Posty

Wyświetlam posty z etykietą rock progresywny

[Recenzja] Merkabah - "Million Miles" (2017)

Obraz
Poznałem tę płytę o kilka miesięcy za późno, by recenzować ją w ramach bieżących wydawnictw. A potem przez kilka lat nie znajdowałem powodu, by ze wszystkich zaległości wybrać właśnie ją. Cały ten czas miałem ją jednak na swojej liście albumów do opisania i miesiąc polskich recenzji to niepowtarzalna okazja, by w końcu to zrobić. "Million Miles" to trzecie pełnowymiarowe wydawnictwo warszawskiego kwartetu Merkabah, łączącego w swojej muzyce inspiracje avant-progiem, jazzem free, post-rockiem oraz metalem. Kapela niespodziewanie rozwiązała się kilka lat temu, odwołując nawet zaplanowane koncerty (i tak by się nie odbyły z powodu pandemii, ale w styczniu 2020 roku nikt tego nie mógł przewidzieć), więc "Million Miles" pozostaje jej ostatnim longplayem. No i fajnie, bo tutaj udało się grupie znaleźć najlepsze proporcje pomiędzy poszczególnymi komponentami jej stylu. Czytaj też:  [Recenzja] Maestro Trytony - "Enoptronia" (1996) Po niezwykle intensywnym, ciężkim

[Recenzja] Maestro Trytony - "Enoptronia" (1996)

Obraz
Jeżeli lata 80. w polskiej muzyce rozrywkowej były czasem niepohamowanego naśladowania zachodnich kapel, to po rozpadzie bloku wschodniego i otwarciu granic z Zachodem nie było już tak łatwo ukrywać braku oryginalności. To wtedy, od początku kolejnej dekady, zaczęła się rozwijać w naszym kraju scena niezależna, a jednym z tego przejawów było powstanie nowego, unikalnego na skalę światową nurtu yass. Nie był to właściwie nowy styl, ale jego przedstawicieli łączyła skłonność do improwizacji oraz mieszania różnych rodzajów muzyki, od jazzu, przez rock, po folk. Jedną z głównych postaci yassowej sceny - a konkretnie jej bydgoskiej frakcji skupionej przy klubie Mózg - był gitarzysta Tomasz Gwinciński. Wraz ze Sławomirem Janickim i Jackiem Buhlem współtworzył Trytony, której debiutancki album był pierwszą płytą yassową. Z czasem jednak Gwinciński postanowił zastąpić pozostałą dwójkę muzykami z kręgów poważki. Tak powstał kwintet Maestro Trytony. Debiutancki album "Enoptronia" (od g

[Recenzja] Half Empty Glasshouse - "The Exit Is Over There!" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 6.05-12.05 Mam wrażenie, że dopiero co recenzowałem debiut Half Empty Glasshouse - album "Restricted Repetitive Behaviour" ukazał się w październiku - a już do odsłuchu udostępnione zostało kolejne wydawnictwo tego nowozelandzkiego projektu. Znów niezwykle interesujące, choć zdecydowanie inne od poprzednika. Pierwsza płyta to udana i fascynująca próba zastosowania techniki dwunastotonowej - dodekafonii - w kompozycjach wywodzących się z noise rocka i post-punku. Tym razem stojący za tym projektem Charlie Jijari postanowił oddać hołd takim twórcom, jak Igor Strawiński, Dmitrij Szostakowicz i Ornette Coleman. Tym, co łączyło całą trójkę, było tworzenie postępowej muzyki, burzącej dotychczasowe zasady. A także reakcja niegotowej na nowe doznania publiczności. Paryska premiera baletu "Święto wiosny" Strawińskiego wywołała zamieszki wśród widzów; wielu z nich opuściło teatr odczuwając zniesmaczenie licznymi dysonansami i pogańską tematyką. Szostakiewicz po

[Recenzja] Reportaż - "Reportaż" (1988)

Obraz
Cykl "Polskie ejtisy" #5 Chociaż polska muzyka lat 80. kojarzy się głownie ze skrajnie merkantylnym rockiem, działały tu także kapele o zdecydowanie mniej komercyjnych aspiracjach. Jeden z tych zespołów, Reportaż, nagrał nawet album dla dużej państwowej wytwórni Tonpress. Takie były czasy - nikt nie przejmował się tym, czy dany album się sprzeda, bo ewentualne straty finansowe obciążały budżet państwa, a nie prywatne kieszenie. Decydenci nie musieli mieć żadnego pojęcia o muzyce, wystarczyło wiedzieć, czego nie życzy sobie ówczesna władza. Z tego względu nie przeszedł oryginalny tytuł longplaya, "Wybór", bo przecież Polacy żadnego prawdziwego wyboru mieć nie mieli. Ale mieli chociaż jakiś wybór co do muzyki i zamiast kolejnej kapeli zrzynającej z The Police czy Talking Heads, mogli sięgnąć po zespół zapatrzony w ruch Rock in Opposition. Co, przynajmniej w teorii, może wydawać się dobrą alternatywą. Grupa Reportaż powstała na początku dekady, w środowisku związanym r

[Recenzja] SBB - "SBB" (1974)

Obraz
Gdybym miał wskazać dwa najlepsze polskie albumy rockowe, byłyby to "Niemen vol. 1" oraz "Niemen vol. 2" Grupy Niemen (w przypadku, gdy tylko jeden, to wybrałbym "Marionetki", czyli zbiorcze wydanie tamtych dwóch). Polski rock nigdy wcześniej ani póżniej nie był tak błyskotliwy i oryginalny. Bo mimo wyraźnych wpływów zachodniego proga, fusion, a nawet XX-wiecznej awangardy, powstał naprawdę unikalny materiał, jako całość nieprzypominający żadnego konkretnego twórcy z kraju czy zagranicy. To zasługa kreatywności nie tylko Czesława Niemena, ale też towarzyszących mu muzyków: trębacza Andrzeja Przybielskiego, kontrabasisty Helmuta Nadolnego, gitarzysty basowego i klawiszowca Józefa Skrzeka, gitarzysty Antymosa Apostolisa oraz perkusisty Jerzego Piotrowskiego. Ostatnia trójka tworzyła wcześniej grupę o wszystko mówiącej nazwie Silesian Blues Band. Po rozstaniu z Grupą Niemen - w zależności od źrodła, po konflikcie z liderem lub z powodu nierównego traktowania

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

Obraz
Jedną z najlepszych decyzji, jakie podjąłem w trakcie tych dwunastu lat prowadzenia tej strony - dwunasta rocznica wypada dokładnie dzisiaj - było przekonanie się do subskrypcji serwisów oferujących streaming muzyki. Łatwy dostęp do muzyki z każdego miejsca i na każdym urządzeniu niezwykle ułatwia poznawanie nowych płyt oraz pisanie o nich. Za niewielką miesięczną opłatę zyskuje się dostęp do znacznej części istniejącej muzyki. Znacznej, ale nie całej. Czasem trzeba się wspomagać innymi źródłami, a i to nie zawsze jest łatwe. Przykładem może być twórczość grupy Light Coorporation. Jeszcze jakiś czas temu można było zapoznać się z nią na Bandcampie, ale obecnie zostały już tylko pojedyncze nagrania na YouTube i Souncloudzie. Aby przypomnieć sobie i zrecenzować debiutancki "Rare Dialect" musiałem kupić fizyczny egzemplarz, co jest pierwszą taką sytuacją na przestrzeni tych dwunastu lat. Trudno zrozumieć, dlaczego muzyka Light Coorporation niemal całkiem zniknęła z sieci. Raczej

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

Obraz
Tytuł ósmego albumu Present - ukazującego się po piętnastoletniej przerwie wydawniczej - bardzo wyraźnie podkreśla, że to jeszcze nie koniec. Najprawdopodobnie to jednak właśnie koniec, biorąc pod uwagę, że w trakcie prac nad materiałem zmarł Roger Trigaux - gitarzysta, klawiszowiec i główny kompozytor grupy. To on pod koniec lat 70., gdy po nagraniu dwóch płyt z Univers Zero opuścił tamten zespół, założył Present i przez kolejne dziesięciolecia niestrudzenie stał na jego czele, pomimo braku komercyjnych sukcesów, o jakie zresztą grupy z kręgu Rock In Opposition wcale nie zabiegały. W nagraniach, oprócz Trigaux, udział wzięło wiele znaczących postaci sceny avant-progowej, jak perkusista Dave Kerman (5uu's, Thinking Plague, U Totem), gitarzysta François Mignot (Scherzoo) czy klawiszowiec Pierre Chevalier (Aranis, Univers Zero). Nie trudno więc zgadnąć, w jakim stylu utrzymany jest "This Is NOT the End". To rock progresywny w tej najbardziej awangardowej odmianie, przy czym

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)

Obraz
Płyta tygodnia 1.04-7.04 Naprawdę sporo tym razem przesłuchałem albumów, aby wybrać ten najciekawszy. I ostatecznie padło na jeden z przesłuchanych najwcześniej, bo i najbardziej przeze mnie wyczekiwanych. Extra Life należy w końcu do grona tych rockowych zespołów, którym w XXI wieku udało się wypracować bardzo idiomatyczny styl. Debiutancki album "Secular Works" z 2008 roku przyniósł intrygującą fuzję klasycznego proga, math rocka oraz klasycznej muzyki mediewalnej. Kolejne dwie płyty nie były już tak porywające, a zespół zawiesił działalność. Dwa lata temu powrócił jednak z zaskakująco udanym "Secular Works, Vol. 2", bardziej dojrzałym i dopracowanym od pierwowzoru. Z oryginalnego składu pozostał wyłącznie śpiewający gitarzysta i klawiszowiec Charlie Looker, jednak to on był zawsze mózgiem Extra Life, a jego niekonwencjonalny, jak na rock, sposób śpiewania - inspirowany twórczością Guillauma de Machauta i ogólnie muzyką epoki ars nova - jest głównym wyróżnikiem ze

[Recenzja] Can - "Live in Paris 1973" (2024)

Obraz
Trochę się już obawiałem, że seria archiwalnych koncertówek Can nie będzie kontynuowana. Na szczęście, pomimo zeszłorocznej przerwy, właśnie ukazała się czwarta jej odsłona. Tym razem sięgnięto jeszcze głębiej do szuflady, wybierając najstarszy jak dotąd materiał. "Live in Paris 1973" to zapis występu z 23 lutego '73 w słynnej paryskiej sali koncertowej L'Olympia. Był to jeden z ostatnich koncertów w tym najbardziej klasycznym kwintecie, z wokalistą Damo Suzukim. Premiera wydawnictwa zbiegła się zresztą w czasie z wieścią o śmierci tego muzyka. Z Can Suzuki nagrał trzy najsłynniejsze, najbardziej cenione albumy: "Tago Mago", "Ege Bamyasi" i "Future Days", po czym na wiele lat wycofał się z grania w związku ze wstąpieniem do Świadków Jehowy. W ostatnich latach, mimo walki z toczącą go od dekady chorobą nowotworową, był znów aktywny, koncertując z młodszymi grupami, jak black midi czy Spiritczualic Enhancement Center. Czytaj też:  [Recenzja

[Recenzja] Michael Mantler - "The Hapless Child and Other Inscrutable Stories" (1976)

Obraz
"The Hapless Child and Other Inscrutable Stories" to Michaela Mantlera próba stworzenia albumu rockowego. Do tamtej pory komponował głównie na duże składy jazzowe, jak The Jazz Composer's Orchestra czy Liberation Music Orchestra. Tym razem również do wykonania zaprosił instrumentalistów o przede wszystkim jazzowym doświadczeniu - Carlę Bley, Jacka DeJohnette, Terjego Rypdala i Steve'a Swallowa - lecz kazał im wcielić się w rolę muzyków rockowego kwintetu. Kwintetu, bo składu dopełnił Robert Wyatt, już częściowo sparaliżowany po wypadku, dlatego udzielający się tu jedynie w roli wokalisty. Drobny wkład w materiał miał też Nick Mason z Pink Floyd, odpowiedzialny za kwestie techniczne i partie mówione. Wspomnieć trzeba o jeszcze jednym nazwisku. Sześć zawartych tu kompozycji Mantlera to hołd dla twórczości Edwarda Goreya, zresztą autora wszystkich tekstów oraz ilustracji z okładki. Czytaj też:  [Recenzja] The Jazz Composer's Orchestra - "The Jazz Composer's

[Recenzja] Älgarnas Trädgård - "Framtiden är ett svävande skepp, förankrat i forntiden" (1972)

Obraz
Pół wieku temu Szwecja miała naprawdę mocną scenę niezależną, ściśle powiązaną z lewicowym, antykomercyjnym ruchem progg, którego wbrew nazwie nie nalży utożsamiać wyłącznie z rockiem progresywnym. Twórców kojarzonych z tym zjawiskiem łączyła głównie niechęć do mainstreamu, ale też przeważnie rozległe inspiracje, wśród których obok wpływów różnych nurtów anglosaskiego rocka częste były nawiązania do muzyki nordyckiej. Jednym z wyróżników są także teksty w języku szwedzkim. Wsród najciekawszych reprezentantów tej sceny wymieniłbym na pewno grupy Samla Mammas Manna, Kultivator, Internation Harvester czy  Älgarnas Trädgård. Ta ostatnia mimo trwającej kilka lat działalności działalności - od 1969 do 1976 roku - pozostawiła po sobie stosunkowo niewiele muzyki. W epoce ukazał się tylko jeden album göteborskiego sekstetu,  "Framtiden är ett svävande skepp, förankrat i forntiden". Podczas prób nagrania jego następcy doszło do rozłamu w zespole.  Cześć muzyków zespołu miała dość ciągł

[Recenzja] Extra Life - "Secular Works" (2008)

Obraz
Z cudem graniczy znalezienie w XXI wieku płyt, które nawiązywałyby do stylistyki klasycznego rocka progresywnego, a jednocześnie zachowałyby jego postępowe podejście. "Secular Works", debiutancki album nowojorskiego kwartetu Extra Life, to jeden z tych rzadkich przykładów. Zespół proponuje tu zarówno współczesne rozwiązania - choćby w kwestii brzmienia czy budowy utworów - jak i bardziej tradycyjne, słyszalne w aranżacjach, nawiązujących do muzyki dawnej, czego niemal nie spotyka się w dzisiejszym rocku. "Secular Works" to w rezultacie przedziwna mieszanka nowoczesnego grania z okolic math rocka oraz wpływów muzyki z późnego średniowiecza, z okresu ars nova. Efekt brzmi trochę jak uwspółcześniony, dostosowany do obecnych standardów Gentle Giant. Nawet wokal może się kojarzyć z Kerrym Minnearem czy Philem Shulmanem, choć niebezzasadne są też porównania z Morrisseyem - Charlie Looker ma zbliżoną barwę głosu, ale zupełnie inny sposób śpiewania, inspirowany twórczością

[Recenzja] Half Empty Glasshouse - "Restricted Repetitive Behaviour" (2023)

Obraz
Pełny tytuł debiutanckiego albumu tej anonimowej nowozelandzkiej grupy brzmi: "Restricted Repetitive Behaviour: An Experiment in the Application of Classical 12-Tone Technique to Contemporary Post-Punk Composition". W zasadzie trudno o bardziej zwięzły, a zarazem adekwatny opis zawartej tu muzyki. Warto jednak nieco rozwinąć zamysł stojący za tym wydawnictwem. Wspomniana w tytule technika dwunastotonowa, lepiej znana jako dodekafonia, to kompozytorska metoda, która rozwinęła się na początku XX wieku, w ramach tzw. drugiej szkoły wiedeńskiej skupionej wokół Arnolda Schönberga. Technika polega m.in. na wykorzystaniu w kompozycji wszystkich dwunastu dźwięków skali stosowanej w muzyce zachodniej, przy czym żaden dźwięk nie może się powtórzyć przed wybrzmieniem pozostałych. Twórcy stojący za projektem Half Empty Glasshouse postanowili wykorzystać ten sposób komponowania w muzyce stylistycznie bliskiej post-punku czy noise rocka. Wybór nieprzypadkowy, bo jak sami twierdzą, taka sty

[Recenzja] PoiL Ueda - "Yoshitsune" (2023)

Obraz
Współpraca francuskiej grupy PoiL, inspirującej się avant-progiem i math rockiem, z japońską artystką Junko Ueda, specjalizującą się w tradycyjnym śpiewie shōmyō oraz grze na lutni satsuma biwa, mogła wydawać się jednorazowym projektem. Tymczasem niewiele ponad pół roku od wydania "PoiL / Ueda", ukazuje się kolejna odsłona tego międzykulturowego spotkania. "Yoshitsune" to sequel, kontynuujący historię opowiedzianą na poprzedniku od miejsca, gdzie została przerwana. Także pod względem muzycznym spokojnie mógłby to być ciąg dalszy tamtego albumu. Ma to swoje dobre, ale też złe strony. Z jednej strony cieszy możliwość usłyszenia trochę więcej tak intrygującej muzyki, w oryginalny sposób łączącej wpływy odległej czasowo, geograficznie i kulturowej tradycji z współczesnością naszego regionu. A z drugiej - tym razem brak już tego elementu zaskoczenia. Czytaj też:  [Recenzja] PoiL & Junko Ueda - "PoiL / Ueda" (2023) O ile pierwszy wspólny album Uedy i PoiL do

[Recenzja] Monika Roscher Bigband - "Witchy Activities and the Maple Death" (2023)

Obraz
Niemcy muzycznie już od dawna nie imponują. A mowa przecież o kraju z bardzo bogatą tradycją muzyczną. Zresztą nawet ograniczając się do rozrywki, w drugiej połowie lat 60. i przez całą kolejną dekadę nasi zachodni sąsiedzi byli prawdziwą potęgą, wypuszczając niesamowite ilości świetnego jazzu, krautrocka czy progresywnej elektroniki. Ostatnie cztery dekady nie przyniosły jednak aż tak wielu godnych odnotowania wydawnictw, szczególnie poza muzyką elektroniczną. Mają też w czym wybierać miłośnicy metalu, ale w kategorii jazzu czy postępowego rocka nie dzieje się tam prawie nic ciekawego, Czasem jednak trafiają się i takie płyty, jak  "Witchy Activities and the Maple Death". To trzecie pełnowymiarowe dzieło big bandu Moniki Roscher, formalnie wykształconej kompozytorki i gitarzystki, zajmującej się też tworzeniem muzyki do spektakli teatralnych oraz produkcji filmowych. Cały materiał na longplay został skomponowany, zaaranżowany i wyprodukowany przez liderkę (tylko w tym ostatn