[Recenzja] Budgie - "Never Turn Your Back on a Friend" (1973)



"Never Turn Your Back on a Friend" zwraca uwagę swoją okładką, zdecydowanie bardziej udaną, niż na dwóch poprzednich albumach Budgie. Jej autorem jest Roger Dean, nadworny grafik Yes, mający na koncie także okładki dla Atomic Rooster, Uriah Heep, Gentle Giant, Nucleus czy The Keith Tippett Group. Mogłoby to sugerować zwrot zespołu w nieco bardziej progresywne rejony. Nic z tych rzeczy, to wciąż granie przede wszystkim hardrockowe, uzupełnione typowymi dla grupy fragmentami balladowymi.

Całość rozpoczyna prawdopodobnie najsłynniejszy utwór Budgie, spopularyzowany przez Metallikę - mowa oczywiście o "Breadfan". Muzycy grają tutaj z niesamowitym, praktycznie już metalowym czadem, prezentując kilka fajnych riffów. Całość jednak traci przez zniewieściały/dziecinny śpiew Burke'a Shelleya i niepasujące do reszty nagrania balladowe przejście. Akurat te dwa elementy są całkowicie inne w wersji Metalliki, która tym samym wypada lepiej. W podobnym stylu utrzymane są jeszcze "You're the Biggest Thing Since Powdered Milk" i "In the Grip of a Tyrefitter's Hand" (wymyślać dziwne tytuły to oni umieli). Oba wyróżniają się przede wszystkim świetnymi partiami basu (Steve Harris z Iron Maiden musiał często słuchać tego albumu, bo ewidentnie słychać inspirację), niesztampowymi strukturami i brakiem niepotrzebnych udziwnień, a wolniejsze tempa sprawiają, że Shelley śpiewa trochę niżej i odrobinę mniej drażniąco.

Ciekawym urozmaiceniem albumu jest "Baby, Please Don't Go" - przeróbka bluesowego standardu autorstwa Big Joe Williamsa. Muzycy zachowali klimat oryginału, dodając więcej ciężaru; znów świetnie wypada uwypuklony bas. Znacznie słabiej wypadają, jak zwykle, balladowe miniaturki. "You Know I'll Always Love You" i "Riding My Nightmare" są zwyczajnie przesłodzone i choć krótkie, dość nużące. Nie zabrakło też dłuższej ballady. "Parents" to, podobnie jak utwór otwierający, jeden z najbardziej znanych utworów Budgie, cieszący się prawdziwym uwielbieniem polskich fanów. To chyba w znacznej mierze zasługa prezenterów radiowych, którzy upodobali sobie właśnie takie długie, smutne utwory. To właśnie długość jest tu podstawowym problemem. Nie dzieje się tu aż tyle, by uzasadnić dziesięciominutowy czas trwania. Muzycy bez problemu zawarliby wszystko w pięciu, ze zdecydowaną korzyścią dla utworu. Moim zdaniem zespół nie sprawdzał się najlepiej w balladach, wszystkie z nich brzmią podobnie i zagrane są jakby bez przekonania. "Parents" akurat wypada nie najgorzej spośród nich, był tu jakiś pomysł, tylko zanadto go rozcieńczono.

"Never Turn Your Back on a Friend" stanowi pewien postęp w twórczości Budgie - już tak bardzo nie słychać tu wpływów Black Sabbath i Led Zeppelin, zespół wypracował może nie całkiem oryginalny, ale dość rozpoznawalny styl. Szkoda tylko, że nie skupił się na tym, w czym naprawdę był dobry, a koniecznie chciał urozmaicić album, dodając nagrania w stylu, w którym dobry nie był nigdy.

Ocena: 7/10



Budgie - "Never Turn Your Back on a Friend" (1973)

1. Breadfan; 2. Baby, Please Don't Go; 3. You Know I'll Always Love You; 4. You're the Biggest Thing Since Powdered Milk; 5. In the Grip of a Tyrefitter's Hand; 6. Riding My Nightmare; 7. Parents

Skład: Burke Shelley - wokal i bass; Tony Bourge - gitara; Ray Phillips - perkusja
Producent: Budgie


Komentarze

  1. Nie zgodziłbym się z tym lepszym brzmieniem niż na poprzednich płytach. Prawda - gitara basowa jest często fajnie wysunięta do przodu, ale bardzo płasko brzmią tu bębny - szczególnie słychać to w początkowej solówce w "You're the Biggest Thing Since Powdered Milk". Skoro jesteśmy już przy temacie solówek perkusyjnych (z innego tematu), to ta akurat mi się nie podoba :)

    A miniaturki z tego albumu akurat lubię, szczególnie pierwszą z nich. Chyba mam słabość do tak uroczych, przesłodzonych tworów. "Breadfan" wiadomo klasyka. Ale fenomenu "Parents" nigdy nie rozumiałem - to naprawdę dobra kompozycja, ale Budgie było stać na więcej - vide "Young is a World", który moim zdaniem ma nieco lepszą melodię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Płyta kanon. Dla miłośnika BUDGIE tu nie ma nic słabego. A zwolnienie w Bredfan to jest feeling, którego chłopaki z zespołu Metalica nigdy nie rozumieli i nigdy by czegoś takiego nie zagrali. Oni są albo typowym walcem albo balladą na lata z czarnego albumu. A tutaj wiele zabiegów i finezji, żeby sobie tak fajnie przejść od zwolnienia do przyspieszenia. Ballady jak to ballady, miniatury raczej. Burke był ogromnym fanem spółki Lennon/McCartney, stąd takie zabawy. To świadczy akurat dobrze o Budgie. Potrafili grac mocno, hard, heavy ale i zagrać rockową balladę. Parents to klasyka i te mewki na koniec. Tony gra rewelacyjnie i ten powtarzający się motyw. Mistrzostwo. Płyta jest spójna i ma charakter. Oczywiście można narzekać, że to, że tamto ... ale nikt z polskich wykonawców nawet nie zbliżył się poziomem do tych 3 Walijczyków grających swoje próby w stodole. Mówienie o nich, że nie mieli pomysłu czy byli kopistami to zdecydowanie przesada. Każdy z każdego zrzynał w tamtym czasie. Niemen z Mahavishnu Orchestra, Nalepa z Mayala, Led Zeppelin z Cream i Hendrixa. Takich geniuszy jak The Beatles, The Police czy Pink Floyd, wyznaczających nowe ścieżki w muzyce nie ma za wiele w historii. Na początku każdy się kimś inspiruje. Im szybciej zespół wypracuje swój styl tym lepiej dla niego i tym szybciej pnie się w górę. Na tej płycie Budgie ma już swój styl.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)