[Recenzja] Rory Gallagher - "Deuce" (1971)



"Deuce", drugi solowy album Rory'ego Gallaghera, ukazał się zaledwie pół roku po eponimicznym debiucie. Nagrania przebiegały sprawnie i szybko, ponieważ tym razem odbywały się bardziej spontanicznie, bez przesadnego dłubania przy poszczególnych utworach. Muzycy wchodzili do studia tuż przed lub zaraz po koncertach, aby zyskać podobny klimat i energię, jak podczas grania na żywo. Znaczna część materiału powstała w jednym podejściu, bez żadnych późniejszych dogrywek lub poprawek. Nawet wokal rejestrowano równolegle z muzyką, co nie było powszechnie przyjętą praktyką. Rezultatem jest album bardziej surowy od poprzedniego, oszczędniejszy brzmieniowo i aranżacyjnie, choć zdarzają się pewne wyjątki. Szkoda tylko, że występują pewne różnice w produkcji poszczególnych utworów i czasem zbyt słabo słychać niskie tony.

Pod względem stylistycznym "Deuce" nie odbiega daleko od swojego poprzednika. Charakteryzuję się podobną różnorodnością. Oczywiście, podstawą większości utworów jest blues. Czasem w bardzo klasycznym wydaniu, czego przykładem "Don't Know Where I'm Going", oparty przede wszystkim na akompaniamencie gitary akustycznej i harmonijki, z wycofaną sekcją rytmiczną. Częściej jednak jest to blues w zelektryfikowanej odmianie, jak w przypadku "Should've Learnt My Lesson" czy opartego na rytmie boogie "In Your Town". Ten drugi wszedł zresztą na długo do koncertowego repertuaru Irlandczyka, będąc utworem doskonale nadającym się do grania w bardziej rozimprowizowany sposób. Blues stanowi także fundament tych najbardziej czadowych, bliskich hard rocka kawałków, które rozmieszczono w kluczowych momentach albumu: na otwarcie ("Used to Be"), w środku ("Whole Lot of People") oraz na zakończenie ("Crest of a Wave"). Finałowe nagranie jest zresztą jednym z najbardziej porywających w całej dyskografii Gallaghera, w czym zasługa wyrazistej melodii i intensywnego, zaangażowanego wykonania, na czele z ekscytującymi popisami lidera, po raz kolejny sięgającego po technikę slide. Bardziej rockowo jest natomiast w melodyjnej piosence "Maybe I Will".

Podobnie, jak na solowym debiucie, a wcześniej na nagranym jeszcze pod szyldem Taste "On the Board", także tutaj znalazł się jeden utwór o zdecydowanie jazz-rockowym charakterze. Co prawda w "There's a Light" Rory nie zagrał na saksofonie, natomiast zarówno jego partie gitarowe (szczególnie podczas fantastycznych solówek), jak i gra sekcji rytmicznej wywołują wyraźne skojarzenia z taką stylistyką. Gallagher często nawiązywał też do folku, co tutaj ma miejsce przede wszystkim w "Out of My Mind", nagranym bez pomocy innych muzyków, jedynie z akompaniamentem gitary akustycznej. Nieco folkowy klimat unosi się także nad doskonałym "I'm Not Awake Yet". To najbardziej dopracowany utwór na tym albumie, z kilkoma misternie przeplatającymi się ścieżkami gitar, głównie akustycznych. Nawet część partii solowych lider wykonuje na akustyku, pokazują jak wiele jest w stanie wydobyć z tego instrumentu. Istotną rolę odgrywa także sekcja rytmiczna, szczególnie pulsujący bas Gerry'ego McAvoya. Poza wspaniałym wykonaniem muszę też wspomnieć o przepięknej melodii o jakby celtyckim zabarwieniu - nie wynikającym jednak z cytowania tradycyjnych pieśni irlandzkich, lecz raczej podświadomej inspiracji melodyką, z którą Rory musiał mieć do czynienia od najwcześniejszych lat.

"Deuce" niewątpliwie należy do tych najlepszych wydawnictw w dorobku Rory'ego Gallaghera. Tutaj wciąż jeszcze słychać tę jego ogromną pasję i radość z grania, które później coraz bardziej zanikały na albumach studyjnych, choć wciąż były obecne podczas grania na żywo. Na "Deuce" nie czuć jeszcze tej niechęci do spędzenia czasu w studiu, niemalże pod przymusem. I przełożyło się to nie tylko na świetne wykonanie, ale też bardzo dobre kompozycje. Momenty są wręcz wybitne, jak na bluesrockowe standardy, a jednocześnie te najbardziej wyróżniające się utwory doskonale wpasowują się w całość. Poszczególne utwory tworzą bardzo spójny album.

Ocena: 9/10



Rory Gallagher - "Deuce" (1971)

1. Used to Be; 2. I'm Not Awake Yet; 3. Don't Know Where I'm Going; 4. Maybe I Will; 5. Whole Lot of People; 6. In Your Town; 7. Should've Learnt My Lesson; 8. There's a Light; 9. Out of My Mind; 10. Crest of a Wave

Skład: Rory Gallagher - wokal, gitara, harmonijka; Gerry McAvoy - gitara basowa; Wilgar Campbell - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Rory Gallagher


Komentarze

  1. "I'm Not Awake Yet" to chyba najlepsza kompozycja z dorobku Gallaghera, chyba żaden inny jego utwór mnie tak nie zachwyca.

    W sumie zgadzam się z całą recenzją (może oprócz tego, że osobiście wolę "Deuce" zamiast debiutu), ale nie rozumiem "zarzutu" o mniej uwypuklony bas, ponieważ np. w wyżej wymienionej kompozycji, "Maybe I Will" czy "There's a Light" jest on świetnie słyszalny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, bas jest tu wciąż bardzo dobrze słyszalny (szczególnie w wymienionych utworach), jednak mam wrażenie, że w takich utworach z debiutu, jak "For the Last Time" i "Can't Believe It's Truth", jest on znacznie głośniejszy ;)

      "I'm Not Awake Yet" mnie także najbardziej zachwyca, chociaż takie utwory, jak "I Fall Apart", "Ain't Too Good", czy oba wcześniej wspomniane, nie pozostają daleko w tyle.

      Usuń
    2. Właśnie za to podziwiam stare płyty, gdzie bas często wysuwano na pierwsze miejsce i nie był on całkowicie zdominowany przez gitary elektryczne.

      Umniejszenie roli basu nie jest wadą, bo czasem nie jest to potrzebne, ale uwypuklenie go w miksie to miłe urozmaicenie. Choć są przypadki, gdzie "brak" basu sprawia złe wrażenie - vide "...And Justice for All".

      Usuń
  2. I'm Not Awake Yet to chyba najpiękniejszy utwór irlandczyka. Prawdziwa perełka. Chociaż ta płyta wcale nie należy do moich ulubionych to wracam do niej ze ezgmlędu na ten kawałek. Słucham go minimum 2 razy i płyta potem leci już w całości. No i fajnie się tego słucha chociaż bardziej porywa mnie np. Tattoo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dużo ma pięknych utworów, chociażby "I Fall Apart" albo "Ain't Too Good", i ciężko wybrać ten najpiękniejszy. Jednak "I'm Not Awake Yet" jest zdecydowanie moim ulubionym utworem Rory'ego i jednym z najulubieńszych w ogóle ;)

      Reszta albumu pozostaje trochę w cieniu tej perły, ale jest jeszcze kilka świetnych utworów, jak "Maybe I Will" czy "Crest of a Wave", albo "There's a Light". Lubię wracać do tego albumu. Natomiast "Tattoo" jest jednym z ledwie kilku albumów Irlandczyka, których nie posiadam. Najlepsze utwory są na "Irish Tour", w lepszych wersjach, więc to mi wystarcza.

      Usuń
  3. Debiut jest świetny, Irish jest fantastyczny a przy Deuce odpłynąłem

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście że z zachwytu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę miałem dylemat dziś w sklepie czy ją kupić bo mimo wysokiej oceny (9) to jednak z treści wynikało że płyta nie jest za dobra ale zaryzykowałem i ja dałbym 10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ten album naprawdę bardzo lubię! Ale mam wrażenie, że to taka trochę powtórka z debiutu, przy czym tutejsze odpowiedniki tamtejszych utworów uważam za słabsze. Z drugiej strony, są tu takie wspaniałe kompozycje, jak "I'm Not Awake Yet" czy "Crest of the Wave". No i całości naprawdę dobrze się słucha, bo nie ma tu czegoś, co chciałbym pominąć. Tak więc ogólnie "Deuce" mieści się na moim podium dokonań Gallaghera, na trzecim miejscu, po debiucie i "Irish Tour" (raczej w tej kolejności). Reszta solowej dyskografii jest już wyraźnie słabsza (choć osobiście lubię "Calling Card" czy - mimo wszystko - "Top Priority"), ale myślę, że mógłby Cię zainteresować jeszcze album "On the Boards" nagrany przez Rory'ego z grupą Taste. W sumie bardzo podobne granie do debiutu i "Deuce", choć chyba jednak słabsze.

      Usuń
    2. A w ogóle to nie wiedziałem, że jego albumy można kupić tak normalnie w sklepie. W końcu nie jest to popularny u nas wykonawca. Ja długimi miesiącami poszukiwałem jego płyt na winylach. Najgorzej było z debiutem, ale jak już się w końcu pojawił na Allegro, to wylicytowałem go za jakieś 35 pln, bo było małe zainteresowanie. Za "Deuce" zapłaciłem ze trzy razy tyle na jakieś giełdzie.

      Usuń
  6. Tzn. ja kupiłem cd ich jest pełno w Mediamarkt. Nie wiem jak z winylami ale na cd została wydana niedawni cała jego dyskografia. Ja uważam że Deuce jest jednak inny od debiutu. A ciekawe jest to jak jest on nieznany w Polsce. Kilka lat temu miałem prawie tysiąc cd na półce. Miałem dosłownie wszystko z metalu i hard rocka. Kupowałem jak najęty całe dyskografie (w sumie to przepultałem nowy samochód) potem to posprzedawałem (oczywiście z dużą stratą) a o Gallagherze nigdy nie słyszałem. Dopiero ostatnio u ciebie zauważyłem, tzn. przez przypadek kliknąłem Galaghera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, zapomniałem o tych reedycjach. Trochę dziwne, że w Polsce jest to artysta tak bardzo zapomniany. Przecież koncertował tu w latach 80. (a ci nieliczni wykonawcy, którzy tu wtedy przyjeżdżali, stawali się bardzo u nas popularni - np. Budgie, Marillion), a ponadto, jak się niedawno dowiedziałem, Beksiński podobno bardzo zachwalał "Deuce" (a wtedy to właśnie radiowcy kreowali gusta).

      Usuń
  7. Ja odkryłem Gallaghera dopiero kilka lat temu. Wyłącznie dlatego że przypomniałem sobie o tym że koncertował w Polsce w 1974 roku. Postanowiłem posłuchać co gral. I zachwyciłem się. Nie był lansowany w Trójce czy Dwójce gdy namiętnie ich sluchalem przez całe lata 80te. Szkoda. To znakomita płyta.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024