Posty

[Recenzja] The Rolling Stones - "Dirty Work" (1986)

Obraz
Do "Dirty Work" przyległa łatka najsłabszego albumu The Rolling Stones. O ile z tym można jeszcze polemizować - zespół dołował już od dłuższego czasu, a kolejne dekady nie były lepsze - tak trudno zaprzeczać, że to jedno z najmniej ciekawych wydawnictw tej zasłużonej grupy. Zawartej tu muzyce z pewnością nie przysłużył się wciąż trwający konflikt między dwoma najważniejszymi muzykami, Keithem Richardem i Mickiem Jaggerem. Wręcz doszło do jego zaostrzenia, gdy ten drugi postanowił przygotować solowy debiut, "She's the Boss". Nagrania zbiegły się z sesją Stonesów, więc wokalista przez większą część czasu był nieobecny w studiu, a swoje partie nagrał na samym końcu, do już gotowych ścieżek instrumentalnych. Jego głos nie brzmi tu zresztą najlepiej. Pojawiły się też problemy z dotąd spokojnym Charliem Wattsem, który coraz bardziej pogrążał się w uzależnieniu od heroiny i alkoholu. W rezultacie na sesje zaproszono wielu muzyków sesyjnych. Co jednak ciekawe, powie

[Recenzja] DeWolff ‎- "Roux-Ga-Roux" (2016)

Obraz
Holandia  z muzyką rockową jakoś specjalnie raczej się nie kojarzy. Owszem, przed latami działały tam takie zespoły, jak Focus, Golden Earring, Group 1850, Supersister czy Clan of Xymox, jednak ostatnie dziesięciolecia wydają się okresem kompletnej posuchy. Okazuje się jednak, że być może wcale nie jest tak źle. Od blisko dekady działa tam bowiem trio DeWolff. Z nazwą po raz pierwszy zetknąłem się parę dni temu, przy okazji premiery najnowszego albumu "Roux-Ga-Roux", jednak jest to już szóste pełnowymiarowe wydawnictwo tej ekipy. Muzycznie mamy tu do czynienia z ewidentnym hołdem dla późnych lat 60. Holendrzy posunęli się nawet do tego, że materiał zarejestrowano w sposób całkowicie analogowy, prosto na taśmę, bez pomocy żadnych komputerów. Nie miałem wprawdzie okazji zapoznać się z albumem z analogowego nośnika, który w pełni oddałby osiągnięty w ten sposób efekt, jednak nawet cyfrowa kopia brzmi bardzo ciepło, z odpowiednią głębią i przestrzenią. Pełniące rolę wstępu t

[Recenzja] Steamhammer - "Steamhammer" (1969)

Obraz
Steamhammer, jak wiele zespołów zaczynających w tamtym czasie, podpiął się pod wciąż modny nurt blues rocka. Inicjatorem jego powstania byli gitarzysta Martin Quittenton oraz wokalista Kieran White, grający też sporadycznie na harmonijce lub akustycznej gitarze. Składu szybko dopełnił kolejny gitarzysta, Martin Pugh, a wraz z nim basista Steve Davy i perkusista Michael Rushton. Kwintet szybko zwrócił na siebie uwagę, dając dobrze przyjęte występy w lokalnych pubach. W marcu 1969 roku ukazał się natomiast jego pełnowymiarowy debiut fonograficzny. Zgodnie z zamysłem muzyków nie miał tytułu, choć w niektórych krajach wydano go pomyłkowo jako "Reflection". Wszystko przez niedopatrzenie pracowników niemiecko-holenderskiego oddziału CBS, którzy widząc to słowo w prawym dolnym rogu oryginalnej okładki - w rzeczywistości odnoszące się do nowej serii wydawniczej wytwórni - potraktowali ją jako tytuł longplaya. Nawet obecnie można znaleźć go w streamingu właśnie pod tą nazwą. W pr

[Recenzja] The Rolling Stones - "Undercover" (1983)

Obraz
To nie mogło się udać. Album "Undercover" powstał w atmosferze na nowo rozgrzebanego konfliktu między Keithem Richardsem i Mickiem Jaggerem. Tym razem poszło o kierunek muzyczny. Gitarzysta upierał się przy stylu wypracowanym dwie dekady wcześniej. Tymczasem wokalista chłonął wszystkie nowinki ze świata muzycznego - od disco, przez reggae, worldbeat, po new wave - i chciał na jak największą skalę wpleć je do nowego materiału. Tych dwóch skrajnych podejść w żaden sposób pogodzić się nie dało. więc powstał cholernie niespójny album. Nawet nie chodzi tu o stylistyczny eklektyzm, który faktycznie okazuje się spory. Prawdziwym problemem jest to, że część repertuaru brzmi po prostu archaicznie, jakby wykorzystano tu odrzuty z końcówki lat 60., podczas gdy pozostałe kawałki wydają się młodsze o dobrą dekadę. Do tej pierwszej grupy należą takie kawałki, jak "She Was Hot", "Too Tough", "All the Way Down", "It Must Be Hell" oraz zaśpiewany pr

[Recenzja] Love Sculpture - "Forms and Feelings" (1970)

Obraz
Jeżeli pierwszy album Love Sculpture, "Blues Helping", brzmiał jakby muzycy chcieli w każdej sekundzie powielać którąś z blues(rock)owych klisz, tak jego następca, "Forms and Feelings", sprawia wrażenie, jakby trio było gotowe grać cokolwiek, byle nie bluesa. Tym razem repertuar obejmuje aż cztery zupełnie premierowe kompozycje. Co jednak ciekawe, ich autorami są Mike Finesilver i Pete Ker, producenci albumu. Jedynie w otwierającym album  "In the Land of the Few" co nieco dorzucił od siebie Dave Edmunds. Na płycie znalazł się także zaskakujący wybór cudzych kompozycji, od rock'n'rollowego standardu "You Can't Catch Me" Chucka Berry'ego, przez baroque-popową piosenkę "Seagull" Paula Kordy, po... utwory XIX i XX-wiecznych kompozytorów - Georgesa Bizeta ("Farandole"), Arama Chaczaturiana ("Taniec z szablami") oraz Gustava Holsta (uwielbiany przez rockowych muzyków "Mars"). Nie powinno więc

[Recenzja] The Rolling Stones - "Tattoo You" (1981)

Obraz
Na początku nowej dekady Stonesi intensywnie koncertowali, co - według ich własnych słów - uniemożliwiało im tworzenie nowych utworów. Jednocześnie muzycy uważali, że kolejne trasy powinny być związane z promocją nowego materiału. Wpadli więc na pomysł, aby wyciągnąć z archiwum niewykorzystane utwory, w razie potrzeby wzbogacić je nowymi partiami, przede wszystkim wokalnymi, i wydać jako nowy album. "Tattoo You" to zatem nic innego, jak zbiór lekko podrasowanych odrzutów z wcześniejszych płyt. Przede wszystkim z tych wówczas najnowszych, czyli udanego, choć nierównego "Some Girls", ale też w całości tak samo przeciętnego "Emotional Resque". Trafiły tu także starsze rzeczy. "Slave" i "Worried About You" powstały w trakcie prac nad "Black and Blue". Z kolei początki "Tops" oraz "Waiting on a Friend" to sesja "Goats Head Soup", więc znalazły się w nich gitarowe partie zarejestrowane jeszcze przez

[Recenzja] Steven Wilson - "4 ½" (2016)

Obraz
Steven Wilson nigdy nie próżnował, ale w ostatnim czasie wypuszcza tyle nowych wydawnictw, że nawet jego fani mogą odczuwać przesyt. Nie minął jeszcze rok od czasu premiery czwartego solowego albumu, "Hand. Cannot. Erase.", a dyskografia już poszerzyła się o składankę "Transience" (zawierającą, obok wydanych już wcześniej kawałków z autorskich płyt, nową wersję "Lazarus" z repertuaru Porcupine Tree) oraz właśnie wydaną EPkę "4 ½". To ostatnie wydawnictwo zawiera aż 37 minut premierowej muzyki, co znaczy, że jeszcze jakieś ćwierć wieku temu mogłoby być na spokojnie traktowane jako pełnoprawny album. Przynajmniej, jeśli chodzi o długość. Trudno bowiem uznać za regularny longplay wydawnictwo zbierające materiał zarejestrowany podczas różnych sesji na przestrzeni trzech lat. Część z nich to po prostu odrzuty. Połowa repertuaru to odrzuty z dwóch najnowszych albumów Wilsona. Z sesji "The Raven That Refused to Sing (and Other Stories)"