[Recenzja] Led Zeppelin - "In Through the Out Door" (1979)



Po wydaniu "Presence" grupa zamilkła na ponad trzy lata. Muzycy w tym czasie pogrążali się w nałogach (John Bonham w alkoholowym, Jimmy Page w heroinowym), lub przeżywali osobiste tragedie (śmierć syna Roberta Planta). Przygotowanie nowego materiału spoczęło głównie na barkach Johna Paula Jonesa, który wraz z Plantem jest współautorem wszystkich siedmiu utworów z "In Through the Out Door" (pod pięcioma z nich podpisany jest także Page). Jones miał również istotny wpływ na brzmienie albumu, które jest znacznie bardziej wygładzone od wcześniejszych wydawnictw, w dużej części zdominowane przez syntezatory.

Niestety, album rozczarowuje nie tylko brzmieniem. Nie ma na nim ani jednego utworu, który byłby w całości udany. Najlepiej wypada otwieracz, "In the Evening", oparty na bardzo prostym, ale chwytliwym riffie Page'a. Ostateczny efekt psuje jednak przekombinowana struktura i tandetne brzmienie klawiszy, zapowiadające już kolejną dekadę. Dalej jest już naprawdę fatalnie. Barowy "South Bound Saurez", popowy, inspirowany sambą "Fool in the Rain", oraz brzmiący jak pastisz Elvisa Presleya "Hot Dog" rażą banałem, nijakim wykonaniem i ogólną przeciętnością. Kiczowatym brzmieniem syntezatorów odpychają natomiast dziesięciominutowy "Carouselambra" i singlowy przebój "All My Love". Ten ostatni został napisany przez Planta w hołdzie dla zmarłego syna, ale nie zmienia to faktu, że jest to żenująca piosenka z banalną melodią i tandetnym brzmieniem. Finałowy "I'm Gonna Crawl" to natomiast powrót do bluesowych korzeni, niestety całkiem pozbawiony dawnej energii i pasji, a dodatkowo zepsuty okropnym brzmieniem.

"In Through the Out Door" to zaskakująco słaby album zespołu, który nigdy wcześniej nie schodził poniżej wysokiego poziomu. Słabych kompozycji nie ratuje rzemieślnicze wykonanie ani okropne brzmienie. Jako ciekawostkę można dodać, że album w wersji winylowej ukazał się z sześcioma różnymi okładkami (przedstawiającymi tę samą scenę z różnej perspektywy). Kupującym nie dano jednak możliwości wyboru, gdyż longplay był sprzedawany w brązowym papierze zasłaniającym rzeczywistą okładkę.

Ocena: 4/10

Wszystkie wersje okładki albumu.



Led Zeppelin - "In Through the Out Door" (1979)

1. In the Evening; 2. South Bound Saurez; 3. Fool in the Rain; 4. Hot Dog; 5. Carouselambra; 6. All My Love; 7. I'm Gonna Crawl

Skład: Robert Plant - wokal; Jimmy Page - gitara; John Paul Jones - gitara basowa, instr. klawiszowe, mandolina; John Bonham - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Jimmy Page


Komentarze

  1. Sam się sobie dziwię ale naprawdę uwielbiam All My Love. Przepraszam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze że przepraszam bo ja bym ci tego nie wybaczył.

      Usuń
  2. Zgadzam się z tą recenzją niestety ta płyta to nieporozumienie. Chłopaki się pogubili. Z jednym się nie zgadzam. Uważam że zamykający płytę "i'm gonna crawl " to rewelacyjny kawałek nawiązujący do najlepszych czasów Zepów. Inspiracją była tu twórczość Wilsona Picketta .Piosenka jest prawdopodobnie hołdem dla syna Roberta Planta, Karaca, który zmarł na wirusową infekcję żołądka w wieku pięciu lat w 1977 roku.

    OdpowiedzUsuń
  3. jak myślisz, jaki byłby następny album Zeppelinów gdyby zespół istniał nadal ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno przed śmiercią Bonhama planowano, że następny album będzie bardziej rockowy. Ale sądząc po tym, co Page i Plant komponowali w latach 80. - byłby nieznacznie lepszy od powyższego.

      Usuń
  4. znam prawie na pamięć Led Zeppelin cały bez tego albumu
    i wcale nie chciałbym go mieć w pamięci
    4 ? chwilami mam wrażenie że 1 to za wysoko

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta płyta miała w zamyśle odwzorować klimat typowego, amerykańskiego baru z małą liczbą osób w godzinach wieczornych/porannych - przed/po godzinach szczytu (okładka) -stąd melancholijne, bezenergetyczne piosenki albo rock and rollowy banał. Rock and Roll miał być nawiązaniem do muzyki barowej - a melancholia i brak energii miał oddać stan ludzi znajdujących się w barze (gościu na przodzie okładki - kojarzy mi się on właśnie z takim bezcelowym siedzeniem i wspominaniem dawnych lat). Po uwzględnieniu powyższych album ma i może sens, jednak LZ stać na coś lepszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To muzycy mówili, że taki był zamysł? Wygląda jak dorabianie na siłę jakiegoś konceptu, sugerującego, że ta muzyka jest celowo taka beznadziejna, a nie dlatego, że zespół się wyczerpał twórczo.

      Usuń
    2. Nie, ja tak wnioskuję. Nie twierdzę, że się nie wyczerpali - napisałem, że LZ stać na coś lepszego. Po prostu nic innego nie przychodzi mi do głowy, a okładka + muzyka mi jakoś pasują :)

      Usuń
    3. Ja twierdzę, ze zespół się wyczerpał - ten album ewidentnie świadczy o niemocy twórczej. Nagrali byle co i naprawdę nie ma sensu dobudowywać jakiś teorii, które by broniły ten album. Bo on się zwyczajnie nie broni pod względem muzycznym.

      Usuń
    4. Wiesz, nie każę nikomu wierzyć w moją teorię. Wypalili się, bo mogło wyglądać to lepiej (faktycznie)- mogli zrobić lepszą muzykę, która pasowałaby do mojej/ich teorii :)

      Usuń
  6. Pomijając fakt że album jest całkowicie zbędny, a dyskografię mogło by zamknąć niezłe podsumowanie czyli "Coda". To okładka jest zwykłym i chamskim skokiem na kasę. Biedni fanie musieli kupować po 6 egzemplarzy tej samej płyty, aby z małym prawdopodobieństwem odkryć inną okładkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto im kazał / każe kupować album więcej niż raz? To ich wybór. Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy kupują po kilka wydań jednego albumu ze względu na jakieś drobne różnice. Mnie zadowala zawsze jedno wydanie, bo liczy się tylko muzyka. I dlatego też "In Through the Out Door" nie mam ani jednego egzemplarza, bo muzycznie jest zwyczajnie kiepski. A mam wszystkie poprzednie wydawnictwa zespołu, włącznie z koncertówką - wszystkie na winylach z epoki.

      Usuń
    2. Przecież pisze o fanach więc co w tym dziwnego. Sam tak kiedyś robiłem. Ja mam debiut na CD i składankę jedną.

      Usuń
    3. Nie tylko fani (którzy chyba jednak rzadko mają aż taką obsesję na punkcie swoich idoli), ale przede wszystkim kolekcjonerzy, których często w ogóle nie obchodzi wykonawca i grana przez niego muzyka, tylko sam przedmiot.

      Usuń
    4. No to jest ciekawa kwestia, niektórzy kolekcjonują kultowe już znaczki. A inni można powiedzieć że okładki, bo płyta jest zbędna skoro muzyka bezwartościowa. Jednak zawsze dla innych będzie to niezrozumiałe czy nie do wyobrażenia tak jak dla innych ludzi nie do wyobrażenia może być słuchanie jazzu. Albo saxofonu który głośniej pierdnie...

      Usuń
  7. Bardzo lubie ten album czesto do niego wracam pokazuje jak eklektyczna muzyke grupa komponowala ciekaweco by bylo na kolejnym ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024