Posty

Wyświetlam posty z etykietą santana

[Recenzja] Santana - "Lotus" (1974)

Obraz
Rok 1973 był niezwykle pracowity dla Carlosa Santany. Pierwsze miesiące pochłonęła współpraca z Johnem McLaughlinem, której wynikiem był album "Love Devotion Surrender" - w całości instrumentalny, utrzymany w stylistyce fusion. Ledwie zakończyła się sesja nagraniowa, a meksykański gitarzysta wrócił do studia, by rozpocząć pracę nad kolejnym albumem grupy Santana. Longplay zatytułowany "Welcome" jest kontynuacją jazzowego kierunku obranego na poprzednich albumach, lecz jednocześnie zrywa całkowicie z charakterystycznym dla grupy eklektyzmem. Niestety, same utwory wypadają bardzo słabo na tle wcześniejszych dokonań grupy. Już po nagraniu albumu, a jeszcze przed jego wydaniem, zespół wyruszył na trasę koncertową. Właśnie w jej trakcie, a konkretnie 3 i 4 lipca w Osace, zarejestrowany został pierwszy koncertowy album grupy, "Lotus". To naprawdę obszerny materiał - ponad dwie godziny muzyki, rozłożone na trzy płyty winylowe (kompaktowe reedycje zazwyczaj

[Recenzja] Santana - "Caravanserai" (1972)

Obraz
Po wydaniu trzech albumów - które osiągnęły zarówno komercyjny, jak i artystyczny sukces - klasyczny skład grupy Santana zaczął się sypać. Basista David Brown oraz grający na perkusjonaliach Michael Carabello odeszli jeszcze przed rozpoczęciem nagrań na "Caravanserai". Natomiast już w trakcie prac z zespołem rozstali się śpiewający klawiszowiec Gregg Rolie i gitarzysta Neil Schon, dlatego nie w każdym utworze znalazły się ich partie. Być może nie odpowiadał im wszystkim nowy kierunek, jaki Carlos Santana narzucił pod wpływem ówczesnych dokonań twórców w rodzaju Milesa Davisa czy Weather Report. "Caravanserai" to zwrot w stronę bardziej subtelnego, głównie instrumentalnego grania, bliskiego stylistyki jazz-rocka czy nawet jazz fusion. Wśród licznych gości, którzy z nadwyżką uzupełnili braki kadrowe, znalazł się nawet Lenny White, mający za sobą udział w nagraniu davisowego "Bitches Brew". Większość muzyki zawartej na "Caravanserai" płynie sobi

[Recenzja] Santana - "Santana III" (1971)

Obraz
"Trójka" to ostatni album grupy Santana nagrany w klasycznym, woodstockowym składzie, choć tym razem poszerzonym o drugiego gitarzystę Neala Schona. Muzyk miał wówczas dopiero 17 lat, jednak już wtedy budził spore zainteresowanie. Mniej więcej w tym samym czasie Eric Clapton zaprosił go do grania w Derek and the Dominos, na miejsce zmarłego Duane'a Allmana. Schon wybrał jednak granie z Santaną. Jego udział nie wpłynął znacząco na styl grupy. Album stanowi wyraźną kontynuację poprzedzającego go "Abraxas", w zbliżony sposób integrując elementy rocka, jazzu oraz muzyki latynoskiej. Nawet układ utworów jest dość podobny.  Płytę tradycyjnie rozpoczyna nagranie instrumentalne - energetyczny "Batuka", z bogatą warstwą rytmiczną oraz licznymi solówkami gitarowo-organowymi. Zaraz po nim następuje bardziej piosenkowy kawałek, pełniący tu rolę podobną do "Evil Ways" i "Black Magic Woman", choć "No One to Depend You" okazuje się

[Recenzja] Santana - "Abraxas" (1970)

Obraz
Drugi album grupy Santana rozwija stylistykę znaną z debiutu, to unikalne połączenie rocka, jazzu i muzyki latynoskiej. Na "Abraxas" wpływy latynoskie odgrywają jeszcze większą rolę. Nierzadko wysuwają się na pierwszy plan, czego najlepszym dowodem takie nagrania, jak należący do najsłynniejszych utworów zespołu "Oye Como Va" - przeróbka przeboju Tito Puente'a, która w tej wersji zyskuje zdecydowanie rockowej energii i lekkich naleciałości jazzowych w gitarowej solówce - a także, "Se a Cabo" i "El Nicoya", miniatur podpisanych nazwiskiem José Areasa, będących popisem przede wszystkim rozbudowanej sekcji rytmicznej. We wszystkich trzech kawałkach zwracają też uwagę teksty po hiszpańsku, co stanowi nowość w twórczości grupy, choć w dwóch ostatnich partie wokalne są raczej szczątkowe. Latynoskie zabarwienie ma także większość pozostałych nagrań. Choćby te trzy fantastyczne instrumentale. "Singing Winds, Crying Beast", autorstwa Mi

[Recenzja] Santana - "Santana" (1969)

Obraz
Kariera grupy Santana zaczęła się chyba w najlepszy sposób, jaki można było sobie wówczas wyobrazić. W sierpniu 1969 roku nikomu nieznany sekstet - założony kilkanaście miesięcy wcześniej w San Francisco przez meksykańskiego gitarzystę Carlosa Santanę - pojawił się na największym i najłsynniejszym muzycznym wydarzeniu, jakie odbyło się do tamtej pory. Chodzi oczywiście o festiwal Woodstock. Było to możliwe wyłącznie dzięki uporowi menadżera Billa Grahama, który przekonał organizatorów, by dali szansę grupie bez żadnego wydanego albumu. Trwający ledwie trzy kwadranse występ okazał się jednym z najbardziej porywających momentów festiwalu. Twórczość grupy -:w oryginalny sposób łącząca elementy psychodelicznego rocka, jazzu, bluesa oraz muzyki latynoskiej i afrykańskiej - była czymś niewątpliwie świeżym, odmiennym od tego, co zaprezentowali inni wykonawcy. Na trwałe w historii muzyki rozrywkowej zapisało się zwłaszcza niesamowite wykonanie "Soul Sacrifice" z porywającymi soló