[Recenzja] Queen - "Live Killers" (1979)



Muzycy Queen, lub ich wydawca, postanowili zakończyć i podsumować lata 70. albumem koncertowym. Jak się wkrótce okazało, był to idealny moment - tuż przed wyraźnymi zmianami w muzyce zespołu. "Live Killers" zarejestrowano podczas europejskiej trasy koncertowej na początku 1979 roku, odbywającej się w ramach promocji "Jazz". Repertuar jest jednak bardzo przekrojowy i obejmuje materiał z prawie wszystkich longplayów (z pominięciem, niestety, "Queen II"). Trochę szkoda, że koncertówki nie zarejestrowano rok wcześniej, gdy w koncertowym repertuarze grupy były jeszcze takie utwory, jak "The Prophet's Song" i "Stone Cold Crazy". Jednak tracklista jest całkiem przekonująca, a wykonania często różnią się od studyjnych pierwowzorów, czasem na korzyść tutejszych wersji.

O ile studyjne albumy Queen nierzadko rozczarowywały wygładzonym, popowym brzmieniem, tak na żywo zespół wypadał mocniej i bardziej zadziornie. Świetnie na otwarcie sprawdzają się szybsza, ostrzejsza wersja "We Will Rock You" i zagrany ciężej "Let Me Entertain You". Takiego energetycznego hard rocka jest tutaj więcej, żeby wspomnieć tylko o "Death on Two Legs" (niestety, zagranym tylko we fragmencie), "Get Down, Make Love", rozbudowanym "Now I'm Here", wzbogaconym perkusyjną solówką "Keep Yourself Alive" czy "Sheer Heart Attack". Najbardziej zyskuje "Brighton Rock" - z mniej irytującą partią wokalną niż w wersji albumowej i ze znacznie rozbudowaną solówką Maya, interesująco wykorzystującego efekt opóźnienia. Zwraca też uwagę bardzo ładne, lepsze od studyjnego wykonanie "Spread Your Wings". A skoro już mowa o spokojniejszych momentach, to świetnie wypadł akustyczny set, z przearanżowanym na samą gitarę i śpiew "Love of My Life" oraz uproszczonym obdartym z niepotrzebnych dodatków "'39".

Całość mogłaby jednak być znacznie krótsza. Podczas niewiele różniących się od studyjnych wersji wykonań przebojów w rodzaju "You're My Best Friend", "Don't Stop Me Now", "Tie Your Mother Down", "Bohemian Rhapsody" i "We're the Champions", robi się niestety dość nudno. Wiem, że te uwielbiane przez fanów kawałki musiały być grane na żywo i z przyczyn merkantylnych zamieszczone na tym albumie, ale przez lata zostały tak ograne, że wywołują co najmniej zniecierpliwienie. Nie podoba mi się także to, że część utworów zespół zagrał jako połączone ze sobą fragmenty. "Death on the Legs" i "Killer Queen" zamiast wybrzmieć w całości, zostały znacząco skrócone i zestawione z okropnym "Bicycle Race" oraz nijakim "I'm in Love with My Car". A skoro mowa o tym "medleyu", to dodatkowo wkurza, że w poprzedzającej go przemowie Mercury'ego zostały "wypikane" przekleństwa. Nie żeby ich zostawienie podniosło wartość tego wydawnictwa, ale taka cenzura śmieszy i drażni swoim koniunkturalizmem (pokażmy jacy jesteśmy kontrowersyjni, że klniemy na koncertach, ale zróbmy to tak, żeby nikt nie zarzucał nam demoralizacji dzieciaków, które kupiły album).

"Live Killers" to dobry dokument z czasów, kiedy zespół był już wielką gwiazdą, ale jeszcze nie całkiem odszedł od swoich rockowych korzeni. Wydawnictwo ma swoje wady i zalety, czyli jak każdy album Queen.

Ocena: 6/10



Queen - "Live Killers" (1979)

LP1: 1. We Will Rock You (fast version); 2. Let Me Entertain You; 3. Death on Two Legs (Dedicated To...); 4. Killer Queen; 5. Bicycle Race; 6. I'm in Love with My Car; 7. Get Down, Make Love; 8. You're My Best Friend; 7. Now I'm Here; 8. Dreamer's Ball; 9. Love of My Life; 10. '39; 11. Keep Yourself Alive
LP2: 1. Don't Stop Me Now; 2. Spread Your Wings; 3. Brighton Rock; 4. Mustapha / Bohemian Rhapsody; 5. Tie Your Mother Down; 6. Sheer Heart Attack; 7. We Will Rock You; 8. We Are the Champions; 9. God Save the Queen

Skład: Freddie Mercury - wokal i pianino; Brian May - gitara, dodatkowy wokal; John Deacon - gitara basowa, dodatkowy wokal; Roger Taylor - perkusja i instr. perkusyjne, wokal (LP1: 6), dodatkowy wokal
Producent: Queen


Komentarze

  1. Pamiętam jak ten album miał 9/10 wiedziałem że to za dużo jest za długi a wypikane przekleństwa są śmieszne, mogli po prostu wyciąć ten fragment.

    OdpowiedzUsuń
  2. Queen to mój ukochany zespół, a i tak twierdzę, że ich pierwszy album koncertowy mógł być znacznie, znacznie lepszy niż to. Wystarczy, że wymienię trasy News Of The World i Crazy Tour. W obu Mercury był w znacznie lepszej formie wokalnej, niż w trakcie trasy Live Killers w 1979. Setlista też była ciekawsza. Wyobraźmy sobie Queen - Live at Wembley 1978. Oczywiście w 1978 roku grali jeszcze w Wembley Arena, nie na stadionie. Ale kompilacja tamtych trzech koncertów z maja 78 roku byłaby dzisiaj kultowa. Albo jakikolwiek koncert z Crazy Tour - Mercury w życiowej formie wokalnej, zespół daje najbardziej energiczne występy w swojej karierze. Byli wtedy nie do zdarcia. Szkoda, że pierwsza koncertówka powstała w trakcie trasy po Europie w 1979. Ponadto posklejano wiele różnych fragmentów koncertów w jeden, potem i tak dograno i poprawiono wiele w studiu przed wydaniem. Chociaż w 1979 roku to wszystko i tak pewnie nie miało znaczenia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)