[Recenzja] Genesis - "Duke" (1980)



Drugi album Genesis nagrany przez trio Collins, Banks i Rutherford to kolejny przełomowy moment w karierze zespołu. Przede wszystkim pod względem komercyjnym. "Duke" pobił wszystkie dotychczasowe rekordy, dochodząc do 11. miejsca na liście sprzedaży w Stanach i na szczyt brytyjskiego notowania. Niewątpliwie pomogły w tym aż trzy single, z czego dwa stały się sporymi przebojami. Tym samym album jest często uznawany za początek "popowego" okresu twórczości Genesis. Nie jest to jednak takie proste. Pod względem brzmienia faktycznie sporo się zmieniło, jest bardziej wypolerowane, syntetyczne. Zmieniło się instrumentarium, całkowicie zrezygnowano z melotronu, znacznie ograniczono rolę gitary akustycznej. Zamiast tego jeszcze bardziej zwiększono rolę syntezatorów, zaczęto też eksperymentować z automatem perkusyjnym. Jednak same utwory rzadko popadają w piosenkowy banał, w większości są dość złożone. Muzycy w końcu zdają się grać z większym przekonaniem i lepszym przygotowaniem, autentycznie przebojowo, ale zarazem dość ambitnie.

Według pierwotnego pomysłu, na "Duke" miała nawet znaleźć się półgodzinna, wieloczęściowa suita (autorstwa całego składu). Muzycy obawiali się jednak porównań z "Supper's Ready", więc rozbili tę kompozycję na kilka krótszych utworów: "Behind the Lines", "Duchess", "Guide Vocal", "Turn It On Again", "Duke's Travels" i "Duke's End". Trzy pierwsze rozpoczynają album. "Behind the Lines" w bardzo udany sposób łączy chwytliwą melodię i popowe brzmienie z niekoniecznie oczywistą strukturą i dość złożoną grą sekcji rytmicznej. Płynnie przechodzi w spokojniejszy "Duchess". Długi wstęp, w którym wykorzystano automat perkusyjny i różne brzmienia klawiszowe, przyciąga uwagę, natomiast część wokalna jest nierówna - udanym zwrotkom towarzyszy rozwleczony, zbyt wiele razy powtarzany refren. I ten utwór płynnie przechodzi w następny - uroczą balladową miniaturę "Guide Vocal". Poziom trzymają także dwie ostatnie, prawie całkiem instrumentalne części, umieszczone na koniec albumu. "Duke's Travels" to ośmiominutowy popis tria, może nie jakiś wybitny pod względem technicznym, czy jakimkolwiek innym, ale słychać, że muzykom świetnie się ze sobą gra i ich entuzjazm udziela się podczas słuchania. "Duke's End" to z kolei podsumowanie całości - powracają tu motywy z wcześniejszych utworów, jak "Behind the Lines" czy "Turn It On Again". A właśnie - ten ostatni kawałek jako cześć suity był tylko krótkim fragmentem, jednak muzycy postanowili rozwinąć go w pełnoprawną piosenkę. Na tle całości wypada zbyt prosto i banalnie, ale sprawdziła się jako singiel - wielki przebój w Wielkiej Brytanii (8. miejsce notowania) i umiarkowany w Stanach (58. miejsce).

Na album trafiło także sześć innych utworów - po dwa skomponowane przez każdego muzyka, po jednym żywszym i jednym balladowym. Phil Collins dostarczył drugi z przebojowych singli, "Misunderstanding" (46. miejsce w UK, 14. w USA). To bardzo przyjemna, chwytliwa, ale nie popadająca w przesadny banał piosenka o lekko soulowym posmaku (stąd pewnie tak duża jej popularność w Stanach). Jest to doskonały przykład tzw. "dobrej komercji". Może i nie jest to ambitne nagranie, ale bardzo dobrze skomponowane i wykonane, bez zbędnego kombinowania, ale i bez prostactwa. Collins odpowiada także za bardzo zgrabną, emocjonalną balladę "Please Don't Ask", wyraźnie zapowiadającą jego karierę solową. Mike Rutherford z balladowym kawałkiem poradził sobie znacznie gorzej - "Alone Tonight" wypada zbyt smętnie i nieco kiczowato. Basista nadrabia jednak drugą kompozycją, "Man of Our Times", będącą kolejnym fragmentem udanie łączącym przebojowość z nieco większymi, niż czysto komercyjne, ambicjami. Najbardziej doświadczony jako kompozytor Tony Banks nie zawodzi - zarówno subtelna ballada "Heathaze", jak i chwytliwy, fajnie urozmaicony "Cul-de-sac", są mocnymi punktami całości.

Po kilku latach błądzenia i prób dorównania albumom nagranym z Peterem Gabrielem, zespół w końcu odświeżył swój styl i doskonale się w nim odnalazł. Nie ma tutaj ani zbędnego, nieumiejętnego kombinowania, jak na "A Trick of the Tail", ani niezdecydowania, jak na "...And Then There Were Three...". Utwory w końcu są przemyślane i dopracowane, a muzycy nauczyli się pisać naprawdę przebojowe melodie, tylko czasem popadając w banał. W przeciwieństwie do wielu wcześniejszych albumów, instrumentaliści nie próbują udawać wielkich wirtuozów. Grają nieco prościej, ale z reguły w dość wyrafinowany sposób i wychodzi im to bardzo solidnie. Na pochwałę zasługuje tez Collins, który już nie kopiuje Gabriela, a znalazł własny sposób śpiewania. I jest to jeden z najlepiej zaśpiewanych przez niego albumów. Ogólnie nie jest to wybitne dzieło, ale w kategorii ambitnego pop rocka broni się wyśmienicie.

Ocena: 7/10



Genesis - "Duke" (1980)

1. Behind the Lines; 2. Duchess; 3. Guide Vocal; 4. Man of Our Times; 5. Misunderstanding; 6. Heathaze; 7. Turn It On Again; 8. Alone Tonight; 9. Cul-de-sac; 10. Please Don't Ask; 11. Duke's Travels; 12. Duke's End

Skład: Phil Collins - wokal, perkusja i instr. perkusyjne; Tony Banks - instr. klawiszowe, gitara, dodatkowy wokal; Mike Rutherford - bass, gitara, dodatkowy wokal
Gościnnie: David Hentschel - dodatkowy wokal
Producent: David Hentschel i Genesis


Komentarze

  1. Udana płyta. Z popowego okresu myślę najlepsza. Choć przecież nie taka znowu popową sensu stricto. Turn It On Again mówiący o uzależnieniu od telewizji - udany przeboj. Behind The Lines zyskuje w wersjach live ze Stuemerem na gitarze.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Death - "The Sound of Perseverance" (1998)