Posty

Wyświetlam posty z etykietą menace ruine

[Recenzja] Menace Ruine - "Nekyia" (2022)

Obraz
Nie wróżyło dobrze, że prace nad najnowszym albumem kanadyjskiego duetu Menace Ruine ciągnęły się od 2014 roku. Mogło to przecież świadczyć o sporym kryzysie twórczym. Jednak nawet jeśli muzycy mieli jakieś problemy ze skompletowaniem materiału, to trudno byłoby się tego domyślić. "Nekiya" to kolejna udana pozycja w dyskografii grupy. A jednocześnie jest to album nieco inny od najsłynniejszego "The Die Is Cast". Tamto wydawnictwo przyniosło całkiem unikalne połączenie metalu, drone'u i mediewalnego folku z mistycyzmem Dead Can Dance oraz shoegaze'ową produkcją. Tu jest podobnie, chociaż wyraźnie przesunięto akcenty w stronę estetyki neoclassical darkwave. Największa różnica to jednak trochę mniej mroczna atmosfera, czego najdobitniejszym przykładem okazuje się najbardziej chwytliwy na tej na płycie, optymistyczny wręcz "Pigeon Rain". Ale nawet zdecydowanie drone'owy "Umbra Horrenda" za sprawą melodyjnego śpiewu Geneviéve Beaulieu - ju

[Recenzja] Menace Ruine - "The Die Is Cast" (2008)

Obraz
Menace Ruine, tajemniczy duet z Kanady, zaczynał od grania black metalu. Muzycy szybko jednak się tym stylem znudzili i już na swoim trzecim albumie zaproponowali muzykę wymykającą się próbom łatwego zaszufladkowania. Black metalu nie ma tutaj praktycznie wcale, są za to drone'owe, doomowe riffy, noise'owa produkcja, klimat niczym z najlepszych płyt neoclassical darkwave czy wpływy średniowiecznej muzyki klasycznej. Przedstawiając to bardziej obrazowo, "The Die Is Cast" sprawia wrażenie, jakby na jednej sesji spotkali się Nico, instrumentaliści Dead Can Dance, Sun O))) i może jeszcze wczesnego Black Sabbath, a za brzmienie odpowiadał Kevin Shields. Przedziwne, jedyne w swoim rodzaju połączenie, które mogło dać kuriozalny efekt, a okazuje się całkiem sensowne i intrygujące. Album konsekwentnie realizuje jeden pomysł na granie, jednak jest to idea na tyle elastyczna, że pozwala choć na drobne zróżnicowanie. W rozpoczynającym całość, blisko ośmiominutowym "One Too M