[Recenzja] Popol Vuh - "In den Gärten Pharaos" (1971)



Krautrock to prawdopodobnie najbardziej różnorodny i wielobarwny muzyczny nurt. Obok zespołów twórczo rozwijających idee rocka psychodelicznego (np. Can, Ash Ra Tempel, Amon Düül II), znajdziemy w nim wykonawców, których twórczość bliższa jest jazz rocka (Embryo, Out of Focus), jak i takich, którzy inspirują się przede wszystkim folkiem (Between, Yatha Sidhra) tudzież poważną awangardą (Faust). Zdarzają się też bardziej konwencjonalni przedstawiciele, których twórczość bliska jest typowego rocka progresywnego (Eloy, Nosferatu) czy też hard rocka (Kin Ping Meh). A na przeciwnym biegunie znajdują się wykonawcy śmiało eksperymentujący z brzmieniami elektronicznymi, całkowicie odchodząc od rockowych korzeni nurtu. Tutaj najbardziej znanymi przedstawicielami są Tangerine Dream, Klaus Schulze, Neu! i Kraftwerk. W tę odmianę krautrocka doskonale wpisują się także dwa pierwsze albumy Popol Vuh.

Istniejący w latach 1969-2001 zespół, nazwany od tytułu księgi spokrewnionych z Majami Indian Quiché, nieodzownie związany jest z osobą Floriana Fricke'a - niekwestionowanego lidera i jedynego stałego członka. Muzyk studiował kompozycję i grę na fortepianie, a brzmieniami elektronicznymi zafascynował się za sprawą Eberharda Schoenera, jednego z prekursorów stosowania ich w muzyce klasycznej. Wkrótce Fricke stał się drugim w Niemczech, po Schenerze, posiadaczem syntezatora Mooga. Niedługo potem uformował się pierwszy skład Popol Vuh, obejmujący także perkusistę Holgera Trülzscha (znanego także ze współpracy z Amon Düül II i Embryo) oraz Franka Fiedlera, który... nie grał na żadnym instrumencie, a zajmował się kwestiami technicznymi. Debiutancki album "Affenstunde", wydany w 1970 roku, przyniósł muzykę nowatorską, momentami dość intrygującą, ale sprawiającej wrażenie przypadkowych dźwięków, które z czasem stają się coraz bardziej nużące.

Wydany rok później "In den Gärten Pharaos" jest dziełem znacznie dojrzalszym, bardziej przemyślanym, a w rezultacie nieporównywalnie bardziej zachwycającym. Zespół rozwija na nim elektroniczne eksperymenty z debiutu, łącząc je z wręcz religijnym mistycyzmem, tworząc niezwykle uduchowioną muzykę. Album składa się z dwóch blisko dwudziestominutowych nagrań. Tytułowa kompozycja podzielona jest jakby na trzy części: w pierwszej słychać wyłącznie szum wody i eteryczne dźwięki syntezatora, tworzące niesamowity nastrój; w środkowej części nagranie nabiera intensywności za sprawą afrykańskich i tureckich perkusjonaliów, zaś w finałowej części dochodzą przepiękne dźwięki elektrycznego pianina. Drugi utwór, "Vuh", w całości opiera się na potężnym brzmieniu średniowiecznych organów, zarejestrowanych w katedrze opactwa Baumburg. W tle słychać zaś dźwięki syntezatora, perkusjonalia i wokalizy. Efekt jest chyba jeszcze bardziej niesamowity, niż w pierwszym nagraniu.

Ciężko oddać słowami klimat i piękno takiej muzyki, dlatego zachęcam do samodzielnego przesłuchania, najlepiej w absolutnym skupieniu, bez żadnych odwracających uwagę bodźców. "In den Gärten Pharaos" to album niezwykle intrygujący i dojrzały, zachwycający klimatem, brzmieniem i swobodnym wykonaniem. Na pewno warto poznać ten album, będący jedynym w swoim rodzaju - na kolejnych wydawnictwach Popol Vuh Florian Fricke proponował równie uduchowioną, przepełnioną mistycznym klimatem muzykę, ale graną już bez pomocy syntezatorów i innych technicznych nowinek.

Ocena: 8/10



Popol Vuh - "In den Gärten Pharaos" (1971)

1. In den Gärten Pharaos; 2. Vuh

Skład: Florian Fricke - instr. klawiszowe; Holger Trülzsch - instr. perkusyjne; Frank Fiedler
Producent: Popol Vuh i Bettina Fricke


Komentarze

  1. Taka ciekawostka. Fricke sprzedał swojego Mooga, Klausowi Schulze w grudniu 1976 r.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)