Posty

[Recenzja] Fripp & Eno - "(No Pussyfooting)" (1973)

Obraz
Do współpracy Roberta Frippa i Briana Eno doszło spontanicznie, lecz jej efekt odegrał znaczną rolę w rozwoju muzyki elektronicznej. Rok 1972 okazał się punktem zwrotnym w karierach obu muzyków Pierwszy z nich był niezadowolony z kierunku, w jakim zaczął zmierzać King Crimson po wydaniu albumu "Islands" - w połowie roku rozwiązał ówczesny skład i rozpoczął poszukiwania nowych muzyków. Drugi czuł natomiast, że posada klawiszowca Roxy Music za bardzo ogranicza jego artystyczną swobodę. Obaj potrzebowali czegoś nowego. We wrześniu wspomnianego roku Eno zaprosił Frippa do swojego domowego studia, gdzie zaprezentował mu skonstruowane przez siebie urządzenie, będące de facto dwoma połączonymi magnetofonami. Nie był to jego oryginalny wynalazek. Podobnych konstrukcji używali wcześniej różni przedstawiciele minimalizmu, jak Terry Riley, Steve Reich czy Pauline Oliveros. Jednak możliwości, jakie dawał ten sprzęt, zainteresowały Frippa na tyle, że od razu postanowił go wypróbować. Magn

[Recenzja] Larry Coryell - "Spaces" (1970)

Obraz
Cykl poświęcony jazzowym gitarzystom powiększa się o kolejne nazwisko, którego nie powinno w nim zabraknąć. Larry Coryell nie od razu wiązał swoją przyszłość z byciem muzykiem. Rozpoczął studia dziennikarskie, granie na gitarze traktując jako dodatkowe zajęcie. Wkrótce jednak postanowił poświęcić się wyłącznie muzyce. Najpierw trafił do zespołu Chico Hamiltona, a następnie nawiązał współpracę z Garym Burtonem. W tym samym okresie - była to druga połowa lat 60. - wielkie wrażenie zrobił na nim Jimi Hendrix. Pod jego wpływem zmienił swój sposób gry, stając się jednym z pionierów fuzji jazzu i rocka. Album "Out of Sight and Sound" z 1967 roku, nagrany przez założoną przez Coryella grupę The Free Spirits, bywa uznawany za pierwszą płytę jazz-rockową (jego historyczne znaczenie nie idzie jednak w parze z artystyczną wartością). Gitarzysta trzymał się stylistyki fusion przez znaczną część kariery, grając m.in. u boku Michała Urbaniaka czy Jacka Bruce'a, choć zdarzały mu się tak

[Recenzja] Godspeed You! Black Emperor - "G_d's Pee At State's End!" (2021)

Obraz
Dwie pozycje w pierwszej pięćdziesiątce ogólnego rankingu Rate Your Music to całkiem niezłe osiągnięcie. Zwłaszcza gdy mowa o wykonawcy, który działa kompletnie poza głównym nurtem, grając muzykę o zupełnie niekomercyjnym charakterze. Kanadyjski Godspeed You! Black Emperor to jednak prawdziwie kultowa kapela wśród wszelkiej maści hipsterów i specjalizujących się w niezalu krytyków. Szczerze przyznaję, że nie rozumiem tak wielkich zachwytów nad owymi dwoma albumami, zresztą najstarszymi w dyskografii grupy "F♯A♯∞" i "Lift Yr. Skinny Fists Like Antennas to Heaven!". Wypełnia je muzyka, która świetnie sprawdziłaby się chociażby w roli ścieżki dźwiękowej do jakiegoś filmu, trochę jednak zbyt rozwlekła, jednostajna i mało charakterystyczna, bym potrafił słuchać jej w skupieniu przez dłuższy czas. Nieco inne wrażenia mam jednak w przypadku najnowszego, dopiero co wydanego "G_d's Pee At State's End!". W zasadzie zespół stawia tu na sprawdzone rozwiązania

[Recenzja] Samla Mammas Manna - "Samla Mammas Manna" (1971)

Obraz
Samla Mammas Manna, używający też szyldów Zamla Mammaz Manna i Von Zamla, to kultowy, choć wciąż słabo znany zespół. Przez długi czas pozostawał praktycznie nieznany poza rodzimą Szwecją, gdyż tylko tam ukazywały się jego albumy. Trochę zmieniło się to pod koniec lat 70., gdy wspólnie z kilkoma innymi europejskimi grupami spoza głównego nurtu zapoczątkował ruch Rock in Opposition. Organizowane pod tą nazwą koncerty umożliwiły Szwedom dotarcie do słuchaczy z innych krajów. W porównaniu z pozostałymi założycielami RiO, muzyka grana przez Samla Mamams Manna ma zaskakująco wręcz przystępny charakter. Zdecydowanie bliżej jej do dokonań Franka Zappy lub niektórych przedstawicieli sceny Canterbury, niż zupełnie abstrakcyjnej, inspirowanej współczesną awangardą twórczości Henry Cow czy Univers Zero. Zawartość eponimicznego debiutu Samla Mammas Manna najłatwiej chyba określić jako połączenie rocka, jazzu i wygłupów. Znalazło się tutaj jedenaście stosunkowo krótkich, w większości instrumentalnyc

[Recenzja] Barre Phillips ‎- "Mountainscapes" (1976)

Obraz
Wśród najważniejszych muzyków współpracujących z niemiecką wytwórnią ECM wspomnieć należy o Barre Phillipsie. To jeden z największych wirtuozów kontrabasu. Karierę zaczynał u progu lat 60. w rodzimym San Francisco. Wkrótce przeniósł się do Nowego Jorku, a pod koniec dekady wyemigrował do Europy, gdzie mieszka do dziś. Właśnie tutaj zdobył zasłużone uznanie, stając się jednym z czołowych przedstawicieli europejskiej sceny muzyki improwizowanej. Nagrywał płyty na instrument solo, w duetach (np. z Davidem Hollandem) oraz małych składach (jak wpływowe The Trio z Johnem Surmanem i Stu Martinem), a także w większych zespołach, na czele z dowodzoną przez Barry'ego Guya The London Jazz Composers' Orchestra. W trakcie swojej długoletniej kariery współpracował też z takimi muzykami, jak Eric Dolphy, Ornette Coleman, Peter Brötzmann, Evan Parker, Paul Bley, Terje Rypdal czy Derek Bailey. Dla ECM nagrał wiele płyt, wśród których szczególną estymą cieszy się "Mountainscapes" z 197

[Recenzja] Kraftwerk - "Autobahn" (1974)

Obraz
"Autobahn" to pierwszy prawdziwy sukces Kraftwerk, ale też pierwszy album zespołu, do którego muzycy się przyznają. W przeciwieństwie do trzech poprzednich, można go bez problemu znaleźć na legalnych fizycznych nośnikach oraz w oficjalnym streamingu. Powszechnie przyjmuje się też, że to tutaj nastąpił drastyczny przełom stylistyczny, w którego dokonaniu - przynajmniej po części - pomogło dołączenie do składu dwóch dodatkowych muzyków, Klausa Rödera i Wolfganga Flüra. Udział tej dwójki jest tu jednak niewielki, a z tym punktem zwrotnym to też nie do końca prawda. Druga strona winylowego wydania to w dużym stopniu rozwinięcie wcześniejszych pomysłów, szczególnie z albumu "Ralf und Florian". Czymś ewidentnie nowym, wyznaczającym kierunek dla dalszych poszukiwań, jest natomiast wypełniająca pierwszą stronę kompozycja tytułowa. Blisko dwudziestotrzyminutowy "Autobahn" opiera się na bardzo melodyjnej, chwytliwej linii basu z syntezatora Mooga oraz motoryczny

[Recenzja] Ride - "Nowhere" (1990)

Obraz
Shoegaze, styl zapoczątkowany przez grupę My Bloody Valentine, znalazł licznych naśladowców. Połączenie zgiełkliwego brzmienia z popowymi melodiami oraz onirycznym nastrojem okazało się całkiem niezłym pomysłem na granie, choć także dość ograniczającym. Kolejne zespoły nie zdołały poszerzyć ram tej stylistyki, a w rezultacie pamiętają dziś o nich tylko najbardziej zagorzali miłośnicy shoegaze’u. Zapewne na palcach jednej ręki dałoby się policzyć przedstawicieli, którym udało się szerzej zaistnieć. Należy do nich grupa Ride, założona u samego schyłku lat 80. Przez dwóch śpiewających gitarzystów, Andy’ego Bella i Marka Gardenera. Składu dopełnili basista Steve Querall oraz perkusista Laurence Colbert. Jako swoje główne inspiracje kwartet wymieniał My Bloody Valentine, The Stone Roses, Sonic Youth czy The Smiths, co doskonale słychać w jego twórczości. Ride dał się poznać szerokiej publiczności w 1990 roku. Na przestrzeni dwunastu miesięcy ukazały się kolejno trzy EPki, a następnie długog

[Recenzja] Spisek Sześciu - "Complot of Six" (1975)

Obraz
W połowie lat 70. fusion całkowicie zdominowało jazzowy mainstream, także w Polsce. To wtedy debiutowały takie grupy, jak np. Extra Ball, Laboratorium czy Spisek Sześciu. Ostatnia z nich powstała w 1972 roku z inicjatywy saksofonisty Włodzimierza Wińskiego. Zgodnie z nazwą był to sekstet, którego składu dopełnili trębacz Zbigniew Czwojda, puzonista Leszek Paszko, klawiszowiec Bogusław Razik i basista Andrzej Pluszcz, a także kilku kolejnych bębniarzy. Muzycy zaczynali od grania hard-bopu i funku, sięgając też po elementy korzennych pieśni afroamerykańskich. Z czasem jednak odkryli elektryczne albumy Milesa Davisa, Herbiego Hancocka czy Weather Report, co skierowało ich w stronę muzyki fusion, o lekko freejazzowych naleciałościach. W tym okresie nagrali swój jedyny, jak się okazało, album "Complot of Six". Już w następnym roku zespół się rozpadł. Wiński i Paszko kontynuowali działalność z innymi współpracownikami pod skróconym szyldem Spisek, a pozostali założyli grupę Crash.