[Recenzja] Cream - "Fresh Cream" (1966)



Cream to pierwsza w historii muzyki rockowej supergrupa. Do tamtej pory efemeryczne składy w gwiazdorskiej obsadzie były przede wszystkim domeną jazzu, rzadziej bluesa. Rock działał na nieco innych zasadach: zespoły były zakładane przez grupkę dobrych znajomych, zwykle nie mających żadnego profesjonalnego doświadczenia. Inicjatorem powstania Cream był Eric Clapton - prawdopodobnie najbardziej wówczas ceniony europejski gitarzysta. Sławę przyniosła mu już gra z zespołem The Yardbirds (znanym głównie z tego, że karierę zaczynał w nim nie tylko Clapton, ale też dwóch innych słynnych gitarzystów: Jeff Beck i Jimmy Page). Właśnie w tamtym czasie na brytyjskich murach zaczęły pojawiać się hasła w rodzaju Clapton is God. Gitarzysta odszedł jednak z kapeli, gdy pozostali muzycy postanowili oddalić się od bluesowych korzeni na rzecz bardziej komercyjnego grania. Clapton dołączył wówczas do zespołu Johna Mayalla, z którym nagrał album "Blues Breakers" - niezwykle przełomowe dzieło, definiujące stylistykę blues rocka.

Gdy w lipcu 1966 roku longplay trafił do sklepów, drogi Claptona i Mayalla zdążyły się już rozejść. Gitarzysta miał większe ambicje, niż granie w cudzym zespole. Stworzył więc własną grupę o wszystko mówiącej nazwie Eric Clapton and the Powerhouse. Składu dopełnili wokalista Steve Winwood (później w Traffic i Blind Faith), basista Jack Bruce (który też przewinął się przez grupę Mayalla), perkusista Pete York, pianista Ben Palmer oraz grający na harmonijce Paul Jones. Zespół nie istniał długo, bo wkrótce lider zmienił swoją koncepcję. Stało się to podczas koncertu amerykańskiego bluesmana Buddy'ego Guya. Muzyk, z przyczyn finansowych, przyleciał jedynie z dwoma innymi instrumentalistami. Clapton był pod wrażeniem, że w tak małym składzie można zabrzmieć tak dobrze. Postanowił stworzyć własne trio. Wiedział jednak, że musi zebrać muzyków z najwyższej półki. Jack Bruce idealnie się nadawał - był prawdziwym wirtuozem gitary basowej, używającym jej nie tylko jako instrumentu rytmicznego, ale także melodycznego i solowego. Ponadto był zdolnym kompozytorem. Zaproszenie do składu otrzymał też Ginger Baker - prawdopodobnie najlepszy brytyjski perkusista tamtych czasów, zafascynowany jazzem i muzyką afrykańską. Baker bardzo chciał grać z Claptonem, choć niekoniecznie z Bruce'em - obaj występowali już wcześniej w łączącym jazz i rhythm and bluesa The Graham Bond Organisation i szczerze się nienawidzili. Obaj jednak zdawali sobie sprawę, że obecność tego drugiego jest niezbędna do powstania wybitnej grupy.

Trio przyjęło nazwę Cream, ponieważ tworzący je muzycy byli prawdziwą śmietanką ówczesnej brytyjskiej sceny muzycznej. Instrumentaliści bardzo szybko się dogadali - przynajmniej pod względem muzycznym (personalne spięcia między Bruce'em i Bakerem wciąż dawały o sobie znać). Było jasne, że rola sekcji rytmicznej w takim zespole nie może się ograniczać do akompaniamentu dla gitary. Zespół wypracował zupełnie oryginalny - w kontekście rocka - styl, w którym każdy instrument odgrywał tak samo istotną rolę. Bardzo pomogły tu bluesowe i jazzowe doświadczenia całej trójki. Dzięki nim wnieśli muzykę rockową na zupełnie nowy poziom, wprowadzając niespotykaną w niej wcześniej wirtuozerię, interakcję między muzykami, a także kreatywne improwizacje. Pozostawał jednak pewien problem. Członkowie zespołu byli wybitnymi instrumentalistami, ale żaden z nich nie umiał śpiewać. Postanowili podzielić się obowiązkami wokalnymi, choć ostatecznie najczęściej śpiewał Bruce, pomimo niezbyt ciekawej barwy głosu i niewielkich umiejętności. Nie przeszkodziło to jednak zespołowi w odnoszeniu wielkich sukcesów komercyjnych. Z dzisiejszej perspektywy ważniejsze jest jednak to, że trio odegrało ogromną rolę w rozwoju muzyki rockowej, z jednej strony zwiększając jej ambicje, a z drugiej - przyczyniając się do powstania jej cięższych odmian.

Już w lipcu 1966 roku trio zadebiutowało na scenie. Od sierpnia pracowało zaś w studiu. Dopiero w październiku ukazał się pierwszy singiel. Wybrano kompozycję Jacka Bruce'a (z tekstem Pete'a Browna, zaproszonego do współpracy przez Bakera), "Wrapping Paper". Ta lekka piosenka, w klimacie staroświeckiego popu, zupełnie nie zapowiadała przyszłych dokonań Cream. Nieco bliżej było na kolejnym singlu, sporym przeboju "I Feel Free" (autorstwa tego samego duetu). Melodycznie znów jest dość staroświecko i popowo, ale zwraca uwagę bardziej energetyczna i cięższa gra zespołu, a także lekko psychodeliczny klimat. Debiutancki album, zatytułowany "Fresh Cream" ukazał się 9 grudnia 1966 roku. Na brytyjskiej wersji nie powtórzono kawałków singlowych (w Stanach dodano "I Feel Free" zamiast "Spoonful"). I dobrze, bo zupełnie by nie pasowały do całości, a wręcz obniżały jej poziom. Longplay pokazuje inne, bardziej surowe, niemal czysto bluesrockowe oblicze grupy. Repertuar w połowie składa się z przeróbek bluesowych standardów, a w połowie z autorskich kompozycji Bruce'a ("N.S.U.", "Sleepy Time Time", "Dreaming") i Bakera ("Sweet Wine", "Toad"), częściowo z tekstami ówczesnej żony basisty, Janet Godfrey ("Sleepy Time Time", "Sweet Wine").

Pierwsze cztery kawałki to właściwie proste, melodyjne piosenki rockowe z domieszką bluesa i  śladowymi ilościami psychodelicznego klimatu. Choć już w nich uwagę zwracają ostre solówki Claptona i wyrazista gra sekcji rytmicznej. Partie Bruce'a i Bakera robią wrażenie przede wszystkim w zwartym miksie monofonicznym. Stereofoniczny miks wykonano w typowy dla tamtego okresu sposób - perkusja i bas w jednym kanale, gitara w drugim, wokal pośrodku - przez co muzyka tria straciła swoje potężne brzmienie. Muzycznie robi się ciekawej od kończącego pierwszą stronę winylowego wydania "Spoonful" - przeróbce bluesowego klasyka, napisanego przez Williego Dixona dla Howlin' Wolfa. To sześć i pół minuty nieskrępowanego grania, z potężną grą sekcji rytmicznej, a także swobodnymi, bluesowymi solówkami na gitarze i harmonijce (w wykonaniu Bruce'a). Fantastycznie wypadają też instrumental "Cat's Squirrel" Charlesa Rossa oraz "Rollin' and Tumblin'" Muddy'ego Watersa, w których trio gra w jeszcze bardziej nieskrępowany sposób, powalając energią i sporym, jak na tamte czasy, ciężarem. Szkoda tylko, że pierwszym z nich następuje wyciszenie po ledwie trzech minutach. Bardziej piosenkowy charakter mają aranżacje "Four Until Late" Roberta Johnsona (jedyny tutaj kawałek ze śpiewem Claptona, który w roli wokalisty sprawdził się lepiej od Bruce'a) i "I'm So Glad" Skipa Jamesa (tutaj pojawia się też świetna część instrumentalna). Potężne granie wraca w finałowym "Toad", zbudowanym według jazzowego schematu temat-improwizacje-temat. Przy czym środkowa część to przede wszystkim fantastyczne solo Bakera (zdecydowanie najbardziej kreatywnego spośród rockowych bębniarzy). To pierwowzór "Moby Dick" Led Zeppelin, "Rat Salad" Black Sabbath i wielu innych kawałków, zbudowanych dokładnie na tej samej zasadzie, ale nigdy tak porywających.

"Fresh Cream" to album, który faktycznie odświeżył muzykę rockową. Jego wpływ jest nie do przecenienia. Z jednej strony twórczość zespołu przyczyniła się do przeistoczenia blues rocka w hard rock, wyprzedzając o kilka lat Led Zeppelin i ledwie o włos Jimiego Hendrixa. A z drugiej - i to według mnie ważniejsze - zwiększyła rolę sekcji rytmicznej w zespole rockowym oraz wprowadziła do tego gatunku improwizacje, wcześniej zarezerwowane dla jazzu (choć ten element znalazł zastosowanie przede wszystkim na koncertach grupy), tym samym czyniąc ją bardziej ambitną i wyrafinowaną. "Fresh Cream" był jednym z kilku wydanych w 1966 roku albumów - obok "Blues Breakers" Johna Mayalla, "East-West" The Butterfield Blues Band, "Fifth Dimension" The Byrds, "Revolver" Beatlesów, "Aftermath" Stonesów, "Freak Out!" The Mothers of Invention i debiutu The 13th Floor Elevators - które przyczyniły się do zmiany rocka na lepsze. 

Ocena: 8/10

PS. Ale wersji stereo odjąłbym jeden punkt od oceny. Jedynie w mono naprawdę słychać, jak ważny to album. Również wersji amerykańskiej nie oceniłbym tak wysoko - zamiana "Spoonful" na "I Feel Free" była naprawdę fatalnym pomysłem.



Cream - "Fresh Cream" (1966)

UK: 1. N.S.U.; 2. Sleepy Time Time; 3. Dreaming; 4. Sweet Wine; 5. Spoonful; 6. Cat's Squirrel; 7. Four Until Late; 8. Rollin' and Tumblin'; 9. I'm So Glad; 10. Toad

US: 1. I Feel Free; 2. N.S.U.; 3. Sleepy Time Time; 4. Dreaming; 5. Sweet Wine; 6. Cat's Squirrel; 7. Four Until Late; 8. Rollin' and Tumblin'; 9. I'm So Glad; 10. Toad

Skład: Jack Bruce - wokal, gitara basowa, harmonijka, pianino; Eric Clapton - gitara, wokal (7), dodatkowy wokal; Ginger Baker - perkusja i instr. perkusyjne, dodatkowy wokal
Producent: Robert Stigwood


Komentarze

  1. Wspaniali i ponadczasowi. Myślę, że w ten sposób można najlepiej określić Cream. Świetny debiut. Moje faworyty z tego krążka to N.S.U. i Sweet Wine. Moja ocena 9/10 :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po wcześiejszych dyskusjach o Cream kupiłem Fresh Cream. O ile Disraeli jest dla mnie komercyjny, popowy i bitelsowski przez co starosciwcki a Wheels jest dla mnie nudny z utworem którego nie cierpię czyli White Room to stwierdzam że nie spodziewałem się że polubię płytę Cream. Jak posłuchałem Fresh to teraz wiem na czym rzeczywiście się wzorowali Zeppelini. Ale według mnie dotyczy to tylko Fresh bo następne 2 płyty to już zachowawcze i wykalkulowane granie. Nawet wokal mnie nie odrzuca na tej płycie. Świetne granie, takie szczere i brzmienie również jest ok bo brudne. Słychać że nagrywając Fresh nie myśleli o sprzedaży a o graniu jakim chcą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że nie jestem jedyny, który nie jest w stanie słuchać tego albumu w wersji stereo. ;) Wiem, że to znak czasów, ale tak toporne odseparowanie od siebie tak pięknie napier..... wspólnie instrumentów to czysty kretynizm.

    OdpowiedzUsuń
  4. Spoonful to jeden z najlepszych kawalkow rockowych z harmonijka,Na pewno top 5.Szkoda ze na wersji US go nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dla mnie ich dwie pierwsze płyty to 9/10, a potem już tylko lepiej, nie licząc może Goodbye

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja mam w takim razie jakąś udziwnioną wersję tego albumu na cd. 1997 rok, Polygram to wydał i na cd-ku (który kiedyś zakupiłem w UK) jest 11 utworów, czyli i I Feel Free i Spoonful.
    Chociaż to stereo a nie mono, to jak dla mnie 9.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Soft Machine - "Fifth" (1972)

[Recenzja] Polish Jazz Quartet - "Polish Jazz Quartet" (1965)