[Recenzja] Radiohead - "Kid A" (2000)



Po ogromnym sukcesie "OK Computer" mogli spocząć na laurach. Nagrywać kolejne przebojowe albumy w tym stylu i nie martwić się o zyski. Wybrali jednak inną drogę. Bardziej ambitną i odważną. Postanowili zbudować swój styl na nowo, odchodząc od dawnej przystępności i przebojowości, a także od typowo rockowego brzmienia. Poświęcili wiele czasu na tworzenie nowego materiału - napisali w sumie około czterdziestu utworów, z których nagrali około połowę. Dziesięć z nich ukazało się na albumie "Kid A", jedenaście kolejnych na wydanym rok później "Amnesiac". Wydając pierwszy z nich, niemal całkowicie zrezygnowano z tradycyjnych form promocji - żadnych singli, teledysków, nawet trasy koncertowej. Zamiast tego, wykorzystano na szeroką skalę możliwości internetu, co było prawdziwie nowatorskim rozwiązaniem. Choć "Kid A" ukazał się jeszcze w XX wieku, tak naprawdę wprowadził muzykę w XXI wiek.

Pod względem ściśle muzycznym nie jest to zupełnie nowatorski album, jednak zespół w bardzo twórczy i interesujący sposób czerpie na nim ze swoich inspiracji. A te również są bardzo ciekawe: od krautrocka i nowoczesnego jazzu, po muzykę elektroniczną i współczesną awangardę. Muzycy postanowili skupić się przede wszystkim na rytmie - a nie, jak dawniej, na melodiach - dodając do niego sporą dawkę nowoczesnych brzmień elektronicznych, a czasem smyczki lub sekcję dętą. Gitary wciąż są tu obecne, ale jakby na dalszym planie, dopełniając brzmienie. Te wszystkie zmiany najlepiej oddaje chyba utwór "The National Anthem", oparty na transowej partii basu, pełen dziwnych brzmień elektronicznych i dodających jazzowego, a nawet freejazzowego klimatu dęciaków. Do tego dochodzi jakby oderwana od warstwy muzycznej warstwa wokalna. Brzmi to naprawdę dziwnie i zarazem intrygująco, a przy okazji nasuwa pytanie: co oni ćpali? Mimo nowoczesnego brzmienia, czuć tu podobne podejście, jakie przyświecało wielu wykonawcom na przełomie lat 60./70., polegające na poszerzaniu ram muzyki i własnej świadomości.

W klimat całości doskonale wprowadzają dwa pierwsze, właściwie stricte-elektroniczne utwory: w całości utrzymany w subtelnym nastroju "Everything in Its Right Place" i tytułowy "Kid A", który po łagodnym początku robi się coraz dziwniejszy. "How to Disappear Completely" bliższy jest wcześniejszej twórczości zespołu - jest tu bardzo ładna, choć nieco zbyt melancholijna partia wokalna, której towarzyszy gitara akustyczna i smyczkowe tło, a w drugiej połowie także grająca raczej rockowo sekcja rytmiczna. Po instrumentalnym, ambientowym przerywniku "Treefingers", następuje kolejna seria bardziej eksperymentalnych kawałków. W energetycznym "Optimistic" pojawiają się wyraziste partie gitary, ale jest tu także zupełnie nierockowa warstwa rytmiczna i sporo atonalnych dźwięków w tle. Jednocześnie utwór posiada całkiem wyrazistą melodię. Narkotyczny klimat ma łagodniejszy "In Limbo", w którym następuje doskonała symbioza brzmień gitarowych i elektronicznych. "Idioteque" jest natomiast jednym z najbardziej zwariowanych (i najlepszych) fragmentów albumu, o niemal tanecznym charakterze, ale zarazem zbyt dziwny, by sprawdził się na parkiecie. "Morning Bell" to znów łagodniejszy, ale oparty na wyrazistym rytmie utwór, z ładną melodią, ale dość irytująco zaśpiewany. Na zakończenie pojawia się jeszcze wyciszony, znów całkiem elektroniczny "Motion Picture Soundtrack".

O ile dwa pierwsze albumy Radiohead zawierają konwencjonalny rock, a "OK Computer" był dość nieśmiałą próbą odświeżenia brzmienia, tak "Kid A" jest tym albumem, na którym wszystko znalazło się na właściwym miejscu. Zespół zaprezentował tu swój dojrzały, całkiem oryginalny styl. Choć same kompozycje nie są tu lepsze, niż te z wcześniejszych albumów (ale i nie gorsze), to aranżacje zachwycają pomysłowością i dziwnością. Na swój sposób jest to jednak wciąż całkiem przebojowe granie, na pewno nie trudne w odbiorze, choć może takie być dla osób przyzwyczajonych do gitarowego łojenia. Warto jednak spróbować otworzyć się i na taką muzykę. Jeśli nie uda się na trzeźwo, to można inaczej.

Ocena: 10/10



Radiohead - "Kid A" (2000)

1. Everything in Its Right Place; 2. Kid A; 3. The National Anthem; 4. How to Disappear Completely; 5. Treefingers; 6. Optimistic; 7. In Limbo; 8. Idioteque; 9. Morning Bell; 10. Motion Picture Soundtrack

Skład: Thom Yorke - wokal, gitara, pianino; Jonny Greenwood - gitara, instr. klawiszowe; Ed O'Brien - gitara, dodatkowy wokal; Colin Greenwood - gitara basowa; Phil Selway - perkusja
Gościnnie: Orchestra of St John's - instr. smyczkowe; Andy Bush - trąbka (3); Steve Hamilton, Martin Hathaway, Andy Hamilton, Mark Lockheart, Stan Harrison - saksofony (3); Liam Kerkman, Mike Kearsey - puzony (3); Henry Binns - sample (3)
Producent: Nigel Godrich i Radiohead


Komentarze

  1. Po różnych nielegalnych substancjach, z wiadomych powodów, nie korzystałem, słuchałem tego za to pod wpływem pewnej ilości piwa i powiem tak... faktycznie w jakimś stopniu działa, ale jest jedno "ale" - praktycznie nie da się już ogarnąć tego, co się tu dzieje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam moją minę po pierwszym odsłuchu płyty - powiedzieć ''rozczarowanie'', to nic nie powiedzieć.
      Ale potem było już tylko lepiej.

      Usuń
  2. Jak dla mnie od tej płyty zaczyna się Radiohead. OK Computer było co najwyżej zapowiedzią Kid A ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie jest to album genialny, choć przez długi czas nie mogłem przekonać się do zmiany, do kierunku w jakim udał się zespół. Ale też muszę przyznać że nie należę do tych,którzy uważają album OK Computer za arcydzieło. Owszem, to bardzo dobra płyta, ale według mnie miejscami bardzo bezpieczna.Natomiast tutaj muzycy pofolgowali swojej wyobraźni tyle ile tylko mogli.Nic ich nie ograniczało i to wyraźnie słychać.
    Mam pytanie do recenzenta czy będą recenzje solowych albumów Thoma Yorke'a i co Pan sądzi o niedawno wydanej płycie "Anima"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałbym, że "Anima" to taki uboższy Radiohead. Ładne brzmienie, aranżacje i wykonanie na solidnym poziomie, ale kompozycje w sumie przeciętne, zbyt jednostajne, zbyt do siebie podobne.

      A mnie do Radiohead przekonał właśnie "Kid A" i występ w studio "In Rainbows - From the Basement". Wcześniej znałem tylko trzy pierwsze albumy i to po prostu taki anemiczny pop rock. Szczególnie od "OK Computer" odpychał mnie ten smętny nastrój. Teraz uważam, ze jest tam parę ciekawych momentów, zapowiadających przyszłe Radiohead. Ale dopiero na "Kid A" zespół zrobił coś naprawdę świetnego - przypominając, że rock wcale nie musi być jedynie powielaniem utartych schematów, ale może być też punktem wyjścia do różnych eksperymentów. A przy tym nie jest to takie eksperymentowanie, jak w latach 60. i 70., tylko coś brzmiącego bardzo nowocześnie. I po dwóch dekadach wciąż jest to tak samo fascynujące.

      Usuń
  4. Z tego co pamiętam Thom Yorke mówił w wywiadzie,że jego nowa płyta stanowi ilustrację dźwiękową snów, może więc ta jednostajnosc z tego wynika.
    Na zasadzie,że chciał uchwycić ich nastrój, pewien rodzaj monotonii.Jestem dopiero po jednym przesłuchaniu,ale przyznam się że mnie ta płyta oczarowała, może przez tę swoją monotonie i odrealnienie.Natomiast co do porównań z Radiohead - może są jakieś punkty wspólne,ale ja pokusilbym się o stwierdzenie że to takie senne, jednostajne Radiohead,ale bardziej stanowi kontynuację solowych poszukiwań Yorke'a.Dla mnie jest pewnego rodzaju objawieniem i wymaga chyba dłuższego słuchania. Choć może się mylę i za pół roku zapomnę o tym albumie?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Annette Peacock - "I'm the One" (1972)

[Recenzja] Julia Holter - "Aviary" (2018)

[Recenzja] Amirtha Kidambi's Elder Ones - "New Monuments" (2024)

[Recenzja] Moor Mother - "The Great Bailout" (2024)

[Recenzja] Joni Mitchell - "Song to a Seagull" (1968)