[Recenzja] Larry Young - "Lawrence of Newark" (1973)



Larry Young, znany także pod arabskim imieniem Khalid Yasin, był jednym z najsłynniejszych jazzowych organistów. Choć pamiętany jest głównie ze względu na udział w nagraniu "Bitches Brew" i jako członek The Tony Williams Lifetime (jamował także z Jimim Hendrixem, czego efekt można usłyszeć na kompilacji "Nine to the Universe"), pozostawił po sobie także kilkanaście albumów solowych. Do najciekawszych z nich bez wątpienia należy wydany w 1973 roku "Lawrence of Newark", nagrany w prawie 20-osobowym składzie (z czego blisko połowa to perkusiści i perkusjonaliści).

Album genialnie łączy elementy fusion (elektryczne brzmienie) i spiritual jazzu (wyraźne wpływy muzyki arabskiej i afrykańskiej). Całość zanurzona jest w psychodelicznym brzmieniu elektrycznych organów lidera i egzotycznych, polirytmicznych partii perkusyjnych. Razem tworzą dość subtelny, orientalno-oniryczny nastrój, kontrapunktowany jednak przez ostre dźwięki gitary elektrycznej Jamesa Ulmera ("Saudia") lub agresywne, freejazzowe partie saksofonu, grane przez "tajemniczego gościa", którym najprawdopodobniej był Pharoah Sanders ("Hello Your Quietness (Islands)", "Sunshine Fly Away"). Bywa jednak, że cały zespół gra bardzo żywiołowo, jak w niespełna dwuminutowym "Alive", czy przede wszystkim w finałowym "Khalid of Space Part Two (Welcome)", będącym główną atrakcją tego albumu. To natchniona improwizacja, w której przesterowane partie Younga wchodzą w genialne dialogi z gitarą, saksofonem i wiolonczelą, a towarzyszy temu potężna gra rozbudowanej sekcji rytmicznej. Wykonanie jest tak tak energetyczne i czadowe, że utwór może spodobać się nawet fanom Deep Purple.

"Lawrence of Newark" został nagrany dla małej wytwórni, co przyniosło wiele negatywnych skutków, począwszy od małego budżetu na sesję nagraniową (przez co brzmienie jest wręcz amatorskie), a skończywszy na całkowitym braku promocji. Po wydaniu longplay całkowicie przepadł i przez wiele lat pozostawał praktycznie nieznany. Dopiero na początku XXI wieku doczekał się kompaktowego wznowienia, a dzięki Internetowi w końcu zyskał należne uznanie. Całe szczęście, bo to naprawdę świetny materiał. Szczególnie polecam go wielbicielom brzmienia elektrycznych organów.

Ocena: 8/10



Larry Young - "Lawrence of Newark" (1973)

1. Saudia; 2. Alive; 3. Hello Your Quietness (Islands); 4. Sunshine Fly Away; 5. Khalid of Space Part Two (Welcome)

Skład: Larry Young - organy, kongi; Pharoah Sanders - saksofon; Dennis Mourouse - saksofon; Charles Magee - trąbka; James Blood Ulmer - gitara; Cedric Lawson - pianino elektryczne; Art Gore - pianino elektryczne, perkusja; Don Pate - kontrabas, gitara basowa; Juini Booth - kontrabas, gitara basowa; Abdul Shahid - perkusja; Howard King - perkusja; James Flores - perkusja; Armen Halburian - instr. perkusyjne; Jumma Santos - instr. perkusyjne; Poppy La Boy - instr. perkusyjne; Stacey Edwards - kongi; Umar Abdul Muizz - kongi; Abdoul Hakim - bongosy; Diedre Johnson - wiolonczela
Producent: Larry Young


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Soft Machine - "Fifth" (1972)

[Recenzja] Polish Jazz Quartet - "Polish Jazz Quartet" (1965)