[Recenzja] The Jeff Beck Group - "Beck-Ola" (1969)



"Beck-Ola", drugi album The Jeff Beck Group (i pierwszy, który ukazał się pod tym szyldem), został zarejestrowany niespełna rok po bardzo udanym "Truth". W międzyczasie Beck pozbył się perkusisty Micky'ego Wallera, którego sposób gry uważał za zbyt miękki. Potrzebował bębniarza, którego gra będzie bardziej adekwatna do muzyki zespołu, coraz bardziej oddalającej się od bluesowych korzeni w stronę hard rocka (jakby próbując dogonić Led Zeppelin, który przecież sam sporo zawdzięczał Jeff Beck Group). Znalazł takiego muzyka w osobie Tony'ego Newmana, późniejszego członka May Blitz oraz współpracownika Davida Bowie. Z drugiej strony, do składu na stałe dołączył też pianista Nicky Hopkins, co nieco złagodziło brzmienie.

Kolejna istotna różnica w porównaniu z "Truth" to fakt, że tym razem na album trafiły tylko dwie cudze kompozycje. Obie zresztą z repertuaru Elvisa Presleya, co wydaje się raczej dziwnym wyborem. "Jailhouse Rock" jest zagrany nieco ciężej, ale poza tym nie odbiega daleko od sztampowego rock and rolla. Nieco mniej zachowawczo muzycy podeszli do "All Shook Up", który na szczęście nie zachował wiele z oryginału. W tej wersji jest to całkiem fajny bluesowo- hardrockowy kawałek, w sumie najbardziej wyrazisty, a tym samym najlepszy, z całego albumu.

Pozostałe pięć utworów to już kompozycje członków zespołu. Pomijając łagodny instrumental "Girl from Mill Valley", skomponowany przez Hopkinsa i przez niego zdominowany, jest to bardzo energetyczne granie o ciężkim, surowym brzmieniu, z naprawdę świetną grą Becka, Newmana i Ronniego Wooda oraz charyzmatycznym śpiewem Roda Stewarta. Szkoda tylko, że same kompozycje są zupełnie nijakie, bez choćby jednego zapamiętywanego motywu czy melodii. Jeden tylko "Rice Pudding" zawiera całkiem chwytliwy riff, ale na resztę tego instrumentala kompletnie zabrakło pomysłu. To wyjaśnia, dlaczego na poprzednim longplayu nie znalazł się ani jeden autorski utwór tych muzyków (jedyne nagranie niebędące przeróbką, "Beck's Bolero", podpisał Jimmy Page). Byli z nich świetni wykonawcy, ale kompozytorzy żadni.

Brak dobrych kompozycji to jedno, ale na "Beck-Ola" doskwiera też pewna jednorodność materiału. Większość kawałków jest do siebie bardzo podobna, przez co gdy już pojawia się coś w innym stylu ("Girl from Mill Valley", "Jailhouse Rock"), to sprawia wrażenie kompletnie nie pasującego do reszty. "Truth" jest na pewno albumem bardziej różnorodnym, ale też zdecydowanie spójniejszym. Ogólnie jest to wciąż bardzo fajna muzyka, jednak zespół powinien pozostać przy graniu cudzych kompozycji.

Niestety, skład ten nie zdołał już się zrehabilitować. Podczas amerykańskich występów promujących "Beck-Ola", tarcia w zespole doprowadziły do odejścia Stewarta i Wooda (wkrótce potem połączyli siły z byłymi muzykami Small Faces pod szyldem The Faces). Nie doszło tym samym do zaplanowanego występu na niezapomnianym Woodstock Festival. Wziął w nim udział jedynie Hopkins, który wsparł grupę Jefferson Airplane. W późniejszym czasie pianista dołączył do Quicksilver Messenger Service oraz wspomagał The Rolling Stones. Tymczasem Beck chwilowo musiał porzucić muzykę, dochodząc do siebie po wypadku samochodowym, ale już wkrótce miał zacząć zbieranie zupełnie nowego składu The Jeff Beck Group.

Ocena: 7/10



The Jeff Beck Group - "Beck-Ola" (1969)

1. All Shook Up; 2. Spanish Boots; 3. Girl from Mill Valley; 4. Jailhouse Rock; 5. Plynth (Water Down the Drain); 6. The Hangman's Knee; 7. Rice Pudding

Skład: Rod Stewart - wokal; Jeff Beck - gitara; Ronnie Wood - gitara basowa; Tony Newman - perkusja; Nicky Hopkins - instr. klawiszowe
Producent: Mickie Most


Komentarze

  1. Ten album nie robi takiego wrażenia jak Truth. Mówiąc szczerze jedynymi świetnymi utworami są instrumentalne Rice Pudding i Girl from Mill Valley. Reszta jest moim zdaniem nijaka i nagrana na siłę. Takie odnoszę wrażenie. Na szczęście Beck nieco później reaktywuje swój zespół w nowym składzie i wszystko wróci do normy. Oczywiście mam tu na myśli skład z Cozy Powellem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno ten album nie ma aż tak zapamiętywalnych motywów, jak wówczasz Led Zeppelin II. Jednak żeby uznać Rice Pudding za "zupełnie nijaki" to trzeba się chyba postarać ;). Serio jest to chyba najbardziej wyrazista kompozycja w dorobku Jeff Becka w ogóle. Nawet Jimmy Paige cytował Rice Pudding jako intro do Heartbreaker https://www.youtube.com/watch?v=aTJWLJolhqc&t=1615s Serio, słuchając tego początku miałem wrażenie, że jest to jakiś odrzut z Cody (wliczając wersje Deluxe) lub jakiś utwór z sesji dla BBC.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam riff jest bardzo ok, ale ewidentnie zabrakło pomysłu, jak go wykorzystać. Pomiędzy kolejnymi powtórzeniami tego motywu coś tam sobie brzdąkają, powielając klisze bluesrockowej stylistyki i nic z tego właściwie nie wynika. Trudno tu w ogóle mówić o kompozycji. Podtrzymuje: jako całość jest to nijaki kawałek, w którym zmarnowano dobry riff. A na "Truth" znajdzie się kilka co najmniej tak samo wyrazistych motywów, które w dodatku są punktem wyjścia dla czegoś ciekawszego.

      Usuń
    2. Z tą najbardziej "najbardziej wyrazistą kompozycją" to faktycznie nieco przesadziłem (choć te brzdąkanie jest całkiem przyjemne). Jednak bardziej mi chodziło o sam riff, bo ta zespołowa improwizacja nie wykorzystuję nawet w połowie potencjału tego fajnego motywu.

      Usuń
    3. Słusznie jednak zwróciłeś mi uwagę, że niesprawiedliwie wrzuciłem ten kawałek do jednego worka z innymi z tej płyty, dlatego doprecyzowałem nieco recenzję.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)