 7. Hometown Bust; 8. One Way... or Another

Skład: Rusty Day - wokal, harmonijka; Jim McCarty - gitara; Tim Bogert - gitara basowa, wokal (2), dodatkowy wokal; Carmine Appice - perkusja i instr. perkusyjne, dodatkowy wokal
Producent: Cactus


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)