[Recenzja] Ozzy Osbourne - "Diary of a Madman" (1981)



Drugi solowy album Ozzy'ego Osbourne'a, "Diary of a Madman", prezentuje się odrobinę ciekawiej od debiutu. Na pewno lepsze jest brzmienie - cięższe, z wyraźniej słyszalnym basem. Same kompozycje są jednak utrzymane na zbliżonym poziomie. Znów wiele miejsca zajmuje heavymetalowa sztampa ("Flying High Again", "Little Dolls", "S.A.T.O."), ponownie pojawia się ckliwa ballada ("Tonight"). Całkiem przyzwoicie wypadają natomiast takie kawałki, jak ciężki otwieracz "Over the Mountain", nawiedzony "Believer", oraz zwariowany utwór tytułowy, w którym słychać nawet partie skrzypiec i orkiestry. Nie najgorzej wypadają jeszcze spokojniejsze fragmenty "You Can't Kill Rock'n'Roll", ale zaostrzenia są już do bólu schematyczne i banalne.

Z muzyków zdecydowanie najlepiej zaprezentował się z Bob Daisley, którego partie zwracają uwagę nawet w słabszych kawałkach. Randy Rhoads znów za bardzo popisuje się technicznymi sztuczkami i szybkością. Perkusista Lee Kerslake wręcz przeciwnie, jest niemal niezauważalny. A Ozzy wciąż nie potrafi śpiewać. W nagraniach wziął też udział klawiszowiec Johnny Cook, ale jego rola sprowadza się do dodawania tu i ówdzie kiczowatych dźwięków syntezatora. Co ciekawe, w opisie oryginalnego wydania albumu nie znalazły się nazwiska Daisleya i Kerslake'a - którzy po kłótni z Osbourne'em opuścili skład tuż po zarejestrowaniu tego materiału - a nazwiska ich następców, Rudy'ego Sarzo i Tommy'ego Aldridge'a. Jeszcze bardziej wymowne jest usunięcie oryginalnych partii sekcji rytmicznej na reedycji z 2002 roku i zarejestrowanie ich na nowo przez Roba Trujillo i Mike'a Bordina.

"Diary of a Madman", pomimo swoich ewidentnych wad, jest najbardziej udanym albumem w solowej dyskografii Ozzy'ego Osbourne'a, gdyż jako jedyny zdradza ambicje wyjścia poza ciasne ramy heavy metalu (choć tylko w utworze tytułowym).

Ocena: 6/10



Ozzy Osbourne - "Diary of a Madman" (1981)

1. Over the Mountain; 2. Flying High Again; 3. You Can't Kill Rock'n'Roll; 4. Beliver; 5. Little Dolls; 6. Tonight; 7. S.A.T.O.; 8. Diary of a Madman

Skład: Ozzy Osbourne - wokal; Randy Rhoads - gitara; Bob Daisley - bass; Lee Kerslake - perkusja
Gościnnie: Johnny Cook - instr. klawiszowe
Producent: Max Norman, Ozzy Osbourne i Randy Rhoads


Komentarze

  1. Kolejna klasyczna płyta Ozzy`ego. Zaraz pewnie odezwą się malkontenci, którzy będą krzyczeń że to nie heavy metal, że Ozzy liczy się tylko w Black Sabbath, itp. Co z tego że płyta brzmi amerykańsko? Jest kawał naprawdę fantastycznej muzyki! Otwieracz w postaci Over the Mountain jest imponujący, bardzo melodyjny z ciekawymi zagrywkami gitary Rhoadsa. Nigdy nie lubiłem Flying High Again i uważam że ten numer psuje ten równy album. Chociaż solo gitary robi wrażenie.You Cant Kill Rock n Roll to jeden z moich faworytów. Szkoda że fajnie zapowiadające się solo gitary jest wyciszone. Beliver to kolejny mocny numer na tej płycie. Rewelacyjny klimat wprowadza intro na basie no i genialna solówka Rhoadsa. Tonight wcale nie nie jest takie złe. Owszem brzmi mega amerykańsko, no i co z tego skoro mi się podoba :-). Absolutnym majstersztykiem jest kończący album utwór tytułowy. Dla mnie czołówka solowych utworów Ozza. Cały album oceniam na 9/10 - klasyka gatunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polać temu Panu :) Choć ja akurat bardzo lubię "Flying High Again", a nie przekonuje mnie banalny "Tonight". Dużym atutem jest mocna produkcja tego krążka, znacznie lepsza od poprzednika i następcy. No i wiadomo - doskonała gra ś.p. Randy'ego. Żaden z późniejszych gitarzystów Ozzy'ego zdecydowanie nie dorównał jego talentowi.

      W ogóle pierwsze 2 albumy Ozzy'ego to moim zdaniem znakomity materiał, lubię jeszcze "The Ultimate Sin" i "No More Tears", pozostałe mniej, a ostatnich trzech w ogóle nie słucham.

      Pytanie do Pawła - jak myślisz, dlaczego Ozzy (ewentualnie ktoś inny z jego otoczenia) na początku XXI wieku podmienił partie sekcji rytmicznej? Od dawna zastanawia mnie ten zabieg.

      Usuń
    2. Chodziło o to, aby nie dzielić się zyskami z tych reedycji z byłymi członkami.

      Usuń
    3. A to chciwa bestia :) Przypomina mi to sytuację z nieumieszczaniem "Shot in the Dark" na kompilacjach, o czym pisałeś w innej recenzji.

      Usuń
    4. Takich sytuacji było u niego więcej. Inny przykład - często Ozzy w ogóle nie był zaangażowany w powstawanie utworów. Gdy były już gotowe, przyszedł do studia, odśpiewał swoje partie i to był cały jego udział. Ale potem na albumie te utwory były podpisane wyłącznie jego nazwiskiem, więc sam zgarniał wszystkie tantiemy za cudzą pracę.

      Usuń
    5. Fakt, zapomniałem o tym. Między innymi było to widoczne przy okazji "Bark at the Moon", gdzie tylko Ozzy został podpisany pod każdym utworem jako kompozytor, ale Lee i Daisley też mieli ważny udział przy powstawaniu materiał. Lubię Ozzy'ego, ale widać, że to taki człowiek-biznes w złym tego słowa znaczeniu :) Pewnie nowi członkowie zespołu dostawali na wejściu taki warunek, że tylko Ozzy będzie podpisany itp, a jak nie to szukali kogoś innego.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Carme López - "Quintela" (2024)