Posty

Wyświetlam posty z etykietą horace tapscott

[Recenzja] Horace Tapscott Quintet - "The Quintet" (2022)

Obraz
Po wydaniu "The Giant Is Awakened" Horace Tapscott postanowił zerwać z dużym przemysłem muzycznym. Od tamtej pory nagrywał wyłącznie dla niezależnych wytwórni. Światła dziennego nie ujrzał jego drugi materiał dla Flying Dutchman, który powstał jeszcze w 1969 roku. Nagrania odbyły się w dokładnie tym samym kwintecie, który zarejestrował wspomniany album, czyli z saksofonistą Arthurem Blythe'em, basistami Davidem Bryantem i Walterem Savage'em oraz perkusistą Everettem Brownem. Efekty tej drugiej sesji na szczęście się zachowały, a po ich odnalezieniu w końcu doczekały się publikacji. Banalny, w dodatku mało oryginalny tytuł "The Quartet" idealnie pasuje do całości, bo mimo wyraźnego lidera, jest to dzieło przede wszystkim zespołowe. Z trzech zawartych tu utworów jedynie środkowy "Your Child" to kompozycja Tapscotta. Zaczyna się zresztą od delikatnego fortepianowego wstępu i dopiero po chwili dochodzą pozostali instrumentaliści. Nagranie nabiera inten

[Recenzja] Horace Tapscott Quintet - "The Giant Is Awakened" (1969)

Obraz
Przed kilkoma dniami zmarł jeden z ostatnich wielkich jazzmanów, saksofonista Pharoah Sanders. Nie będzie z tej okazji poświęconej mu recenzji, bo już wcześniej zdążyłem opisać te najciekawsze  dokonania, tak w roli lidera, jak i sidemana. Ciekawe, że jednym z tych albumów jest zeszłoroczny "Promises", stworzony z elektronicznym producentem Floating Points i ze wsparciem Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej. Płyta ta pokazała, że nawet w okolicach osiemdziesiątki można pozostać muzykiem otwartym na zupełnie nowe wyzwania i przy okazji nagrać jedno ze swoich najbardziej udanych dzieł. Tak wspaniałe zwieńczenie kariery nie zdarza się często. W przypadku Sandersa jest to tym bardziej niezwykle, że chociaż w początkach kariery grał u boku Johna Coltrane'a, Sun Ra czy Michaela Mantlera w jego The Jazz Composer's Orchestra, sam nie był w żadnym razie nowatorem. Nic nie ujmując jego umiejętnościom instrumentalnym - był przecież znakomitym tenorzystą i improwizatorem - jako twó

[Recenzja] The Sonny Criss Orchestra - "Sonny's Dream (Birth of the New Cool)" (1968)

Obraz
"Sonny's Dream" okazał się właściwie jedynym istotnym wydawnictwem, jakie pozostawił po sobie Sonny Criss, jeden z niezliczonych naśladowców Charliego Parkera, którym nie udało się dorównać swojemu mistrzowi. Pomimo buńczucznej obietnicy zawartej w podtytule "Birth of the New Cool", nie mamy tu do czynienia z początkiem żadnego nowego nurtu. Można jednak powiedzieć, że narodziła się tu jedna z jazzowych legend. To wcale nie liderujący formalnie Criss błyszczy najbardziej, lecz odpowiadający za kompozycje i aranżacje, a także dyrygujący dziesięcioosobowym zespołem Horace Tapscott. Imponująca praca, jaką tu wykonał, została doceniona i zaowocowała podpisaniem kontraktu na własne nagrania. Już w kolejnym roku ukazał się kultowy "The Giant Is Awakened", na którym Tapscott objawił się także jako znakomity pianista. Orkiestra Sonny'ego Crissa na "Sonny's Dream" składa się z rozbudowanej, siedmioosobowej sekcji dętej - poza altem i sopranem