[Recenzja] Wishbone Ash - "Pilgrimage" (1971)



Muzycy Wishbone Ash przystąpili do nagrywania swojego drugiego albumu we wrześniu 1971 roku - równo rok po zarejestrowaniu debiutu. W międzyczasie byli jednak zajęci intensywnym koncertowaniem. Tworzeniem nowego materiału zajęli się tuż przed wejściem do studia. W rezultacie album, zatytułowany "Pilgrimage", jest dość dziwną zbieraniną. Znalazła się tu jedna przeróbka, jedno nagranie koncertowe, jeden kawałek napisany jeszcze przed pierwszym albumem i kilka instrumentalnych utworów, do których muzycy być może po prostu nie zdążyli napisać tekstów.

Album rozpoczyna się od przeróbki jazzowej kompozycji Jacka McDuffa, "Vas Dis". Muzycy podkręcili tempo, dodali bardziej rockowej energii i ciężaru, ale zachowali jazzowy charakter, wykazując się sporym kunsztem. Szkoda tylko, że rewelacyjną grę gitarzystów i sekcji rytmicznej przez sporą część utworu zagłusza głupkowata wokaliza Martina Turnera. Nie rozumiem, jak można było tak spieprzyć tak dobrą warstwę instrumentalną. Tytułowy "Pilgrimage" rozpoczyna się łagodnym, folkowym wstępem, który jest jednak nieco zbyt długi i monotonny, a przez to nużący. Pod koniec trzeciej minuty bardzo się jednak rozkręca i zmienia w kolejną porywającą, energetyczną improwizację, z fantastycznie pulsującym, mocnym basem i rewelacyjnymi solówkami obu gitarzystów. Zespół chyba nigdy nie zbliżył się bardziej do rocka progresywnego, niż w tym nagraniu. Co prawda, tutaj także pojawia się bezsensowna wokaliza, ale na szczęście trwa tylko chwilę.

"Jail Bait" to pierwszy utwór z tekstem i normalną partią wokalną. Niestety, pod względem jest aż zbyt zwyczajny - prosty, energetyczny kawałek hardrockowy w rytmie boogie. Następnie rozbrzmiewają dwa urocze instrumentale: "Alone" i "Lullaby" (pierwszy z nich, w dłuższej wersji i z partią wokalną, był już obecny na pierwszym demo grupy, które po latach zostało oficjalnie wydane jako "First Light"). Także w tych króciutkich utworach muzycy pokazują swój talent, choć obywa się bez większych szaleństw, pokazują tu swoją subtelniejszą stronę, zdradzają folkowe inspiracje. Najpiękniejszym utworem jest jednak "Valediction", który najbardziej, o dziwo, zachwyca warstwą wokalną - harmonicznym śpiewem w stylu Crosby, Stills & Nash. Ale nie brakuje tu też ładnych gitarowych solówek. Folkowy klimat zostaje przełamany zaskakującym zakończeniem w rytmie reggae. Finałowy "Where Were You Tomorrow" to natomiast nagranie koncertowe (zarejestrowane w czerwcu 1971 roku w Leicester). Standardowe boogie, ale rozciągnięte do dziesięciu minut gitarowymi popisami o bluesowym zabarwieniu. Mimo to, miejscami dość nużące

"Pilgrimage" to album wyjątkowo niespójny stylistycznie, na którym kompletnie bez pomysłu wymieszano dwa kawałki boogie, trzy folkowe, jeden jazz-rockowy i jeden progresywny. Poszczególne utwory zwykle jednak się bronią, kilka z nich należy do najlepszych w repertuarze Wishbone Ash, ale do większości z nich mam pewne zastrzeżenia. Warto jednak poznać ten album, dla fantastycznych popisów instrumentalnych w "Vas Dis" i tytułowym "Pilgrimage", a także pięknych wokali w "Valediction". 

Ocena: 7/10



Wishbone Ash - "Pilgrimage" (1971)

1. Vas Dis; 2. The Pilgrim; 3. Jail Bait; 4. Alone; 5. Lullaby; 6. Valediction; 7. Where Were You Tomorrow (live)

Skład: Martin Turner - gitara basowa, wokal; Andy Powell - gitara, wokal; Ted Turner - gitara, wokal; Steve Upton - perkusja
Producent: Derek Lawrence


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Death - "The Sound of Perseverance" (1998)