[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

Laurie Anderson - Big Science


Przedziwna mogła się wydawać przemiana Laurie Anderson - starannie wykształconej, w różnych dziedzinach sztuki, awangardowej performerki - w artystkę pop, współpracującą z Peterem Gabrielem czy Brianem Eno i odnoszącą komercyjne sukcesy. Tym największym, po którym muzyka stała się dla niej główną aktywnością twórczą, był singiel "O Superman". Nagranie, dzięki wsparciu Johna Peela, dotarło aż do 2. miejsca brytyjskiej listy. Zdecydowanie nie jest to jednak kawałek w stylu tego, co zwykle trafiało, nawet nie na podium, a w ogóle na UK Singles Chart. "O Superman" to ośmiominutowy utwór z modulowaną elektronicznie melorecytacją Anderson oraz raczej statyczną narracją muzyczną, opartą o syntezatory oraz preparowane skrzypce. Bliżej temu do eksperymentów The Velvet Underground niż innych ejtisowych hitów.

Sukces singla, wydanego nakładem małej, niezależnej wytwórni One Ten Records, doprowadził Laurie Anderson do podpisania kontraktu z Warner Bros. na siedem albumów. "Big Science" to pierwszy z nich, na ogół postrzegany za debiut płytowy artystki. Rok wcześniej ukazał się jednak awangardowy "You're the Guy I Want to Share My Money With", przygotowany wspólnie z poetą Johnem Giorno i pisarzem Williamem S. Burroughsem. Sam "Big Science" to w zasadzie wybór co bardziej przystępnych fragmentów ośmiogodzinnego spektaklu muzyczno-performerskiego "United States Live". Jego pełne wykonanie ukazało się na 5-płytowym albumie o tożsamym tytule w 1984 roku.

Wspomniana przystępność "Big Science" jest oczywiście dość umowna, bo całość ma zbliżony charakter do "O Superman", który zresztą także się tutaj pojawia, będąc swego rodzaju punktem kulminacyjnym. Co nie znaczy, że nie ma tu innych ciekawych fragmentów. Do nich zaliczyć można bardziej dynamiczny "From the Air", w którym do melorecytacji i elektroniki dochodzą repetycyjne partie dęciaków, kojarzące się bardziej nawet z jakimiś awangardowymi formami rocka niż jazzem, choć na puzonie gra sam George E. Lewis. Tytułowy "Big Science" pokazuje natomiast bardziej przystępne oblicze płyty, z melodyjnymi wstawkami wokalnymi oraz bardzo nastrojowym tłem syntezatorów, choć i tutaj wszystko opiera się na tej hipnotycznej jednostajności. Jeszcze więcej śpiewu, całkowicie wypierającego melodeklamacje, zawiera "Sweater" z akompaniamentem dud i bębnów, brzmiący jak nieco zdekonstruowana irlandzka lub szkocka pieśń. 

Charakterystyczna dla tego albumu statyczność warstwy instrumentalnej i wokalnej ekspresji osiąga apogeum w bardzo minimalistycznej miniaturze "Walking & Falling", sporo jej też w finałowym duecie "Let X-X" / "It Tango", ale na płycie znalazł się też mniej przewidywalny "Example #22" z niemal zappowskim eklektyzmem i humorem. Repetycje na dalszy plan schodzą też w instrumentalnym "Born, Never Asked", w którym Laurie pokazuje się jako całkiem sprawna skrzypaczka. Wymienione w tym akapicie utwory są już jednak nieco mniej imponujące na tle całości, tak naprawdę nie wnoszą tu niczego nowego, a co najwyżej przesuwają pewne akcenty. A mowa tu aż o połowie repertuaru oryginalnego wydania.

"Big Science" okazał się zaskakującym, jak na tego typu muzykę, sukcesem komercyjnym, dochodząc do 29. miejsca w Wielkiej Brytanii oraz 124. w Stanach. Pod względem artystycznym jest to natomiast raczej połowiczny sukces. Laurie Anderson pokazała tu, że potrafi robić intrygującą, niekonwencjonalną muzykę w ramach popu, pomysłowo wykorzystując nowoczesną wówczas technologię oraz własne patenty na wydobywanie dźwięków z tradycyjnych instrumentów, a do tego jeszcze wzbudziła tym zainteresowanie masowego słuchacza. Z drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, że to dopiero pierwsze, jeszcze niepewne kroki w tym stylu artystki, która dotąd realizowała się w sztuce innego rodzaju.

Ocena: 7/10



Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

1. From the Air; 2. Big Science; 3. Sweaters; 4. Walking & Falling; 5. Born, Never Asked; 6. O Superman (For Massenet); 7. Example #22; 8. Let X=X/It Tango

Skład: Laurie Anderson - wokal, instr. klawiszowe, elektronika, skrzypce, marimba, instr. perkusyjne; Roma Baran - instr. klawiszowe, harmonika szklana, akordeon, instr. perkusyjne; Perry Hoberman - saksofony, flety, instr. perkusyjne, dodatkowy wokal; Bill Obrecht - saksofon altowy; Peter Gordon - saksofon tenorowy, klarnet; George E. Lewis - puzon; David Van Tieghem - perkusja, marimba, instr. perkusyjne; Rufus Harley - dudy (3); Chuck Fisher - saksofon altowy i tenorowy (7); Richard Cohen - saksofon barytonowy, klarnet i fagot (7); Leanne Ungar - dodatkowy wokal (7)
Producent: Laurie Anderson i Roma Baran


Komentarze

  1. Skąd ją wytrzasnąłeś? Przez Lurę eda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bardzo rozumiem pytanie. Anderson to całkiem znana i ceniona postać - i to na długo przed związkiem z Lou Reedem. Andrzej Dorobek poświęcił jej cały rozdział w swojej książce o rocku. Sam kilkakrotnie już o niej wspominałem.

      Usuń
    2. Póki nie sprawdziłem jej na Wikipedii to nie skojarzyłem jej (a kiedy mówię skojarzenie to mam na myśli sprawdzenie jej na wspomnianej stronie, razem ze zdjęciem bez osłuchania się w jej muzyce).

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)