[Recenzja] Faith No More - "Angel Dust" (1992)
Przez trzy lata, jakie minęły pomiędzy wydaniem "The Real Thing" i "Angel Dust", muzycy Faith No More dopracowali swój eklektyczny styl do perfekcji. Szerokie wpływy, obejmujące chyba wszystkie rodzaje muzyki rozrywkowej, łączą się w jeszcze spójniejszą całość. Poszczególne utwory różnią się od siebie znacznie, ale zawsze charakteryzuje je podobna ponadgatunkowość oraz spora dawka humoru. Mike Patton pokazuje jeszcze większą wszechstronność wokalną, brzmi też znacznie bardziej dojrzale niż na poprzednim albumie. W warstwie instrumentalnej wciąż dominują klawisze Roddy'ego Bottuma - tym razem dużo bardziej różnorodne i pomysłowe, całkiem już pozbawione ejtisowego kiczu - a także kreatywne linie basu Billa Goulda, solidnie dopełniane perkusją Mike'a Bordina. Za to gitara Jima Martina nierzadko odgrywa niewielką rolę. Pozostali muzycy marginalizowali gitarzystę, który chciał grać w bardziej metalowym stylu, nie zawsze pasującym do ich pomysłów. Co wkrótce