[Recenzja] The Doors - "The Soft Parade" (1969)



Sesje nagraniowe czwartego albumu The Doors ciągnęły się przez prawie rok. Jim Morrison zaczął w tamtym czasie oddalać się od reszty zespołu, skupiając się na tworzeniu poezji (i spożywaniu coraz większych ilości alkoholu). Jako jedyny nie był przekonany do pomysłu Paula Rothchilda, aby wzbogacić aranżacje o instrumenty dęte i smyczkowe. W rezultacie pojawiły się one wyłącznie w czterech kompozycjach Robby'ego Kriegera (ich orkiestracją zajął się Paul Harris). Morrisonowi nie spodobały się teksty napisane przez gitarzystę i dlatego uparł się, aby wszystkie kompozycje zostały podpisane wyłącznie nazwiskami ich rzeczywistych twórców, a nie - jak do tej pory - przez cały skład. Wokalista sam dostarczył cztery kolejne utwory, a jeden napisał wspólnie z Kriegerem.

Wspólna kompozycja muzyków to zwyczajnie nudny, pozbawiony pomysłu "Do It". Różnie prezentują się natomiast kawałki, które stworzyli oddzielnie. Gitarzysta pokazał swój kompozytorski talent w  "Touch Me" - największym przeboju z tego albumu, bardzo zgrabnym melodycznie, z dodającymi fajnego klimatu, niczym z muzyki popularnej poprzedniej dekady, partiami dęciaków i smyczków, oraz niezłą solówką na saksofonie inspirowaną twórczością Johna Coltrane'a... Niestety pozostałe utwory gitarzysty już tak dobrze nie wypadają. W "Tell All the People" i "Wishful Sinful" bogate aranżacje zamiast ukrywać kompozytorską miałkość, tylko dodatkowo ją podkreślają. A "Runnin' Blue" to kompletny chaos - nawet niezłe, bluesowo-psychodeliczne fragmenty przeplatają się tutaj z popowymi lub jazzującymi dęciakami i folkowymi wstawkami. Ciekawostką jest wokalny udział Kriegera, który w tych folkowych momentach całkiem nieźle imituje Boba Dylana.

Jim Morrison również zaliczył kompozytorskie wzloty i upadki. Do tych pierwszych zdecydowanie należy typowo doorsowski "Shaman Blues", z psychodelicznymi organami, bluesowo-jazzującymi zagrywkami gitary, oraz świetną partią basu w wykonaniu Harveya Brooksa (znanego m.in. z albumów "Highway 61 Revisited" Dylana i "Bitches Brew" Milesa Davisa). Dobrze wypada także zadziorny "Wild Child". Natomiast dziewięciominutowy, wieloczęściowy utwór tytułowy jest swego rodzaju próbą stworzenia nowego, bardziej skondensowanego "The Celebration of the Lizard". Poszczególne części są naprawdę niezłe, jednak połączone w całość tworzą zwyczajny chaos. Okropną pomyłką jest z kolei "Easy Ride" - banalny kawałek zalatujący country.

"The Soft Parade" miał być albumem pokazującym rozwój i ambicje The Doors. Okazał się albumem ujawniającym kryzys i zagubienie muzyków.

Ocena: 6/10



The Doors - "The Soft Parade" (1969)

1. Tell All the People; 2. Touch Me; 3. Shaman Blues; 4. Do It; 5. Easy Ride; 6. Wild Child; 7. Runnin' Blue; 8. Wishful Sinful; 9. The Soft Parade

Skład: Jim Morrison - wokal, instr. perkusyjne; Ray Manzarek - instr. klawiszowe; Robby Krieger - gitara, wokal (7); John Densmore - perkusja i instr perkusyjne 
Gościnnie: Harvey Brooks - bass (1-4,7,9); Doug Lubahn - bass (5,6,8); Curtis Amy - saksofon (2); Reinol Andino - kongi; George Bohanan - puzon; Jimmy Buchanan - skrzypce (7); Jesse McReynolds - mandolina (7); Champ Webb - rożek angielski (8); Paul Harris - orkiestracja (1,2,7,8)
Producent: Paul A. Rothchild


Komentarze

  1. Niestety album nietrafiony, świetne momenty przeplatane banałem z orkiestracją często nieumiejętną i bezsensowną. Najlepszy przykład to chyba "Runnin' Blue", to jest po prostu straszne kiedy klimat zbudowany od początku utworu który jest podsycany zadziornym głosem Jim'a jest drastycznie zestawiony z knajpianą wstawką oderwaną od całej reszty. Słychać tu fajne melodie które zostały wykorzystane w zły sposób popsute tą bezradnością muzyków.

    Były ambicje, zabrakło umiejętności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale w "Touch Me" te smyczki zostały całkiem zgrabnie wkomponowane.

      Usuń
    2. W sumie to najlepszy utwór z tej płyty, dlatego o nim nie wspomniałem.

      Usuń
    3. Nie ukrywam że otwieracz też mi się podoba, no ale nie jest tak dobry jak "Touch Me".

      Usuń
  2. Nie zgadzam się z przedmówcami . Album godny polecenia lekki z fajnym " oddechem" w brzmieniu. Może trochę za mało tzw hitów ale za to pokazujący trochę inne the doors. Fajne saksofony i ogólnie dęciaki. Polecam bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istnieje wiele podobnie zaaranżowanej, ale jednak bardziej udanej muzyki od tej. Gdyby nie nazwa The Doors na okładce, nikogo by ten album nie obchodził.

      Usuń
  3. Moim zdaniem jest to najlepsza płyta the Doors. Tutaj nie ma słabego utworu. Całej płyty słucha się z zapartym tchem od początku do końca

    OdpowiedzUsuń
  4. Moim zdaniem "Do It" najlepszy na albumie, ogólnie jeden z najlepszych utworów zespołu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)