[Artykuł] Najważniejsze utwory The Doors

The Doors w oryginalnym składzie - z Jimem Morrisonem jako wokalistą - istniał zaledwie pięć lat. Przez ten czas muzycy zdążyli nagrać aż sześć albumów studyjnych i zyskać sławę jednego z najlepszych, ale też najbardziej kontrowersyjnych, amerykańskich zespołów rockowych.

The Doors: Jim Morrison, John Densmore, Ray Manzarek i Robby Krieger.


1. "Break on Through (to the Other Side)" (z albumu "The Doors", 1967)

Szybki utwór oparty na rytmie bossa novy (zaproponowanym przez perkusistę, Johna Densmore'a), otwierający debiutancki album zespołu. Gitarzysta Robby Krieger przyznaje, że główny riff zaczerpnął z utworu "Shake Your Moneymaker" w wykonaniu Paula Butterfielda (oryginał wykonywał Elmore James). Tekst Jima Morrisona został częściowo zainspirowany książką "City of Night" Johna Rechy'ego i mówi o strachu przed przemijaniem. Nie jest jednak tajemnicą, że tytułowe słowa odnoszą się do stanu po zażyciu narkotyków. Klawiszowiec grupy, Ray Manzarek, nazywał ten utwór poezją LSD. Przedstawiciele wytwórni Electra Records postanowi ukryć przesłanie utworu, skracając powtarzany w refrenie wers "She gets high" do samego "She gets". Dopiero na reedycjach albumu po 1999 roku przywrócono słowo "high".
"Break on Through (to the Other Side)" był pierwszym singlem zespołu - nie radził sobie jednak najlepiej na notowaniach. Muzycy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce: Wszyscy czterej dzwoniliśmy do stacji radiowych - opowiadał Manzarek - i cienkimi głosikami mówiliśmy: "Cześć, chciałbym usłyszeć ten fantastyczny kawałek Doorsów. To nasze chłopaki z L.A.! Zagrajcie 'Break on Through'". No i w końcu dziewczyna, która odbierała telefony, czy DJ, czy kto tam był pod ręką, mówił: "Dobra, ale przestańcie dzwonić. Wiemy, że jesteście z zespołu, albo płacą wam za to, żebyście dzwonili, więc dajcie już sobie spokój". Utwór ostatecznie doszedł do 126. miejsca w Stanach. Znacznie wyżej notowany był w Europie - 64. miejsce w Wielkiej Brytanii, 8. we Francji.


2. "Light My Fire" (z albumu "The Doors", 1967)

W przeciwieństwie do "Break on Through", drugi singiel zespołu, "Light My Fire" radził sobie w notowaniach znacznie lepiej, docierając na sam szczyt amerykańskiego notowania. 1. miejsce osiągnął także we Francji, natomiast w Wielkiej Brytanii zaledwie 7., ale trzeba pamiętać, że wciąż był to czas hegemonii The Beatles na tamtejszym rynku muzycznym. Warto dodać, że singlowa wersja utworu była skrócona o ponad połowę - wycięto z niej długie solówki Manzarka i Kriegera, które nagrali pod wpływem utworu "My Favorite Things" Johna Coltrane'a.
"Light My Fire" jest głównie dziełem Kriegera. To była jego pierwsza piosenka, jaką napisał w życiu - mówił Manzarek. Zresztą jest to dość ciekawa historia. Po jednej z prób powiedzieliśmy sobie, że w domu każdy z nas napisze jedną piosenkę. Nikt z nas niczego nie wymyślił, a on przyszedł z "Light My Fire". Utwór był jednak niedopracowany, zawierał tylko zwrotkę i refren. Potem nastąpiła "obróbka zespołowa" - wyjaśniał w innym wywiadzie Manzarek. W tym przypadku John podrzucił rytm w stylu latynoskim, ja zbudowałem partię solową na organach i wstęp. Jim ułożył drugą zwrotkę: "Love become the funeral pyre..." To dobry przykład na to, jak powstawała piosenka The Doors - każdy dorzucał coś od siebie.


3. "The End" (z albumu "The Doors", 1967)

12-minutowy utwór kończący debiutancki album zespołu, to prawdziwe opus magnum rocka psychodelicznego, zabarwionego orientalizmami. Producent płyty, Paul A. Rothchild, zauważył to już podczas nagrywania: Grali już jakieś sześć minut, gdy zwróciłem się do Bruce'a [Botnicka, realizatora dźwięku] ze słowami: "Czy masz pojęcie, co się tutaj dzieje? To jeden z najważniejszych momentów w historii rock'n'rolla". Bruce, który miał jeszcze mleko pod nosem, zapytał: "Naprawdę?". Tłumaczę mu więc: "Przestań wsłuchiwać się w brzmienie - jest w porządku. Posłuchaj muzyki". Kiedy skończyli, miałem na całym ciele gęsią skórkę. To był magiczny moment.
O powstaniu utworu opowiadał Densmore: Jim nie grał na żadnym instrumencie, ale wymyślał melodie w głowie i potrafił je zaśpiewać. W ciągu tych kilku krótkich lat w zespole panowała pełna demokracja. Czasem Jim miał w głowie tylko zarys czegoś i siadaliśmy nad tym razem - tak powstał "The End". To było u mnie w domu. Jim powiedział na początku: "This is the end, beautiful friend - the end". A potem utwór zaczął się rozrastać... Grupa rozbudowywała go zwłaszcza podczas występów, na których poszerzyli utwór o część improwizowaną. W pamięci muzyków najbardziej zapisał się ich ostatni występ w klubie Whisky A Go Go, 21 sierpnia 1966 roku. Do Whisky  trafiliśmy właściwie przypadkiem - opowiadał Krieger. Graliśmy koncert w klubie na tej samej ulicy i dziewczyna, która bukowała koncerty w Whisky A Go Go, zobaczyła nas pewnego dnia i oczywiście od razu zakochała się w Jimie. Tym sposobem zagraliśmy koncert w tym właśnie klubie. Kontrowersyjne wykonanie "The End" przeszło już chyba do historii. Na początku występu Jim w ogóle nie pojawił się na scenie, więc my po prostu graliśmy utwory w wersji instrumentalnej, co jakimś cudem uszło nam na sucho. W końcu John i Ray poszli po Jima. Znaleźli go chowającego się pod łóżkiem. Jego zachowanie nie powinno dziwić, o ile weźmie się pod uwagę fakt, że wziął za dużo kwasu. Doprowadzili go trochę do porządku i wyprowadzili na scenę. Powiedział, że chce zagrać "The End". Cóż, zgodziliśmy się. Wtedy pierwszy raz wyśpiewał: "Father, I want to kill you. Mother, I want to fuck you". Przyznam szczerze, że byliśmy nie mniej zszokowani niż publiczność.
Podobnie jak "Break on Through", "The End" na płycie został ocenzurowany (podczas wersu "Mother, I want to fuck you", słowo "fuck" zostało zasłonięte krzykiem Morrisona). Chociaż utwór nie został wydany na singlu, zyskał popularność dzięki umieszczeniu go na ścieżce dźwiękowej filmu "Czas Apokalipsy" Francisa Forda Coppola z 1979 roku.


4. "People Are Strange" (z albumu "Strange Days", 1967)

Jim wpadł do domu w Laurel Canyon, który wynajmowałem z Johnem Densmorem - opowiadał Krieger. Był w stanie depresji i mówił, że chce się zabić, co tak naprawdę nie było niczym niezwykłym, ale uwierzyliśmy mu, jak zawsze. Mówił, że wszystko straciło dla niego wartość, że życie stało się koszmarem. Spędziliśmy więc razem noc - ja, Jim, John i nasza przyjaciółka, Georgie Newton. I próbowaliśmy odwieść go od myśli samobójczych. A nad ranem powiedzieliśmy: "OK, Jim, może jeśli wdrapiemy się na szczyt wzgórza i popatrzymy na wschód słońca, spojrzysz na wszystko inaczej". Wspięliśmy się więc na sam szczyt Laurel Canyon i nagle nastrój Jima całkowicie się odmienił. Wtedy wyskoczył z tekstem "People Are Strange". Powiedział: "Człowieku, właśnie zobaczyłem światło. Na górze było tak pięknie, że w drodze powrotnej napisałem piosenkę". Tam w górze zrozumiał, że "kiedy jesteś obcy, wszystko wydaje się zagmatwane, ale kiedy jesteś wśród swoich, wystarczy, że popatrzysz na wschodzące słońce, a wszystko staje się cudowne, w końcu staje się tobą, projekcją ciebie". A refleksje te wpisał w tekst piosenki, ja zaś jakąś godzinę później dodałem do niej muzykę. Nagraliśmy ten kawałek następnego dnia.
"People Are Strange" był pierwszym singlem promującym drugi album zespołu, "Strange Days". Osiągnął 12. pozycję na amerykańskim notowaniu.


5. "The Unknown Soldier" (z albumu "Waiting for the Sun", 1968)


Antywojenny utwór wybrany na singiel promujący trzeci album zespołu, "Waiting for the Sun". Ze względu na wymowę tekstu, nie był grany przez amerykańskie stacje radiowe, obawiające się, że zostanie odebrany jako ich protest przeciwko trwającej właśnie wojnie w Wietnamie. Oczywiście, bywaliśmy "upolitycznieni" - mówił Densmore. Chociaż Jim, w piosence "The Unknown Soldier" nie mówił nic konkretnego na temat wojny w Wietnamie; wiadomo było o co chodzi. Jego przesłanie było o wiele bardziej uniwersalne. On mówił o tym, że musimy szukać pokoju w sobie, musimy zajrzeć wgłąb siebie. Tylko w ten sposób można wpłynąć na zmiany w społeczeństwie - jeśli nie potrafisz pomóc sobie, to i dla społeczeństwa niewiele zrobisz. Singiel mimo wszystko zdołał dojść do 39. miejsca w Stanach.
Kawałek był podobno nagrywany 130 razy, ponieważ Paul Rothchild miał jasno określoną wizję utworu.


6. "Hello, I Love You" (z albumu "Waiting for the Sun", 1968)

Na kolejny singiel trafiła prosta, wręcz banalna, piosenka z miłosnym tekstem, napisanym przez Morrisona, pod wpływem spotkania na plaży pięknej, nieznajomej kobiety. Utwór spodobał się radiowcom, którzy odtwarzali go na tyle często, że stał się drugim - i ostatnim - numerem 1. zespołu na amerykańskiej liście najlepiej sprzedających się singli.
Ray Davies z grupy The Kinks zarzucił Doorsom, że splagiatowali ich hit "All Day and All of the Night". Zaprzecza temu Krieger, twierdzący, że inspiracją był "Sunshine of Your Love" Cream. Gitarzysty nie było jednak w grupie, kiedy kawałek powstał - pierwotna wersja znalazła się już na pierwszym demo zespołu, zarejestrowanym w 1965 roku.


7. "Five to One" (z albumu "Waiting for the Sun", 1968)

"Five to One" narodził się od zera w studiu - opowiadał Krieger. Paul Rothchild powiedział: "Przydałoby się coś naprawdę mocnego, prawdziwie rock'n'rollowego". Do dziś wiele osób uważa, że "Five to One" to pierwszy kawałek heavy metalowy. W każdym razie wyszło nam coś naprawdę fajnego. Rzeczywiście, album "Waiting for the Sun", zawierający "Five to One", ukazał się kilka miesięcy przed "Białym albumem" Beatlesów, na którym znajduje się kawałek "Helter Skelter", powszechnie uznawany za pierwszy utwór metalowy. Aczkolwiek, jeszcze w 1964 roku The Kinks nagrali kawałek "You Really Got Me", oparty na gitarowym motywie będącym archetypem heavy metalowego riffu.


8. "Celebration of the Lizard" (utwór niealbumowy, 1968)

Kilkunastominutowy utwór, składający się z siedmiu poematów Morrisona ("Lions in the Street", "Wake Up!", "A Little Game", "The Hill Dwellers", "Not to Touch the Earth", "Names of the Kingdom" i "The Palace of Exile"), z muzyką dopisaną przez pozostałych członków zespołu. Początkowo utwór miał wypełniać całą jedną stronę albumu "Waiting for the Sun", ale w między czasie wokalista stracił nim zainteresowanie. W ogóle śpiewanie przestało go wówczas zajmować - wyjaśniał Rothchild. Chciał robić inne rzeczy, jak pisanie. Bycie wokalistą The Doors przestało mieścić się w jego wyobrażeniach na temat dobrej zabawy. Ciężko było sprawić, by zaangażował się w nagrania.
Brak "Celebration of the Lizard" dokładnie wytłumaczył w jednym z wywiadów Manzarek: Nigdy właściwie nie został ukończony. Przymierzaliśmy się do tego, nagrywaliśmy to nawet kilka razy - ale to ciągle nie było to. Energia nie popłynęła we właściwym kierunku. Niektóre piosenki są gotowe od razu - inne wymagają pewnego okresu "wylęgania". W tym przypadku jaszczurka nie była jeszcze gotowa na opuszczenie jaja. Piosenka wykluła się na koncertach, a potem zabrakło nam czasu, żeby się do tego zabrać, chociaż mieliśmy taki zamiar. W '71 roku byliśmy przekonani, że numer jest już wreszcie gotowy i mogliśmy go nagrać w studiu, ale Jim nie wrócił z Paryża. Siedzący obok Krieger wyraził swoje zdumienie: Mieliśmy go nagrać? Pierwsze słyszę. Nie wiem. To był typowy koncertowy numer.
Grupa rzeczywiście często wykonywała utwór na żywo - można go usłyszeć na wielu koncertówkach, w tym na "Absolutely Live", jedynej wydanej za życia Morrisona (w 1970 roku). Studyjna wersja po raz pierwszy została opublikowana w 2003 roku, na kompilacji "Legacy: The Absolute Best".
Dodać trzeba, że jeden fragment kompozycji - "Not to Touch the Earth" - trafił na "Waiting for the Sun", jako niezależny utwór.


9. "Touch Me" (z albumu "The Soft Parade", 1969)


Album "The Soft Parade" przyniósł sporą zmianę w kwestii brzmienia, co najlepiej słychać na przykładzie najpopularniejszego utworu z płyty, "Touch Me". O ile zwrotki są jeszcze typowo doorsowe, tak w refrenie słychać sekcję smyczkową, a solówka została zagrana na saksofonie. Byłem przeciwny pomysłowi wzbogacenia brzmienia - mówił po latach Krieger. Nie wiem, jakie były odczucia reszty, ale moim zdaniem w jakimś sensie odebrano nam naszą muzykę. To było trochę jak Jim Morrison z towarzyszeniem orkiestry. Chociaż z drugiej strony, kiedy słucham tych kawałków, wiele z nich bardzo mi się podoba. "Touch Me" to przecież świetna rzecz.
Utwór został wydany na singlu i okazał się sporym sukcesem, docierając do 3. miejsca w Stanach.


10. "Roadhouse Blues" (z albumu "Morrison Hotel", 1970)

Powrót do korzeni, czyli surowy utwór bluesowy. Ta muzyka wytrysnęła z nas w następstwie grania standardów w rodzaju "Money" - mówił Krieger. Przelatując przez wszystkie te stare kawałki, wprowadzaliśmy się w hard rockowe klimaty i tworzyliśmy własne utwory w tym samym duchu.
"Roadhouse Blues" jest najbardziej znanym utworem z albumu "Morrison Hotel", często wykonywany był na żywo - nie był jednak singlem (trafił tylko na stronę B "You Make Me Real") aż do 1979 roku, kiedy na małej płycie ukazała się koncertowa wersja z albumu "An American Prayer".


11. "Riders on the Storm" (z albumu "L.A. Woman", 1971)


Słynny utwór zamykający ostatni album The Doors z Jimem Morrisonem, narodził się kiedy zespół jamował wokół standardu country, "Riders in the Sky" (znanego też pod tytułami "Ghost Riders", "Ghost Riders in the Sky" lub "A Cowboy Legend"), napisanego w 1948 roku przez Stana Jonesa, a po raz pierwszy nagranego rok później, przez Burla Ivesa. Zdarzyło się, że graliśmy "Ghost Riders in the Sky" dla zabawy - mówił Robby Krieger. Wiele grup, gdy gra coś znanego, zwykle przyśpiesza tempo. The Doors należeli do niewielu zespołów, które grały wolniej. Utwór więc zmieniał się, zwalniał, aż w końcu zamiast zaśpiewać "Ghost Riders in the Sky", Jim zaczął "Riders on the Storm".
Ray Manzarek dodał do utworu charakterystyczną partię zagraną na elektrycznym fortepianie Fender Rhodes. Te mroczne frazy przesycone są zdecydowanie słowiańskim, polskim duchem - mówił klawiszowiec, mający polskie korzenie. W tym utworze najlepiej chyba słychać, skąd się wywodzę. Włącz "Riders on the Storm", a usłyszysz polską muzykę w amerykańskim wydaniu.
Na pomysł dodania odgłosów burzy wpadł Bruce Botnick, po raz pierwszy występujący w roli producenta albumu (Rothchild zrezygnował z tej funkcji, bo nie mógł poradzić sobie z muzykami, którzy - wg jego słów - nie mieli już serca do grania). Według Botnicka "Riders on the Storm" tuż po nagraniu był ładny i lekki. Kształtu nabrał na etapie miksu. Miałem świra na punkcie efektów dźwiękowych i zaproponowałem: "Chcę czegoś spróbować". Elektra miała kilka płyt z efektami, w tym deszcz i burzę. Przegrałem je na taśmę, którą odtworzyłem w czasie miksowania, bo brakowało nam już ścieżek. Gdy taśma z efektami się skończyła, przewijałem ją do jakiegoś miejsca, wciskałem "play" i wracałem do zgrania w stereo. Szczęśliwym trafem dźwięki gromu pojawiły się tam, gdzie się pojawiły - nie były zaplanowane.
Utwór został wydany na singlu w czerwcu 1971 roku. Do pierwszej setki listy Billboardu wszedł 3 lipca - w dniu śmierci Jima Morrisona; ostatecznie dotarł do 14. pozycji. Osiągnął także 22. w Wielkiej Brytanii, oraz 1. we Francji.


Komentarze

  1. Uwielbiam The Doors i Morrisona, nie mogę sobie darować, że on nie żyje. Bardzo ciekawy artykuł, o tylu albumach napisać to musiało ci zająć dużo czasu.
    coolturalny-tygodnik.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Idealny dobór utworów. Szkoda, że zabrakło miejsca dla Moonlight Drive, mojego ulubionego kawałka.

    OdpowiedzUsuń

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)