Posty

Wyświetlam posty z etykietą genesis

[Recenzja] Genesis - "Nursery Cryme" (1971)

Obraz
"Nursery Cryme" to debiut klasycznego składu Genesis. Do Petera Gabriela, Tony'ego Banksa i Mike'a Rutherforda dołączyli gitarzysta Steve Hackett i perkusista Phil Collins. Pod względem stylistycznym, album stanowi bezpośrednią kontynuację wydanego rok wcześniej "Trespass". Zespół oddala się (choć nie całkiem) od folkowych brzmień na rzecz rocka symfonicznego, ale zachowuje ten charakterystyczny baśniowy klimat. I właśnie ten nastrój stał się największą zaletą Genesis. Idealnie pasował do warstwy tekstowej, odgrywającej w tym przypadku istotna rolę, w której Gabriel opowiadał, w nieco teatralny sposób, różne historie. Właśnie na tym polu grupa mogła zabłysnąć, bo jej członkowie nie byli ani wybitnymi kompozytorami, ani instrumentalistami. Na tle ogółu muzyki rockowej prezentowali ponad przeciętny poziom, ale już w porównaniu z innymi przedstawicielami rocka progresywnego, mieli zdecydowanie większe ambicje, niż umiejętności. Próbowali przeróżnych rozw

[Recenzja] Genesis - "Trespass" (1970)

Obraz
Od nagrania debiutanckiego albumu "From Genesis to Revelation" minęły niemal dwa lata, zanim zespół ponownie wszedł do studia. Brak pośpiechu był znakomita decyzją. Muzycy w tym czasie sporo koncertowali i na spokojnie tworzyli nowy materiał, stopniowo nabierając doświadczenia i kształtując oryginalny styl. W międzyczasie udało im się wydostać spod szkodliwego wpływu Jonathana Kinga i zerwać umowę z Decca Records (przeszli pod skrzydła Charisma Records). W składzie nastąpiła natomiast tylko jedna zmiana - perkusistę Johna Silvera zastąpił John Mayhew. Na "Trespass" Genesis jest już jednak zupełnie innym zespołem. Całkowicie zmieniło się podejście do kompozycji. Zamiast krótkich, schematycznych piosenek, znalazły się tutaj utwory dłuższe, charakteryzujące się mniej oczywistą budową. Aranżacje również są ciekawsze, nie rażą takim archaizmem, jak te z debiutu. Muzycy poradzili sobie bez żadnych gości. Za to wykorzystali dużo bogatsze instrumentarium, do któ

[Recenzja] Genesis - "From Genesis to Revelation" (1969)

Obraz
Dla przeciętnych słuchaczy Genesis to przede wszystkim poprockowe przeboje z lat 80. i początku następnej dekady. Wielbiciele rocka progresywnego najbardziej cenią twórczość z lat 70. Mało kogo obchodzi natomiast wydany jeszcze w latach 60. debiutancki "From Genesis to Revelation". Sami muzycy najchętniej zrobiliby wszystko, żeby to wydawnictwo zostało całkiem zapomniane. I tak naprawdę trudno się temu dziwić, bo album jest raczej powodem do wstydu, niż dumy. W chwili nagrywania longplaya, w sierpniu 1968 roku, muzycy byli młodzi (większość z nich dopiero skończyła 18 lat, a najmłodszy Anthony Phillips miał ledwie 16) i niedoświadczeni. Największym ich błędem było zaufanie Jonathanowi Kingowi, który objął posadę ich menadżera i producenta. Tak naprawdę przejął całkowitą kontrolę nad zespołem, któremu sam wymyślił nazwę i narzucił stylistykę. Licząc na komercyjny sukces, zmusił muzyków do grania krótkich, melodyjnych piosenek o zwrotkowo-refrenowych strukturach, nie poz