Posty

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)

Obraz
Chociaż nazwa Kin Ping Meh została zainspirowana chińską powieścią "Jin Ping Mei", jest to zespół na wskroś europejski. Czy to przez niemieckie pochodzenie, czy też współpracę z Connym Plankiem, często zalicza się go do krautrocka. Muzycznie jednak zdecydowanie bliżej mu do anglosaskiego rocka z tamtych czasów. Eponimiczny debiut to przegląd tego, jak grano na przełomie lat 60. i 70. - sporo tu hard rocka, psychodelii, jest też odrobina bluesa i klimatów około-progowych, a do tego trochę grania akustycznego. Już na otwarcie pojawia się tu dziesięciominutowa kompozycja "Fairy-Tales", w której nie brakuje fajnego riffowania i solówek wywodzących się z bluesowo-hardrockowej tradycji Cream czy Jimiego Hendrixa, bardzo przyjemnych Hammondów kojarzących się z Deep Purple, solidnej podstawy rytmicznej oraz zadziornego, lecz melodyjnego śpiewu. Ale jest też dłuższa, mocno psychodeliczna część instrumentalna, podczas której skojarzenia z krautrockiem są akurat całkiem uz

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)

Obraz
"Octopus" bez cienia wątpliwości mogę nazwać jednym z największych dzieł progresywnego rocka. To właściwie osiem dzieł - po łacinie octo opus , stąd też tytułowa ośmiornica. Wspaniale zilustrował ją Roger Dean, znany przede wszystkim ze swoich prac dla grupy Yes, dając Gentle Giant jedyną tak estetyczną okładkę. Z jakiegoś powodu nie przypadła jednak do gustu decydentom z Columbii, którzy na potrzeby amerykańskiego i kanadyjskiego wydania zamówili nową grafikę u Charlesa White'a. Też niezłą, przedstawiającą ośmiornicę w słoiku. We wczesnych wydaniach winylowych okładka była nawet odpowiednio przycięta na kształt tego słoja. To ostatnia płyta Gentle Giant nagrana w sekstecie. Wkrótce potem ze składu odszedł jeden ze współzałożycieli grupy, Phil Shulman, który miał dość nieustannych kłótni z młodszymi braćmi Derekiem i Rayem. "Octopus" jest jednocześnie debiutem perkusisty Johna Weathersa, który miał być tylko tymczasowym zastępcą za poszkodowanego w motocyklo

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

Obraz
Ależ tu jest świetna lista płac! W nagraniach "Welcome" - poza zrekonstruowanym składem grupy Santana - udział wzięli m.in. Alice Coltrane, John McLaughlin czy dwoje muzyków z oryginalnego wcielenia Return to Forever Chicka Corei - Flora Purim i Joe Farrell. Dodatkowo jako wokalista zespołu zadebiutował Leon Thomas znany ze współpracy z Pharoahem Sandersem. Patrząc na te nazwiska nie trudno domyślić się, że zawarty tu materiał idzie jeszcze dalej w tym jazzowym kierunku, jaki wyznaczył poprzedni album, "Caravanserai". Jeśli jednak ktoś spodziewa się tu równie interesującego grania - albo poziomu, jakiego można by oczekiwać po tych wszystkich grających tu jazzmanach - to może poczuć się nieco zawiedziony. Płyta niewątpliwie ma momenty godne uwagi. Na plus wypadają wszystkie instrumentale. To choćby spinające album klamrą nagrania z udziałem Alice Coltrane. "Going Home", oparty na symfonii Antonina Dvoráka "Z nowego świata", za pomocą niemal wyłącz

[Artykuł] 50 lat temu... Przełomowy rok 1966

Obraz
W historii muzyki było kilka wyjątkowych roczników. Pierwszym z nich był rok 1959, który przyniósł kilka jazzowych arcydzieł, mających odmienić oblicze muzyki (m.in. "Kind of Blue" Milesa Davisa, "Time Out" kwartetu Dave'a Brubecka, czy "The Shape of Jazz to Come" Ornette'a Colemana). Jednak pod względem przełomowości żaden rok nie może się równać z 1966. Był to kolejny bardzo dobry rok dla jazzu, ale zarazem pierwszy tak dobry dla muzyki rockowej, która właśnie wtedy przestała być czystą rozrywką, a zaczęła zdradzać artystyczne ambicje. Tak naprawdę, zmiany zaczęły się już pod koniec 1965 roku, wraz z albumem "Rubber Soul" The Beatles, a nawet pół roku wcześniej, gdy zespół wydał "Help!". Oba albumy pokazały (w różnym stopniu, na "Rubber Soul" zdecydowanie bardziej) większą dojrzałość kompozytorską muzyków, wykorzystanie szerszego instrumentarium, a także inspiracje wykraczające poza rock and roll i rhythm an

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

Obraz
Po przejściach z Mercury Records, ani sami muzycy Van der Graaf Generator, ani menadżerujący im Tony Stratton-Smith, nie zamierzali wikłać się w kolejną niepewną współpracę z firmą fonograficzną. Zamiast tego menadżer założył własną wytwórnię Charisma, do której szybko ściągnął też inne prowadzone przez siebie grupy. Całe przedsięwzięcie udało się utrzymać dzięki pozyskaniu Genesis i, w mniejszym stopniu, folk-rockowego Lindisfarne. Sam Van der Graaf Generator zwrócił się tymczasem w stronę muzyki o mniej komercyjnym charakterze, która nie zapewniłaby firmie płynności finansowej. Z początku nie było jeszcze najgorzej: album  "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" dotarł do 47. pozycji brytyjskiego notowania. Kolejne wydawnictwa grupy przepadły jednak kompletnie na tych najbardziej liczących się rynkach. "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" to nie tylko pierwsze wydawnictwo Van der Graaf Generator dla Charismy, ale także prawdziwy debiut zespołu. Popr

[Recenzja] Nucleus - "We'll Talk About It Later" (1971)

Obraz
Chociaż "We'll Talk About It Later", drugi album jazz-rockowego Nucleus, został zarejestrowany zaledwie osiem miesięcy po debiutanckim "Elastic Rock" - podczas dwóch wrześniowych dni 1970 roku - i wciąż w tym samym składzie, słuchać tu pewne istotne zmiany. Być może to efekt intensywnego koncertowania, dzięki czemu sekstet lepiej się zgrał. Zamiast kilkunastu krótkich utworów znalazło się tutaj tylko siedem nagrań, za to bardziej rozbudowanych, dających muzykom możliwość pokazania swoich indywidualnych możliwości oraz umiejętności wzajemnej kooperacji. Każde z nich broni się nie tylko jako część albumu, ale także jako osobne dzieło. Uwagę zwraca też bardziej żywiołowy charakter tego materiału, z mocniej wyeksponowaną gitarą oraz intensywną, grającą już ze zdecydowanie rockową dynamiką sekcją rytmiczną. To nowe oblicze Nucleus znakomicie pokazuje "Song for the Bearded Lady", zbuntowany na charakterystycznym, niemal hardrockowym, ale błyskotliwym rif

[Artykuł] Podsumowanie roku 2016

Obraz
UWAGA:  Poniższy artykuł prezentuje opinie pochodzące z grudnia 2016 roku, które w większości nie są aktualne. W tym roku wyjątkowo niechętnie zabierałem się do przygotowania podsumowania. Nie był to dobry rok dla muzyki. Wręcz tragiczny, jeśli wziąć pod uwagę liczbę muzyków, który w tym czasie odeszli. Byli to m.in. Greg Lake i Keith Emerson, Jimmy Bain, Piotr Grudziński, Nick Menza, David Bowie, Glenn Frey, Leonard Cohen, Leon Russell, Mose Allison, a także producent George Martin. Najgorsza jest świadomość, że kolejne lata będą jeszcze smutniejsze. Wielcy muzycy będą coraz częściej odchodzić, a następców jakoś nie widać. Wracając jednak do 2016 roku - nie był on również zbyt udany pod względem nowych wydawnictw. Z trudem uzbierałem dziesięć pozycji do rankingu. Choć muszę przyznać, że oprócz rozczarowań, nie zabrakło w tym roku także pozytywnych zaskoczeń, jak zaskakująco dobre nowe albumy Rolling Stonesów i Metalliki, czy kilka obiecujących debiutów, które dają cień