Posty

Wyświetlam posty z etykietą 2016

[Recenzja] Blood Ceremony - "Lord of Misrule" (2016)

Obraz
Właśnie ukazał się czwarty album Kanadyjczyków z Blood Ceremony, "Lord of Misrule". Wielokrotnie chwaliłem grupę za to, że czerpiąc z klasycznych wzorców, stworzyła swój rozpoznawalny i dość oryginalny - jak na retrorockowe standardy - styl, łączący ciężar i atmosferę Black Sabbath z folkową melodyką Jethro Tull. Pytanie tylko, jak długo można taki styl eksploatować? Zespoły, które osiągnęły już sukces, mają ten luksus, że mogą pozwolić sobie na zmianę kierunku, a i tak pozostaną w centrum uwagi. Jednak dla zespołu pokroju Blood Ceremony, mającego wąskie grono fanów, taki krok byłby prawdopodobnie komercyjnym samobójstwem. Nie chcąc stracić dotychczasowej publiczności, muzycy są zmuszeni trzymać się pewnej konwencji. A słuchając "Lord of Misrule" mam wrażenie, że są już  nią wyraźnie zmęczeni. Bo ileż można grać utwory oparte na tym samym pomyśle? Po raz kolejny wszystko sprowadza się do łączenia sabbathowych riffów z - w zależności od utworu - tullowym fletem

[Recenzja] DeWolff ‎- "Roux-Ga-Roux" (2016)

Obraz
Holandia  z muzyką rockową jakoś specjalnie raczej się nie kojarzy. Owszem, przed latami działały tam takie zespoły, jak Focus, Golden Earring, Group 1850, Supersister czy Clan of Xymox, jednak ostatnie dziesięciolecia wydają się okresem kompletnej posuchy. Okazuje się jednak, że być może wcale nie jest tak źle. Od blisko dekady działa tam bowiem trio DeWolff. Z nazwą po raz pierwszy zetknąłem się parę dni temu, przy okazji premiery najnowszego albumu "Roux-Ga-Roux", jednak jest to już szóste pełnowymiarowe wydawnictwo tej ekipy. Muzycznie mamy tu do czynienia z ewidentnym hołdem dla późnych lat 60. Holendrzy posunęli się nawet do tego, że materiał zarejestrowano w sposób całkowicie analogowy, prosto na taśmę, bez pomocy żadnych komputerów. Nie miałem wprawdzie okazji zapoznać się z albumem z analogowego nośnika, który w pełni oddałby osiągnięty w ten sposób efekt, jednak nawet cyfrowa kopia brzmi bardzo ciepło, z odpowiednią głębią i przestrzenią. Pełniące rolę wstępu t

[Recenzja] Steven Wilson - "4 ½" (2016)

Obraz
Steven Wilson nigdy nie próżnował, ale w ostatnim czasie wypuszcza tyle nowych wydawnictw, że nawet jego fani mogą odczuwać przesyt. Nie minął jeszcze rok od czasu premiery czwartego solowego albumu, "Hand. Cannot. Erase.", a dyskografia już poszerzyła się o składankę "Transience" (zawierającą, obok wydanych już wcześniej kawałków z autorskich płyt, nową wersję "Lazarus" z repertuaru Porcupine Tree) oraz właśnie wydaną EPkę "4 ½". To ostatnie wydawnictwo zawiera aż 37 minut premierowej muzyki, co znaczy, że jeszcze jakieś ćwierć wieku temu mogłoby być na spokojnie traktowane jako pełnoprawny album. Przynajmniej, jeśli chodzi o długość. Trudno bowiem uznać za regularny longplay wydawnictwo zbierające materiał zarejestrowany podczas różnych sesji na przestrzeni trzech lat. Część z nich to po prostu odrzuty. Połowa repertuaru to odrzuty z dwóch najnowszych albumów Wilsona. Z sesji "The Raven That Refused to Sing (and Other Stories)"

[Recenzja] Black Sabbath - "The End" (2016)

Obraz
Trzy lata temu grupa Black Sabbath wróciła z nowym albumem "13". Longplay okazał się wielkim sukcesem komercyjnym, więc wkrótce muzycy zaczęli przebąkiwać o ewentualnej kontynuacji. Jednak w trakcie promujących ostatnią płytę koncertów najwidoczniej zdali sobie sprawę, że ze względu na wiek jest to dla nich zbyt męczące. A wydanie kolejnego albumu wiązałoby się przecież z następną trasą. Stanęło więc na tym, że po zagraniu zaplanowanych koncertów grupa oficjalnie kończy działalność. Uważam to za świetną decyzję. Obecnie trwający powrót to miła niespodzianka dla fanów, którzy chcieli jeszcze usłyszeć i zobaczyć Sabbath z Ozzym. Jednak "13" tak naprawdę niczego nowego ani istotnego do twórczości grupy nie wniósł. Z jednej strony jest to całkowicie zrozumiałe - jaki byłby sens w powrocie Black Sabbath po tylu latach, gdyby grupa nagle zaproponowała zupełnie inną muzykę? Z drugiej strony, równie dobrze mogło skończyć się na koncertach. Na pocieszenie, że nie powsta