Posty

[Recenzja] John Coltrane - "Expression" (1967)

Obraz
John Coltrane zmarł niespodziewanie, 17 lipca 1967 roku. Wcześniej jednak zdążył przygotować materiał na swój kolejny album i zaakceptować jego ostateczny kształt. Na trzy dni przed swoją śmiercią, po trwającym od dawna rozważaniu, zdecydował się nadać longplayowi tytuł "Expression". Jest to jego pierwsze studyjne wydawnictwo nagrane w składzie, który towarzyszył mu przez ostatnie półtora roku kariery. Nie było już w nim McCoya Tynera i Elvina Jonesa, którzy rozstali się z Johnem na przełomie lat 1965/66, z powodu pogłębiających się różnic artystycznych. Ich miejsca w zespole zajęli odpowiednio Alice Coltrane i Rashied Ali. Na albumie zagrał także Jimmy Garrison, a podczas pierwszej sesji w studiu obecny był też  Pharoah Sanders. "Expression" zawiera bowiem utwory zarejestrowane w lutym ("To Be") i marcu (pozostałe) 1967 roku, podczas ostatnich studyjnych sesji saksofonisty. Tytułowy utwór był podobno zupełnie ostatnią kompozycją nagraną przez saksofo

[Recenzja] Captain Beefheart and His Magic Band - "Safe as Milk" (1967)

Obraz
Don Van Vliet (właść. Don Glen Vliet), znany też jako Captain Beefheart, to jeden z największych ekscentryków i nowatorów rockowej sceny. Porównywalny pod tym pierwszym względem chyba tylko z Frankiem Zappą (zresztą obaj muzycy regularnie ze sobą współpracowali, zaś prywatnie byli przyjaciółmi). Van Vliet wykazał się niezwykłą pomysłowością, łącząc klasycznego bluesa z awangardowym i freejazzowym podejściem do grania. Zanim jednak oryginalny styl Beefhearta w pełni się skrystalizował (nastąpiło to na albumie "Trout Mask Replica" z 1969 roku), muzyk wraz ze swoim magicznym zespołem nagrał trochę muzyki o bardziej konwencjonalnym charakterze. Debiutancki "Safe as Milk" to właściwie niemal typowy rock z 1967 roku - mocno przesiąknięty bluesem i psychodelią, z paroma dziwniejszymi momentami, nieodbiegającymi jednak daleko od typowych dla ówczesnego rocka poszukiwań. Warto dodać, że w nagraniach wzięli udział muzycy kojarzeni w tamtym czasie z raczej konwencjonalnym

[Recenzja] Miles Davis - "Get Up with It" (1974)

Obraz
"Get Up with It" to kolejny album Milesa Davisa zawierający nagrania dokonane w różnych latach i składach. Tym razem jest to jednak głównie świeży materiał, zarejestrowany już po sesji nagraniowej "On the Corner". Jedynie dwa najkrótsze utwory powstały wcześniej i w znacznie odmiennych składach. Stanowią one niewielki procent tego dwupłytowego (także na kompaktowych reedycjach) wydawnictwa - niewiele ponad dziesięć minut z ponad dwóch godzin muzyki. Tym samym, właściwie jest traktowanie "Get Up with It" jako regularnego albumu studyjnego, pełnoprawnego następcy "On the Corner", a nie kompilacji odrzutów. Tym bardziej, że poziom zawartych tutaj utworów zdecydowanie nie wskazuje na to drugie. Owe najstarsze utwory to zabarwione bluesowo "Honky Tonk" i "Red China Blues". Ten pierwszy, wydany już wcześniej w wersjach koncertowych (na "Live-Evil" i "In Concert"), zarejestrowany został w maju 1970 roku, cz

[Recenzja] John Coltrane - "Kulu Sé Mama" (1967)

Obraz
Album "Kulu Sé Mama" został skompilowany z trzech wcześniej niewydanych utworów, zarejestrowanych w 1965 roku. Nagrania pochodzą z dwóch różnych sesji. Wcześniejsza odbyła się w połowie czerwca - niedługo przed sesją nagraniową "Ascension". Zarejestrowane zostały wówczas  kompozycje "Vigil" i "Welcome", wypełniające stronę B albumu. Tytułowa kompozycja, zajmująca stronę A, została natomiast nagrana w połowie października - nieco ponad miesiąc przed nagraniem "Meditations". "Kulu Sé Mama" to jedna z najbardziej niesamowitych kompozycji w dorobku Johna Coltrane'a. Saksofonista w tamtym okresie lubił eksperymentować ze składem i nie inaczej jest w przypadku tego utworu. W nagraniu towarzyszyli mu McCoy Tyner, Jimmy Garrison, Pharoah Sanders, basista i klarnecista Donald Garrett, perkusista Frank Butler, oraz niejaki Juno Lewis, będący główną postacią tego utworu - to on go skomponował, zagrał w nim na przeróżnych perku

[Recenzja] Hawkwind - "X in Search of Space" (1971)

Obraz
Na drugim albumie Hawkwind wszystko zmierza we właściwym kierunku. Zespół, w nieco odświeżonym składzie (m.in. z nowym basistą Davidem Andersonem, wcześniej członkiem krautrockowego Amon Düül II), dopracował swój własny styl, którego głównymi elementami są psychodeliczno-kosmiczny klimat, hipnotyzująca monotonia i swobodne, jamowe struktury utworów, ale też surowe brzmienie, a wręcz pewna toporność. Rozpoczynający longplay, niemal szesnastominutowy "You Shouldn't Do That" to kwintesencja Hawkwind. Ten utrzymany w szybkim tempie, fantastyczny jam zawiera wszystkie wspomniane wyżej elementy, a ponadto charakteryzuje go rockowa zadziorność, elektroniczne ozdobniki i długie popisy solowe muzyków. Bardzo fajnie wypadają też krótsze utwory: nieco oniryczny "You Know You're Only Dreaming", rozpędzony, zdominowany przez gitarowo-basowe popisy "Master of the Universe" (jeden z najpopularniejszych kawałków grupy, stały punkt koncertów) oraz najbardzie

[Recenzja] Miles Davis - "Big Fun" (1974)

Obraz
Następca "On the Corner" spotkał się z raczej chłodnym przyjęciem. Głównym powodem takiego stanu rzeczy był fakt, że album "Big Fun" wypełniają nagrania dokonane w różnych składach, na przestrzeni czterech lat (1969-72). Nie jest to jednak zbiór odrzutów. Są to utwory, które powstały pomiędzy sesjami nagraniowymi konkretnych albumów i po prostu nie pasowałyby do charakteru żadnego z nich. Co więcej, wszystkie nagrania zostały specjalnie na to wydawnictwo zmiksowane przez producenta Teo Macero (szczególnie napracował się w przypadku "Go Ahead John", sprytnie skompilowanego z kilku jamów muzyków), a wcześniej dobrane w taki sposób, aby tworzyć spójną całość. "Big Fun" składa się z czterech utworów, w tym dwóch niemal półgodzinnych i dwóch lekko przekraczających 21 minut. Na oryginalnym, winylowym wydaniu każdy z nich zajmuje jedną stronę tego dwupłytowego wydawnictwa. Większość materiału została zarejestrowana pomiędzy sesjami do albumów &qu

[Recenzja] John Coltrane - "Meditations" (1966)

Obraz
Pięcioczęściowa suita "Meditations" po raz pierwszy została zarejestrowana 2 września 1965 roku, przez najsłynniejszy kwartet Johna Coltrane'a, z McCoyem Tynerem, Jimmym Garrisonem i Elvinem Jonesem. Lider nie był jednak zadowolony z nagrania i 23 listopada zorganizował kolejną sesję. Tym razem w większym składzie, obejmującym dodatkowo Pharoaha Sandersa (który w międzyczasie, ściślej mówiąc pod koniec września, dołączył do koncertowego składu) i drugiego perkusistę, Rashieda Aliego (który wkrótce potem na stałe zajął miejsce Jonesa). Nagranie z drugiej, listopadowej sesji trafiło na wydany we wrześniu 1966 roku album "Meditations". Wrześniowa sesja została natomiast opublikowana dopiero jedenaście lat później, pod tytułem "First Meditations (for Quartet)". Różnice pomiędzy obiema wersjami widać już gołym okiem, na liście utworów: lekko zmieniona została kolejność utworów, a kompozycja "Joy" została zastąpiona przez "The Father an

[Recenzja] The Stone Roses - "The Stone Roses" (1989)

Obraz
Debiutancki album brytyjskiego grupy The Stone Roses to zbiór jedenastu nieskomplikowanych, melodyjnych piosenek. Nie jestem wielbicielem tego typu grania, ale ten longplay od razu rzekł mnie świetnymi melodiami w stylu wczesnych The Beatles czy, nawet bardziej, The Byrds. To muzyka o podobnym charakterze, lecz oczywiście bardziej współczesna brzmieniowo, jak przystało na przełom lat 80. i 90.  Krytycy uznają ten album za bardzo ważny w rozwoju sceny zwanej Madchesterem (jej przedstawiciele łączyli pop rock i psychodelię lat 60. z acid housem, lecz u Stone Roses wpływy tego ostatniego są marginalne) i britpopu. Dominują tutaj krótkie utwory o piosenkowej strukturze, oparte na prostej, energetycznej grze sekcji rytmicznej i nieco rozmytych, lecz zadziornych partiach gitary. Nie brakuje tu różnych smaczków, jak pianino w "She Bangs the Drums", wokalne harmonie w "Waterfall", czy psychodeliczne efekty w "Don't Stop". Najważniejsze są jednak melodie