[Recenzja] George Russell - "Ezz-thetics" (1961)

George Russell - Ezz-thetics


George'a Russella zwykle nie wymienia się wśród tych najwybitniejszych jazzmanów. Jego wpływ na jazz nowoczesny jest jednak trudny do przecenienia. Istotną rolę odegrał nie jako instrumentalista, ale kompozytor, a przede wszystkim teoretyk. Początkowo wiązał swoją przyszłość z perkusją. Już w wieku piętnastu lat zaczął grywać z lokalnymi grupami z rodzinnego Cincinnati, co kontynuował także po rozpoczęciu studiów na Wilbeforce University. W 1941 roku zapadł jednak na gruźlicę, w wyniku czego na pół roku trafił do szpitala. Właśnie tam, dzięki innemu pacjentowi, poznał podstawy harmonii, kompozycji oraz aranżacji. Nowo zdobytą wiedzę wykorzystał wkrótce po zakończeniu hospitalizacji. Swój pierwszy utwór, "New World", wykonywał z chicagowską orkiestrą saksofonisty Benny'ego Cartera, w której na jakiś czas zakotwiczył. Zdecydował się jednak porzucić bębny po tym, jak usłyszał Maxa Roacha, który ostatecznie wszedł na jego miejsce w grupie Cartera.

Russell postanowił skupić się na komponowaniu, a dodatkowym impulsem okazało się nagranie "'Round Midnight", wielki jazzowy standard Theloniousa Monka z 1944 roku. Nietypowa melodyka i harmonia zafascynowały młodego muzyka do tego stopnia, że przeprowadził się Nowego Jorku, aby osobiście uczestniczyć w formułowaniu się jazzu nowoczesnego. Szybko znalazł się w bliskim kręgu takich twórców, jak Gil Evans, Miles Davis, Gerry Mulligan czy Charlie Parker. Ten ostatni zachęcał go nawet do przeproszenia się z perkusją i oferował miejsce we własnym zespole. Plany te zniweczył nawrót gruźlicy. Tym razem Russell spędził w szpitalu całe szesnaście miesięcy. Nie zamierzał jednak próżnować. Skorzystał z tego, że w szpitalnej bibliotece znajdowało się pianino, na którym uczył się grać, a następnie używać do komponowania. Rozpoczął też pracę nad teoretycznym traktatem pod tytułem "Lidyjska koncepcja chromatyczna organizacji tonalnej", ukończonym dopiero kilka lat później. Zawarte w nim wskazówki miały pomóc w uniezależnieniu improwizacji od harmonii, poprzez oparcie ich nie na akordach, lecz skalach. W praktyce na szeroką skalę skorzystali z tych rad jako pierwsi Miles Davis i Bill Evans pisząc materiał na "Kind of Blue", rozpoczynający nurt jazzu modalnego. W dalszej perspektywie koncepcje Russella przyczyniły się do powstania jazzu free.

Po zakończeniu hospitalizacji muzyk skupiał się nie tylko na dopracowaniu traktatu, ale także dorabiał jako kompozytor. Uznanie przyniósł mu dwuczęściowy "Cubano Be, Cubano Bop", wykonany przez orkiestrę Dizzy'ego Gillepsie, będący jednym z pierwszych utworów łączących bebop z kubańskimi rytmami. Inny ciekawy przykład jego twórczej inwencji z tamtego okresu to "A Bird in Igor's Yard" - próba połączenia muzyki Charliego Parkera i Igora Strawińskiego - wykonany oryginalnie przez Buddy'ego DeFranco. W tym okresie powstała też kompozycja "Ezz-thetics", zatytułowana tak od imienia boksera Ezzarda Charlesa, po raz pierwszy nagrana przez Lee Konitza. Russell miał ją później kilkukrotnie nagrywać na własne płyty, które wydawał od drugiej połowy lat 50. Najsłynniejsza wersja to prawdopodobnie ta z zarejestrowanego w maju 1961 roku albumu o tym właśnie tytule. Oprócz tytułowego nagrania trafiły na niego dwie inne kompozycje lidera i jedna autorstwa puzonisty Dave'a Bakera, a także dwie interpretacje. Te ostatnie to tak ważny dla artysty "'Round Midnight", a także mało znane dzieło Milesa Davisa, "Nardis". Podczas sesji Russell otoczył się takimi muzykami, jak Eric Dolphy, Don Ellis czy debiutujący tu Steve Swallow, by wymienić tych najbardziej znanych.

"Ezz-thetics" uważany jest za album najbardziej reprezentatywny dla wczesnych dokonań George'a Russella, w najpełniejszy sposób realizujący jego ówczesne koncepcje. W pewnym sensie było to podsumowanie jego dotychczasowej kariery. Obecność dwóch cudzych kompozycji jak najbardziej pasuje do tego konceptu. "'Round Midnight" to utwór, który prawdopodobnie najbardziej ukształtował Russella jako kompozytora. Utwór zyskał tu zresztą zupełnie nową aranżację, z wykorzystaniem awangardowych technik charakterystycznych raczej dla XX-wiecznej muzyki. Instrumentaliści proponują tu wręcz typowe dla free jazzu rozluźnienie harmoniczne. "Nardis" to z kolei jedna z tych kompozycji, które choć nie zostały napisane przez Russella, to jego pomysły odcisnęły na nich największe piętno. Co ciekawe, sam Davis najwidoczniej za nią nie przepadał i chyba nie istnieje nawet wykonanie z jego udziałem. Chętnie sięgali po nią natomiast Bill Evans czy Cannonball Adderley, który zarejestrował pierwszą wersję. Tu również, pomimo wciąż silnego osadzenia w bopie, słychać wyraźne skłonności do bardziej awangardowego grania. W obu nagraniach znakomite solówki wykonał Dolphy. kto wie, czy to nie udział w tej sesji, wyniesione z niej doświadczenia, najbardziej przyczynił do powstania jego wybitnego dzieła "Out to Lunch". Niewątpliwie sporo tam przemycił ze stylistyki "Ezz-thetics".

Oczywiście, nie mniej istotne są tutaj własne kompozycje Russella, częściowo znane już wcześniej z innych wersji. Tytułowa lśni z nich chyba najbardziej, będąc kolejnym doskonałym przykładem post-bopu, łącząc pewne przywiązanie do tradycji z otwartością na nowe rozwiązania. Tradycję mamy przede wszystkim w swingującej grze sekcji rytmicznej, za wyjątkiem nieco bardziej swobodnych partii lidera. Zdecydowanie nie można nazwać go wybitnym pianistą, jednak on sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę i zdaje się używać instrumentu przede wszystkim do prowadzenia pozostałych muzyków. Wielka jest natomiast gra solistów z sekcji dętej, których porywające, bardzo płynne partie pokazują w praktyce, na czym polega lidyjska koncepcja chromatyczna organizacji tonalnej. Bezpośrednio do niej nawiązuje już samym tytułem "Lydiot", kolejny utwór znany już z jednej z wcześniejszych płyt Russella. Choć kompozytor przemyca tu frazy kojarzące się z już wtedy przestarzałym stylem ragtime, całość brzmi bardzo postępowo z tą całą swoją swobodą oraz modalnymi partiami dęciaków. W premierowym "Thoughts" również mamy do czynienia z wyjątkowo nowoczesnym potraktowaniem tradycji. Można odnieść wrażenie, że muzycy wzięli na warsztat jakiś kilkuletni standard, po czym wykonali go w bardziej rozluźniony sposób. Dopełniająca całości kompozycja Bakera, "Honestly", wydaje się najbardziej zachowawczym nagraniem, bazującym na bluesowych schematach, jednak wciąż wykonanym z dużym polotem,

"Ezz-thetics" to album ważny w historii jazzu. Może niekoniecznie jako dzieło przełomowe i wpływowe - bo swoje koncepcje George Russell zaprezentował światu już parę lat wcześniej, a w międzyczasie muzycy w rodzaju Milesa Davisa czy Johna Coltrane'a zdołali twórczo je rozwinąć - ale właśnie jako rodzaj podsumowania tego etapu działalności Russella i chyba najlepszy dowód na to, jak jego pomysły wpłynęły na rozwój gatunku.

Ocena: 9/10



George Russell - "Ezz-thetics" (1961)

1. Ezz-thetic; 2. Nardis; 3. Lydiot; 4. Thoughts; 5. Honesty; 6. 'Round Midnight

Skład: George Russell - pianino; Eric Dolphy - saksofon altowy, klarnet basowy; Don Ellis - trąbka; Dave Baker - puzon; Steve Swallow - kontrabas; Joe Hunt - perkusja
Producent: Orrin Keepnews


Komentarze

  1. Świetnie, że pojawiła się recenzja płyty Russella. To jeden z najwybitniejszych kompozytorów jazzowych, niestety rzadko przypominany ze względu na niewielki potencjał komercyjny jego muzyki (nawet te płyty w stylu fusion nie zyskały większej popularności). W obecnych czasach kompozytorów awangardowych sprzedaje się publiczności jako mistyków, może więc i Russela dałoby się jakoś wypromować, bo przecież filozoficzna cześć jego teorii była inspirowana Gurdżijewem.
    Najlepiej zacząć poznawanie jego twórczości od wczesnego arcydzieła - "Jazz Workshop".

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby George Russell był wybitnym instrumentalistą na pewno byłby szerzej znany, gdyż to frontmani zbierają zwykle całą śmietankę. Dla mnie cały jego wczesny dorobek do 1962 roku to kwintesencja nowoczesnego jazzu, już wtedy daleko wybiegająca poza zwykły bop. Miał też dobrą rękę do doboru świetnych muzyków do realizacji swoich pomysłów. Dolphy, Ellis, Swallow byli wspaniałymi kontynuatorami jego pomysłów, choć obecnie słuchacze ich muzyki rzadko się zastanawiają nad "ojcem" tych pomysłów na jazz (na tym portalu zachwycano się Dolphy'm więc i Russel powinien im się spodobać). Ten wczesny jazz Russella jest mimo wszystko całkiem łatwy do słuchania. Późniejsze jego płyty były zwykle bardziej wymagające dla słuchacza.
    A "Jazz Worshop" z 1957 roku warto poznać choćby po to, żeby usłyszeć jaką ewolucję przeszedł Russell w ciągu tych kilku lat do powstania "Ezz-thetics". Ja bym dał "Ezz-thetics" 10/10 doceniając nie tylko sama muzykę, ale również koncepcję na tę muzykę. Zwykle nie docenia się teoretycznych innowatorów w muzyce, a Russel świetnie łączył teorię i praktykę wykonawczą oddając pierwszeństwo wykonawcze innym muzykom. Był takim akademickim odpowiednikiem muzyka i teoretyka jak Sun Ra, choć mistyka Russella w teorii była bardziej spójna i racjonalna niż dokonania mistrza z Saturna.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)