[Recenzja] Danzig - "II: Lucifuge" (1990)
W ciągu dwóch lat, jakie minęły od nagrania eponimicznego debiutu, grupa Danzig poczyniła pewne postępy. Szczególnie w kwestii kompozytorskiej. "Danzig II: Lucifuge" jest z pewnością albumem bardziej różnorodnym. Choć sam początek jest bardzo zachowawczy. Energetyczne "Long Way Back from Hell" i "Snakes of Christ" dobrze sprawdzają się na rozpoczęcie, ale nie przynoszą żadnych zaskoczeń. To po prostu poprawnie wykonany hard rock. W wolniejszym "Killer Wolf" - jednym z lepszych momentów całości - dochodzą silniejsze wpływy bluesowe, ale i takie oblicze zespół prezentował już na debiucie. "Tired of Being Alive" to jeszcze jeden hardrockowy czad, nie wnoszący nic do całości. Niespodzianki zaczynają się od "I'm the One" - stricte bluesowego kawałka, opartego na nieprzesterowanej gitarze, stanowiącej akompaniament dla partii wokalnej w stylu Elvisa Presleya. Swoją drogą, gitarowe zagrywki mocno przypominają te z &qu