[Recenzja] Cactus - "Cactus" (1970)
Nie byłoby grupy Cactus, gdyby nie samochodowy wypadek Jeffa Becka. Wówczas szlag trafił jego planowaną współpracę z sekcją rytmiczną właśnie rozwiązanego Vanilla Fudge, basistą Timem Bogertem oraz perkusistą Carminem Appice'em. Doszło do niej dopiero kilka lat później. Bogert i Appice nie zamierzali jednak próżnować, bezczynnie czekając aż Beck dojdzie do siebie. Nawiązali więc współpracę z byłym wokalistą The Amboy Dukes, Rustym Dayem, a także gitarzystą Jimem McCartym, wcześniej członkiem Buddy Miles Express. Kwartet przyjął nazwę Cactus i już wkrótce zarejestrował materiał na swój eponimiczny debiut. Album przyniósł umiarkowany sukces komercyjny, a dziennikarze zaczęli określać grupę mianem amerykańskiego Led Zeppelin . Brzmi nieźle, ale niewiele ma to wspólnego z rzeczywistością. Oba zespoły grały ciężką odmianę blues rocka, jednak w zupełnie inny sposób. Longplay Cactus przynosi muzykę znacznie bardziej surową i toporną. Początek albumu raczej zniechęca. Przeróbka "