[Recenzja] Free - "Free" (1969)



Jeszcze w tym samym roku, gdy ukazał się debiutancki "Tons of Sobs", dyskografia Free powiększyła się o kolejny, eponimiczny album. Tym razem niemal cały materiał został napisany przez Paula Rodgersa i Andy'ego Frasera. Jedynie "Trouble on Double Time" został podpisany przez cały skład. Stąd też pewnie zmiana charakteru i brzmienia muzyki. Zespół zaczął oddalać się powoli od swoich bluesowych korzeni, proponując mocniej zróżnicowany i jakby bardziej subtelny materiał. Wyraźnie zwiększyła się rola gitary basowej, która nierzadko wysuwa się na  pierwszy plan w warstwie instrumentalnej. Co więcej, Fraser zagrał też część partii gitary rytmicznej. Tym samym udział Paula Kossoffa często sprowadza się do ubarwiania brzmienia solowymi partiami, które są zresztą bardzo schematyczne i grane jakby od niechcenia.

Album wypełniają głównie dość zwyczajne piosenki, w sumie całkiem przyjemne, ale raczej średnie pod względem melodycznym, niezbyt atrakcyjnie wykonane i zanadto wygładzone brzmieniowo (singlowe "I'll Be Creepin'" i "Broad Daylight", "Songs of Yesterday"). Pomiędzy nimi pojawiają się zaś głównie spokojniejsze kawałki o dość pastoralnym nastroju - przeważnie mało wyraziste i zbyt jednostajne, oparte na jednym motywie ("Lying in the Sunshine", "Mouthful of Grass"), choć finałowemu "Mourning Sad Morning" nie można odmówić sporego uroku i przejmującego, minorowego klimatu, będącego w znacznym stopniu zasługą gościnnych partii fletu w wykonaniu Chrisa Wooda z Traffic. Bardziej bluesowy charakter mają "Trouble on Double Time" i "Woman" - ten pierwszy wypada w sumie dość ospale (poza świetną partią basu i przebudzającym się w trakcie solówki Kossoffem), ale już w drugim z nich w końcu pojawia się więcej energii, choć lepiej sprawdziłoby się tu bardziej surowe brzmienie w stylu debiutu. Przykładem kompletnie zmarnowanej szansy jest natomiast "Free Me". Muzykom udało się stworzyć naprawdę intrygujący klimat, który sprawia, że słuchacz czeka na jakiś interesujący rozwój - to jednak nie następuje, zespół przez pięć minut powtarza jeden motyw, w żaden sposób go nie przetwarzając, ani nie zwiększając intensywności, choć aż się tu prosiło o takie rozwiązania.

To nie jest jakiś bardzo kiepski album. Nie wywołuje u mnie szczególnie negatywnych odczuć. To tylko prosta, trochę zbyt wygładzona, ale bezpretensjonalna i pozbawiona kiczu muzyka, której mógłbym słuchać w roli nieangażującego tła. Muzycy zadbali o to, by całość była dość zróżnicowana, jednak w poszczególnych utworach dzieje się zdecydowanie za mało. To mógłby być znacznie lepszy album, gdyby w jego powstawanie zaangażował się cały zespół, a nie tylko wokalista z basistą.

Ocena: 6/10



Free - "Free" (1969)

1. I'll Be Creepin'; 2. Songs of Yesterday; 3. Lying in the Sunshine; 4. Trouble on Double Time; 5. Mouthful of Grass; 6. Woman; 7. Free Me; 8. Broad Daylight; 9. Mourning Sad Morning

Skład: Paul Rodgers - wokal; Paul Kossoff - gitara; Andy Fraser - gitara basowa, gitara, pianino; Simon Kirke - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Chris Wood - flet (9)
Producent: Chris Blackwell


Komentarze

  1. Nudna płyta. Spodziewałem się dużo ciekawszej i bardziej energetycznej muzyki. Paul Kossof, który uważany jest za bardzo utalentowanego gitarzystę prawie nic tu nie pokazuje. Są co prawda momenty, kiedy serce mocniej zabije, ale to za mało. Rogers też śpiewa tu bardzo nierówno. Czasem fajnie zachrypi a czasem całkowicie przynudzi. Ta płyta po prostu leci i nic z niej nie wynika.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)