[Recenzja] McDonald and Giles - "McDonald and Giles" (1971)

McDonald and Giles - McDonald and Giles


Ian McDonald i Michael Giles największe uznanie zdobyli jako muzycy oryginalnego składu King Crimson. Obaj wystąpili na kultowym debiucie grupy, "In the Court of the Crimson King" - pierwszy z  nich odpowiadał za instrumenty dęte i klawiszowe, był też podpisany jako współautor lub wyłączny kompozytor pod każdym z utworów, natomiast drugi zasiadał za perkusją. Decyzję o odejściu obaj podjęli w trakcie amerykańskich koncertów promujących wspomniany longplay. Związane było to zarówno z trudami trasy, jak i różnicami w kwestiach artystycznych. Giles zgodził się zagrać jeszcze na kolejnym albumie King Crimson, "In the Wake of Poseidon", na którym znalazły się głównie kompozycje stworzone przed rozpadem pierwszego składu, częściowo napisane przez McDonalda. Następnie obaj muzycy zabrali się za stworzenie czegoś na własny rachunek. W nagraniach wspomógł ich basista Peter Giles, brat Michaela, a także kilku gości, w tym Steve Winwood, który akurat przebywał w studiu obok, gdzie trwały prace nad "John Barleycorn Must Die" jego grupy Traffic.

Eponimiczny album projektu McDonald and Giles wypełnia muzyka wciąż wyraźnie utrzymana w karmazynowym klimacie - część kompozycji powstała zresztą z myślą o poprzednim zespole muzyków - ale całkowicie pozbawiona mroku i ciężaru King Crimson. Głównym twórcą materiału jest McDonald, kompozytor czterech utworów oraz autor tekstów do dwóch z nich (we "Flight of the Ibis" jako tekściarz wyręczył go BP Fallon, a w "Birdman" - Peter Sinfield), podczas gdy Giles podpisał się wyłącznie pod "Tomorrow's People - The Children of Today". Poszczególne nagrania okazują się całkiem zróżnicowane pod względem długości: znalazły się tu dwie krótkie piosenki oraz trzy dłuższe formy, w tym jedna samodzielnie wypełniająca drugą stronę winyla. Jeżeli chodzi o te najkrótsze nagrania, czyli "Is She Waiting?" i wspomniany "Flight of the Ibis", to oba wskazują na silną inspirację późnymi The Beatles. To takie lekkie, subtelne i melodyjne granie, pozbawione jednak czegoś naprawdę przyciągającego uwagę. Co ciekawe, ten drugi opiera się na tej samej melodii, co "Cadence and Cascade" z drugiego albumu King Crimson. Porównanie tych wersji wypada zdecydowanie na korzyść królewskiej, szczególnie po latach, gdy tutejsza razi pewną naiwnością oraz przesłodzoną aranżacją.

Wpływy beatlesowskie odgrywają też istotną rolę w warstwie melodycznej dłuższych utworów. Jedenastominutowy "Suite in C" oraz przekraczający dwadzieścia minut "Birdman" to wielowątkowe kompozycje, którym pod względem budowy bliżej jednak do "Abbey Road Suite", niż rozbudowanych utworów King Crimson. Te ostatnie są z pewnością spójniejsze, podczas gdy tutaj słychać po prostu zbitkę pomysłów na kilka kawałków, z których żaden nie doczekał się satysfakcjonującego rozwinięcia. Oba nagrania mogą też przywodzić na myśl dokonania grupy Caravan, zarówno ze względu na podobnie pastelowy nastrój, ale także przeplatanie piosenkowych fragmentów dłuższymi sekcjami instrumentalnymi, w których mieszają się elementy rockowe, folkowe i jazzowe. Właśnie to instrumentalne granie wypada tu najciekawiej - przypomina, że mamy do czynienia z muzykami z wysokiej półki. Choć nie da się ukryć, że to wciąż granie dalekie od kreatywności i wirtuozerii King Crimson. Nawet Caravan miewał bardziej porywające improwizacje, a przy tym nieco lepsze wyczucie melodii. Bardziej zborny okazuje się siedmiominutowy "Tomorrow's People", z którego najłatwiej zapamiętać większy udział dęciaków oraz perkusyjną solówkę Gilesa - chętnie samplowaną przez hip-hopowców, by wspomnieć tylko o "Body Movin'" Beastie Boys.

Album "McDonald and Giles" to wyłącznie ciekawostka dla wielbicieli pierwszego składu King Crimson, ówczesnych dokonań Caravan czy późnych Beatlesów. Znajdziemy tu elementy zaczerpnięte od wszystkich tych wykonawców, choć niekoniecznie te, na których faktycznie warto byłoby się wzorować. Największa zaleta tego albumu to bardzo przyjemne aranżacje i brzmienie, natomiast wykonanie - choć stoi na całkiem przyzwoitym poziomie - wydaje się zbyt zachowawcze i bezpieczne, zaś same kompozycje okazują się raczej nieporadne, a do tego niezbyt charakterystyczne. Choć z drugiej strony, taki "Flight of the Ibis", tudzież "Cadence and Cascade", sporo zyskał w innej aranżacji i wykonaniu, więc może jednak największym problemem jest usilna próba odcięcia się od stylu King Crimson, a zarazem brak pomysłu, jak określić się na nowo. W każdym razie przesłuchanie tej płyty dobitnie uświadamia, że odejście McDonalda i Gilesa z wiadomej grupy było jedną z najlepszych rzeczy, jakie ją spotkały. Strach pomyśleć, ile wspaniałej muzyki byśmy stracili, gdyby zostali w składzie i wpływali na graną przez zespół muzykę. Ich dalsza kariera zresztą tylko potwierdza, że nie byli to muzycy o wielkich, ani ciekawych ambicjach. Michael Giles został muzykiem sesyjnym, natomiast Ian McDonald udzielał się m.in. w paskudztwie o nazwie Foreigner. Na początku XXI-wieku obaj ponownie spotkali się w... coverbandzie King Crimson.

Ocena: 6/10

Zaktualizowano: 02.2022



McDonald and Giles - "McDonald and Giles" (1971)

1. Suite in C; 2. Flight of the Ibis; 3. Is She Waiting?; 4. Tomorrow's People - The Children of Today; 5. Birdman

Skład: Ian McDonald - wokal (1-4,5), gitara, instr. klawiszowe, saksofon, flet, klarnet, cytra; Michael Giles - perkusja i instr. perkusyjne, wokal (4); Peter Giles - gitara basowa; Steve Winwood - organy i pianino (1); Michael Blakesley - puzon (4)
Producent: Ian McDonald i Michael Giles


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)