[Recenzja] Monika Roscher Bigband - "Witchy Activities and the Maple Death" (2023)

Monika Roscher Bigband - Witchy Activities and the Maple Death


Niemcy muzycznie już od dawna nie imponują. A mowa przecież o kraju z bardzo bogatą tradycją muzyczną. Zresztą nawet ograniczając się do rozrywki, w drugiej połowie lat 60. i przez całą kolejną dekadę nasi zachodni sąsiedzi byli prawdziwą potęgą, wypuszczając niesamowite ilości świetnego jazzu, krautrocka czy progresywnej elektroniki. Ostatnie cztery dekady nie przyniosły jednak aż tak wielu godnych odnotowania wydawnictw, szczególnie poza muzyką elektroniczną. Mają też w czym wybierać miłośnicy metalu, ale w kategorii jazzu czy postępowego rocka nie dzieje się tam prawie nic ciekawego, Czasem jednak trafiają się i takie płyty, jak "Witchy Activities and the Maple Death". To trzecie pełnowymiarowe dzieło big bandu Moniki Roscher, formalnie wykształconej kompozytorki i gitarzystki, zajmującej się też tworzeniem muzyki do spektakli teatralnych oraz produkcji filmowych. Cały materiał na longplay został skomponowany, zaaranżowany i wyprodukowany przez liderkę (tylko w tym ostatnim wspomógł ją tajemniczy Tahpir), która wystąpiła tu także w roli głównej wokalistki, gitarzystki prowadzącej oraz dyrygentki.

Nagrany w ponad 20-osobowym składzie album stanowi jakby połączenie "The Grand Wazoo" Franka Zappy - tyle że bez tego rubasznego humoru - z wczesnym Thinking Plague, ale podane z przystępnością, a czasem wręcz przebojowością art popu. Skojarzenia z "Figures" Aksak Maboul też nie będą na wyrost. Gdzieniegdzie dochodzą do tego jeszcze inne wpływy. Już w otwieraczu "8 Prinzessinnen" bigbandowy rozmach (sama sekcja dęta to aż cztery trąbki, cztery puzony i pięć saksofonów), wywiedziona z avant-proga dziwność czy quasi-piosenkowe elementy łączą się z brzmieniami elektronicznymi oraz math-rockową precyzją, a całości dopełniają ekspresyjne solówki na saksofonie barytonowym i puzonie. Trochę to taki skansen pomysłów sprzed wielu lat, jednak zestawionych ze sobą w dość oryginalny sposób oraz całkiem współczesnym brzmieniem. W ten sposób można zresztą scharakteryzować całą płytę. Trwa to wszystko ponad godzinę, ale na monotonię nie można narzekać. Trafiają się tu utwory bardziej poukładane, quasi-popowe, ale w dość kunsztownych, bigbandowo-elektroniczno-rockowych aranżacjach (np. "Firebird", "Queen of Spades", "A Taste of the Apocalypse", "Starlight Nightcrash" czy - poza stricte jazzową kodą - "Direct Connection"). Nie brakuje też jednak mocno pokręconego grania, na czele z sześcioczęściowym cyklem "Witches Brew", który pozwala sobie wyobrazić, co mogłaby tworzyć Björk po dołączeniu do ruchu Rock in Opposition. Gdzieś pomiędzy tymi podejściami mieści się chociażby "Creatures of Dawn", gdzie piosenkowe, nieco kabaretowe fragmenty przeplatają się z jazzowymi improwizacjami.

"Witchy Activities and the Maple Death" udowadnia, że Monika Roscher umie w adaptowanie co ciekawszych pomysłów z bardzo szeroko rozumianej muzyki popularnej XX wieku oraz łączenie ich ze sobą w nie zawsze oczywisty sposób. Znajdą tutaj coś dla siebie i miłośnicy bigbandowego jazzu, i bardziej odjechanego proga, i popu artystycznego, a przede wszystkim słuchacze nielubiący zamykać się w jednej szufladce. Trochę zagubieni mogą poczuć się fani gitarowego rocka, choć powinny im się spodobać efektowne solówki liderki. Dla początkujących słuchaczy może to być niezłe wprowadzenie do bardziej wymagającej muzyki, z której album wiele czerpie, ale przetwarza w bardzo przystępny sposób. Ci lepiej osłuchani nie znajdą tu prawdopodobnie nic nowego, lecz wciąż mogą czerpać przyjemność ze słuchania tego materiału.

Ocena: 8/10

Nominacja do płyt roku 2023



Monika Roscher Bigband - "Witchy Activities and the Maple Death" (2023)

1. 8 Prinzessinnen; 2. Firebird; 3. Witches Brew: The Summoning; 4. Witches Brew: Moon Is Melting; 5. Witches Brew: The Brew; 6. Witches Brew: The Woods; 7. Witches Brew: Dance of the Sleepy Spirits; 8. Witches Brew: Return of the Witches; 9. Creatures of Dawn; 10. Queen of Spades; 11. Starlight Nightcrash; 12. A Taste of the Apocalypse; 13. The Leading Expert of Loneliness; 14. Direct Connection; 15. Unbewegte Sternenmeere

Skład: Monika Roscher - wokal, gitara, dyrygent; Angela Avetisyan - trąbka; Felix Blum - trąbka; Vincent Eberle - trąbka; Felix Ecke - trąbka (1,3-8,12-15); John-Dennis Renken - trąbka (2,9-11); Lukas Bamesreiter - puzon; Alistair Duncan - puzon; Jakob Grimm - puzon; Christine Müller - puzon; Christoph Müller - puzon (1,3-8,12-15); Julian Schunter - saksofon altowy i flet; Jan Kiesewetter - saksofon altowy i sopranowy (1,3-8,12-15); Steffen Dix - saksofon altowy i sopranowy (2,9-11); Jasmin Gundermann - saksofon tenorowy i flet; Michael Schreiber - saksofon tenorowy, flet i didgeridoo; Sebastian Nagler - saksofon barytonowy i klarnet basowy (1,3-8,12-15); Heiko Liszta - saksofon barytonowy i klarnet basowowy (2,9-11); Josef Reßle - pianino; Hannes Dieterle - elektronika (1,2,9-12), trąbka (9); Tahpir - elektronika (1,3-8,12-15); Alex Vičar - elektronika (1); Matthias Leichtle - gitara; Ferdinand Roscher - gitara basowa i kontrabas; Tom Friedrich - perkusja; Gerd Baumann - dodatkowy wokal
Producent: Monika Roscher i Tahpir


Komentarze

  1. Bardzo przyjemne nagrania, bardzo dobre nowoczesne aranżacje.
    Powinieneś się jednak trochę douczyć o niemieckim jazzie i rocku z ostatnich dekad. Tu zawsze dzieje się coś ciekawego i trochę dziwi czytanie takich opinii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że coś się dzieje, ale takich bardziej powszechnie docenianych twórców, możliwych do odkrycia bez śledzenia niszowych pism, stron czy blogów, to aż tak wielu nie było. Chyba tylko Bohren & der Club of Gore, Xiu Xiu i wykonawcy zaczynający jeszcze 50+ lat temu zostali szerzej odnotowani. Poza tym w latach 60. i 70. w Niemczech powstawały zupełnie nowe nurty, jak krautrock, Szkoła Berlińska i - nie tylko tam, ale głównie - european free jazz, co raczej nie miało miejsca w późniejszych latach.

      Co byś polecił z niemieckiego rocka i jazzu z ostatnich czterech dekad?

      Usuń
    2. Oczywiście pierwsze na myśl przychodzą projekty elektroniczne takie jak Mouse on Mars, ale przecież każdy słuchacz prog rocka
      kojarzy chyba Markusa Reutera (Stick Men) czy Marco Minnemanna. Warto wymienić też jednego z najwybitniejszych post-hendrixowskich gitarzystów
      Caspara Brötzmanna. Czerpiesz pewnie informacje z anglojęzycznych źródeł, dlatego nie dostrzegasz tego, co dzieje się obecnie na scenie niemieckiej
      (krautrock też został przyswojony dopiero 20 lat później).
      Jeśli chodzi o jazz to zapominasz o free jazzowej scenie NRD (Amiga Jazz, Günther Sommer), berlińskiej szkole improwizacji (Der Rote Bereich) i wielu innych...
      Dell czy Lillinger mają status supergwiazd współczesnego jazzu, trudno o nich nie usłyszeć interesując się trochę tematem.

      Dosyć przypadkowa lista godnych uwagi płyt (mam nadzieję, że coś Cię z tej listy przekona!):
      Philipp Gerschlauer - "Mikrojazz" (jeden z bardziej innowacyjnych projektów)
      Frank Gratkowski - "Kollaps", "Flume Factor"
      Der Rote Bereich - "Zwei", "Drei"
      Wollny, Parisien, Lefebvre, Lillinger - "XXXX"
      Dell, Brecht, Lillinger, Westergaard – "Boulez Materialism"
      Luise Volkmann - "Rites de passage" (najbliższe recenzowanej płycie?)
      Christian Lillinger - “Open Form For Society LIVE“
      Stemeseder, Lillinger - "PENUMBRA"
      Windisch Quartett - "Chaos"
      Killing Popes - "Ego Kills"
      Christopher Dell - "Where We Belong"
      Ronny Graupes Spoom – "Bridge Ices Before Road"
      Pablo Held - "Ascent"
      Sinularia - "Subwater Beats"
      Vincent Meissner Trio – "Bewegtes Feld"
      Felix Hauptmann - "Percussion"
      Uwe Kropinski - "Berlin, New York and Back"
      Kammerflimmer Kollektief - "Absencen"

      Bardziej rockowe:
      Caspar Brötzmann Massaker - "Home", "Koksofen"
      Markus Reuter - "Sun Trance", "Nothing is Sacred"
      The Pattern Theory – "The Pattern Theory"

      Usuń
  2. Ale mi Pan poprawił dzień. Dziękuję za polecenie, prawdziwa perełka!

    Swoją drogą tytuł cyklu Witches Brew skojarzył mi się z tego roczną płytą London Brew w miarę popularną na RYMie. Słuchał Pan może? Ciekawi mnie czy by się Panu spodobała, czy też uznałby ją Pan za (od)twórczość niewartą uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "London Brew" mam na liście płyt do przesłuchania, tylko kiepsko z czasem na tak długi album.

      Usuń
    2. Xiu Xiu jest niemiecką grupą?

      Usuń
    3. Tak twierdzi RYM, umieszczając go w rankingach dla twórców z Niemiec, np.: https://rateyourmusic.com/charts/top/album/1990-2020/g:rock,-metal/loc:germany/

      W rzeczywistości kapela powstała w Stanach, ale widocznie przez jakiś czas działała w Niemczech.

      Usuń
    4. Tak, to że aktualnie mieszkają, czy nagrywają w Berlinie nie zmienia faktu, że to amerykański band. Na tej liście jest też Kanadyjczyk Joe Jackson. Nie przeglądałem całej, ale brakuje chyba Berlińczyków Bowiego i Popa. :)

      Usuń
    5. To jest oczywiste. Nie chodziło mi o to, że RYM potwierdza niemieckość tego zespołu, tylko że wprowadził mnie w błąd. Sama kapela nie leży w kręgu moich zainteresowań, a nie miałem powodu przypuszczać, że te rankingi podchodzą w tak swobodny sposób do lokalizacji wykonawców.

      Usuń
  3. Wróciłem z ekspedycji naukowej w góry Peloponezu, gdzie byłem odcięty od internetu, a tu niespodzianka, bo Paweł zrecenzował płytę Moniki Roscher. Dla mnie wszystkie trzy płyty jej big bandu to miód na moje uszy. To jedne z najlepszych płyt wydanych po 2010 roku. Niby nic nowatorskiego, ale jakie wysmakowane i cudowne połączenie jazzowego big bandu z melodyjnymi kawałkami, co nadaje tym płytom nadzwyczajną słuchalność.
    Podzielam też opinię JD, że płyty zespołu Caspar Brötzmann Massaker to też świetna muzyka, chociaż nie tak łatwa w odbiorze jak big band Moniki. No cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni, a jako syn Petera Brötzmanna to Caspar też musi czasem dać ostrego czadu. Natomiast czy to jest post-hendrixowski muzyk to mam wątpliwości, jest za bardzo brudny w grze na gitarze. Hendrix to przy nim mega melodyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecnie większość rockowych gitarzystów preferuje bardziej czyste brzmienie gitary elektrycznej, a Caspar Brötzmann przeciwnie, tak jak Hendrix woli grę na przesterowanym wzmacniaczu. Może tak brzmiałby Hendrix wychowany na industrialu?

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Polish Jazz Quartet - "Polish Jazz Quartet" (1965)

[Recenzja] Soft Machine - "Fifth" (1972)