Posty

[Artykuł] Historie okładek: "Animals" Pink Floyd

Obraz
Okładki Pink Floyd należą do najbardziej znanych i rozpoznawalnych. Niektóre z nich, jak "The Dark Side of the Moon", "Wish You Were Here" czy "A Momentary Lapse of Reason" można interpretować i analizować na przeróżne sposoby, co zresztą od lat jest robione. Prawdopodobnie najciekawsza historia kryje się jednak za mniej znaną, chociaż równie intrygującą, okładką albumu "Animals". Muzycy Pink Floyd, niemal od początku istnienia zespołu - konkretnie od swojego drugiego albumu, "A Saucerful of Secrets"z 1968 roku - ściśle współpracowali z designerską firmą Hipgnosis, prowadzoną przez Storma Thorgersona i Aubreya "Po" Powella. Warto dodać, ze pierwszy z nich był znajomym Rogera Watersa i Syda Barretta jeszcze z czasów studenckich; grali w jednej drużynie rugby. To właśnie dzięki pracom dla Pink Floyd, Hipgnosis stali się jednymi z najbardziej cenionych projektantów okładek (później z ich usług korzystali m.in. Wishbone Ash, Led

[Recenzja] T2 - "It'll All Work Out in Boomland" (1970)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 3/13 T2 to jeden z tych niezliczonych zespołów, które nigdy nie zaznały sławy. A zarazem jeden z nielicznych, który naprawdę miał predyspozycje, by cieszyć się znacznie większym zainteresowaniem. Tworzący go muzycy posiadali wysokie, jak na zespół rockowy, umiejętności wykonawcze, byli też całkiem przyzwoitymi kompozytorami. A grana przez nich muzyka mieściła się mniej więcej w połowie drogi między dwoma popularnymi wówczas stylami: hard rockiem oraz rockiem progresywnym. T2 potrafiło czerpać z obu co najlepsze, jednocześnie nie popełniając częstych w nich błędów. Coś jednak poszło nie tak i zespół w czasie swojej działalności nie został zauważony. Być może przez natłok genialnych wydawnictw, jakie ukazały się na przełomie lat 60. i 70., a może przez podpisanie kontraktu z Decca Records, która słynęła z tłoczenia płyt w dość małych nakładach oraz zaniedbywania promocji swoich podopiecznych.  Zespół T2 pojawił się znikąd, wydał za

[Artykuł] Historie okładek: "News of the World" Queen

Obraz
W cyklu "Historie okładek" opisywałem już albumy, na których wykorzystano wcześniej istniejące grafiki ( "Death Walks Behind You" Atomic Rooster , "Hard Attack" Dust ). Przypadek "News of the World" jest o tyle inny, że muzycy Queen, zainspirowani pewną ilustracją, zgłosili się do jej autora, aby stworzył specjalnie dla nich jej parafrazę. Autorem grafiki jest Frank Kelly Freas, amerykański ilustrator, którego dzieła zdobiły liczne książki i magazyny o tematyce science fiction i fantasy. Zaprojektował m.in. okładkę magazynu "Astounding Science Fiction" z października 1953 roku, przedstawiającą ogromnego robota trzymającego zwłoki mężczyzny. Komiks ten był w posiadaniu perkusisty Queen, Rogera Taylora, który przekonał pozostałych członków grupy, aby skontaktować się z Freasem i poprosić go o przygotowanie podobnej okładki na ich szósty album. Ilustrator przyznawał później, że słuchał wyłącznie muzyki klasycznej i nawet nie wiedział o i

[Artykuł] Najważniejsze utwory Emerson, Lake & Palmer

Obraz
W tej części "Najważniejszych utworów" musiałem złamać żelazną zasadę nieumieszczania na liście utworów, które oryginalnie wykonywali inny wykonawcy. Twórczość supergrupy ELP - tworzonej przez klawiszowca Keitha Emersona (ex-The Nice), wokalistę/basistę (i okazjonalnie gitarzystę) Grega Lake'a (ex-King Crimson), oraz perkusistę Carla Palmera (ex-Atomic Rooster) - to w sporej części transkrypcje muzyki poważnej na rockowe instrumentarium (poniższa lista zwiera dwa takie utwory). Oczywiście muzycy pisali także własne kompozycje, z różnym efektem, ale często naprawdę niezłym, czego dowodem utwory z poniższej listy. Keith Emerson, Greg Lake i Carl Palmer. 1. "Take a Pebble" (z albumu "Emerson, Lake & Palmer", 1970) Najdłuższy utwór z debiutu grupy został napisany przez Grega Lake'a, a następnie zaaranżowany przez cały zespół, dzięki czemu nabrał wielkiego rozmachu. Utwór rozpoczyna się balladowo, partii wokalnej towarzyszy tylko pianino

[Recenzja] Blues Pills - "Blues Pills" (2014)

Obraz
Blues Pills to młody zespół założony w 2011 roku w Szwecji. Skład jest jednak międzynarodowy. Szwedzkie pochodzenie ma tylko wokalistka Elin Larsson, a poza nią w grupie grają francuski gitarzysta Dorian Sorriaux oraz amerykańska sekcja rytmiczna złożona z basisty Zacka Andersona i perkusisty Cory'ego Berry'ego, występujących już razem w Radio Moscow. Stylistycznie i brzmieniowo kwartet wpisuje się w panującą od dłuższego czasu modę na retro rocka. Nie sprawdzałem na jakie inspiracje powołują się sami muzycy, ale zawartość tego krążka pozwala przypuszczać, że nie obca jest im bluesrockowe i psychodeliczne granie przełomu lat 60. i 70. Wskazałbym tu przede wszystkim na wpływ Fleetwood Mac (z czasów Petera Greena), Free, Jimiego Hendrixa, Cream, Led Zeppelin, a także - przede wszystkim ze względu na śpiew Larsson - Janis Joplin i Jefferson Airplane. Brzmienie, stylizowane na to sprzed czterech, pięciu dekad (nie do końca udanie ze względu na zbyt dużą kompresję), opiera si

[Artykuł] Historie okładek: "Argus" Wishbone Ash

Obraz
W kolejnej części cyklu "Historie okładek" przedstawiam jedną z najbardziej rozpoznawalnych okładek stworzonych przez słynną firmę designerską Hipgnosis. Okładkę "Argusa" zaprojektowali ludzie z agencji Hipgnosis - mówił Andy Powell, wokalista/gitarzysta Wishbone Ash. Umieścili na niej postać wojownika wziętą z filmu "Diabły" Kena Russella. Uważali, że wygląda ona bardzo tajemniczo. Poszliśmy tym tropem i daliśmy płycie tytuł "Argus". Słowo to oznacza jednookiego obserwatora, strażnika . Według mitologii greckiej Argus rzeczywiście był strażnikiem, ale posiadającym "sto wiecznie czuwających oczu". Tytuł zaproponował perkusista grupy, Steve Upton, który w tamtym czasie był zafascynowany grecką mitologią. Postać wojownika nawiązuje do dwóch utworów z albumu - "Warrior" i "Throw Down the Sword". Okładkowe zdjęcie zostało wykonane w okolicach przełomu rzeki Verdun, w południowej Francji. Andy Powell uważa, że do zd

[Recenzja] Yes - "Heaven & Earth" (2014)

Obraz
Yes ma na koncie wielkie dzieła. Niestety, od trzydziestu lat muzycy robią wszystko, by jak najbardziej obniżyć poziom swojej dyskografii. Z całego tego okresu jako tako bronią się tylko "Big Generator", obie części "Keys to Ascension" oraz "Fly From Here". Wszystkie te albumy mają wiele poważnych wad, ale przynajmniej częściowo nadają się do słuchania (tylko tu pojawia się pytanie, po co ich w ogóle słuchać?). O całej reszcie nie jestem w stanie napisać praktycznie nic pozytywnego. A już na pewno nic dobrego nie mogę napisać o właśnie wydanym "Heaven & Earth". Steve Howe, Chris Squire, Alan White i Geoff Downes, wsparci przez nowego wokalistę Jona Davisona (śpiewającego i brzmiącego dokładnie tak samo, jak Jon Anderson, tylko nie posiadającego jego umiejętności) oraz cenionego producenta Roya Thomasa Bakera (znanego m.in. ze współpracy z Queen), sięgnęli tu kompletnego dnia. Taki album mogłaby nagrać jakaś trzeciorzędna amatorska kape