[Recenzja] Madvillain - "Madvillainy" (2004)

Madvillain - Madvillainy


Współpraca kalifornijskiego producenta Otisa Jacksona Jr. oraz nowojorskiego rapera Daniela Dumile'a - lepiej znanych pod pseudonimami Madlib i MF Doom - to jedna z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły się w hip-hopie. Mało brakowało, a w ogóle by do niej nie doszło. Madlib od jakiegoś czasu marzył o nagraniu płyty z Doomem. Ten drugi chętnie na to przystał po usłyszeniu przykładowych podkładów stworzonych przez producenta, o którym wcześniej nawet nie słyszał. Problemem była jednak podróż na drugie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, która zdawała się przewyższać finansowe możliwości Dumile'a. Na szczęście udało mu się zebrać niezbędne środki i wspólne nagrania mogły dojść do skutku. Wkrótce jednak pojawiła się kolejna przeszkoda. Część nagranego materiału wyciekła do sieci, przez co obaj artyści zwątpili w sens projektu i zajęli innymi sprawami. Dopiero pozytywne opinie osób, które zapoznały się z przeciekami, zachęciły ich do dalszej pracy.

Sygnowany szyldem Madvillain album "Madvillainy" nie spotkał się jednak początkowo ze szczególnym zainteresowaniem. W ciągu pół roku sprzedało się niespełna pięćdziesiąt tysięcy egzemplarzy, co trudno uznać za wielki sukces. Na przeszkodzie do większej popularności stanęły nie tylko słabe możliwości marketingowe niezależnej wytwórni, która płytę opublikowała, ale także jej niekomercyjny charakter. Z czasem jednak album został odkryty przez niezależne media, stopniowo zyskując kultowy status. Dziś jest to jedno z najsłynniejszych hip-hopowych wydawnictw wszech czasów. A odpowiadający za nie duet można zaliczyć do najważniejszych przedstawicieli gatunku, choć współpraca Dooma i Madliba praktycznie na na tym jednym longplayu się skończyła. Pomimo tego, że przez lata zapowiadano kolejny pełnoprawny album, ukazały się tylko trzy alternatywne wersje debiutu (instrumentalna, z remiksami oraz nagraniami demo), a także pojedyncze single. Na nic więcej już raczej nie ma co liczyć - w zeszłym roku zmarł Daniel Dumile. Prawdopodobnie istnieją niepublikowane dotąd nagrania, przygotowane na planowany drugi album, jednak mało prawdopodobne, że udałoby się stworzyć z nich coś równie interesującego.

"Madvillainy" to jedno z tych wydawnictw, na których spróbowano przełamać częstą w hip-hopie monotonię. Na standardowej długości album trafiły aż dwadzieścia dwie ścieżki, których czas trwania w większości nie przekracza nawet dwóch minut. Duet całkowicie rezygnuje tutaj z refrenów, poszczególne nagrania czasem wręcz sprawiają wrażenie niedokończonych, ale zebrane razem nabierają sensu. Kalejdoskopowa struktura zostaje dodatkowo uzasadniona niemałym zróżnicowaniem tych miniatur. Także w wersji wokalnej, gdyż oprócz rapu Dooma pojawiają się partie śpiewane, kawałki instrumentalne czy wokalne sample lub głosy wyciągnięte z telewizji czy starych filmów. Jednak różnorodność słychać przede wszystkim w warstwie muzycznej. Madlib wykonał kawał świetnej roboty już na etapie poszukiwań płyt do samplowania. Sięgnął nie tylko po głównonurtowy jazz czy soul, ale też nagrania mniej oczywistych twórców, jak Sun Ra, The Mothers of Invention, Gentle Giant (pomysł wykorzystania skrzypiec z "Funny Ways" w hip-hopowym kawałku uważam za znakomity) czy Steve Reich. Często istotną rolę odgrywają też tropikalne rytmy, pożyczone z płyt, które Jackson nabył podczas pobytu w Brazylii. Wrażenie robi tu jednak przede wszystkim to, jak inteligentnie i pomysłowo zostały ze sobą połączone te wszystkie drobne fragmenty, tworząc zupełnie nową jakość. Warto dodać, że pomimo różnorodności jest to wyjątkowo spójny longplay. Nad całością konsekwentnie unosi się bardzo psychodeliczny, narkotyczny nastrój.

Jedyne pełnowymiarowe wydawnictwo Madvillain to przykład bardzo kreatywnego wykorzystania sampli oraz myślenia o albumie jako całości, a nie zbiorze mniej lub bardziej przypadkowych kawałków. Z tego powodu nie wymieniam w recenzji poszczególnych tytułów. Oczywiście, część nagrań bardziej przykuwa uwagę, inne nieco mniej, ale najlepiej działają jako całość, zaprezentowane właśnie w tej kolejności. Co więcej, nawet w tych nagraniach, których początkowo się nie zauważa, przy kolejnych odsłuchach można znaleźć wiele interesujących smaczków produkcyjnych. Muszę też podkreślić, że chociaż zdecydowanie większe wrażenie robi na mnie wkład Madliba, to jednak nie należy marginalizować roli Dooma. Jego rap fantastycznie dopełnia podkłady. Wydany parę miesięcy później "Madvillainy Instrumentals" jedynie potwierdza, jak wiele traci ten materiał bez jego udziału. Najwidoczniej tylko w duecie muzycy mogli osiągnąć swój szczyt, także indywidualny.

Ocena: 8/10



Madvillain - "Madvillainy" (2004)

1. The Illest Villains; 2. Accordion; 3. Meat Grinder; 4. Bistro; 5. Raid; 6. America's Most Blunted; 7. Sickfit; 8. Rainbows; 9. Curls; 10. Do Not Fire!; 11. Money Folder; 12. Shadows of Tomorrow; 13. Operation Lifesaver aka Mint Test; 14. Figaro; 15. Hardcore Hustle; 16. Strange Ways; 17. Fancy Clown; 18. Eye; 19. Supervillain Theme; 20. All Caps; 21. Great Day; 22. Rhinestone Cowboy

Skład: Madlib; Doom
Gościnnie: M.E.D. - wokal (5); Willdchild - wokal (15); Stacy Epps - wokal (18)
Producent: Madvillain


Komentarze

  1. Płyta zasłużenie cieszy się dużą popularnością, jedna z najlepszych w historii hip-hopu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie zgadzam się z recenzją, a szczególnie z ostatnim akapitem. Uważam, że Panowie jako duet zdecydowanie błyszczeli najmocniej. Madlib solowo, i z innymi (takimi jak Freddie Gibbs) nagrywał "jedynie" płyty dobre, a nawet bardzo dobre, podobnie wyglądała sprawa z MF Doomem. Osobiście najbardziej lubię gęsty, kwaśny "Meat Grider" oraz pędzący "Raid", a także klimatyczny "ALL CAPS". Abstrahując od tematu super, że zacząłeś recenzować albumy hip-hopowe. Mam nadzieję, że pojawi się u ciebie także mój i pewnie nie tylko, faworyt zeszłej dekady w postaci "Atrocity Exhibition" Danny'ego Browna. Mam jeszcze pytanie odnośnie Kendrcika, bo to pewnie tylko kwestia czasu, aż zaczniesz go opisywać. Czy będziesz recenzował wszystkie albumy czy tylko "To Pimp a Butterfly"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiem, które płyty Lamara zrecenzuję. Możliwe, że za tego Browna też się zabiorę, bo album nie jest mi nieznany.

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że masz oceniony na Rymie. Jeśli nie, to myślę, że może ci się spodobać, bo płyta jest mega kwaśna i naprawdę ciekawa.

      Usuń
  3. Jakie płyty hip-hopowe najbardziej cenisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w sumie dość mało w porównaniu z wieloma innymi gatunkami, choć też uważam że nie da się w hip-hopie stworzyć dzieła na poziomie najwybitniejszych płyt jazzowych czy prog-rockowych

      Usuń
    2. Ilość może wynikać z tego, że rzadko poznaję coś z tego gatunku. Jeśli już, to nowości. Nigdy nie zagłębiałem się w nadrabianie zaległości z poprzednich lat. Do tych zrecenzowanych tytułów mógłbym jeszcze dodać inne płyty tych wykonawców, ale też np. A Tribe Called Quest, Death Grips, Run the Jewels czy "Paul's Boutique" Beastie Boysów, jednak najwyżej stawiam te już zrecenzowane.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Soft Machine - "Fifth" (1972)