Posty

[Recenzja] Nico - "The Marble Index" (1968)

Obraz
Christa "Nico" Päffgen, urodzona tuż przed wojną w nazistowskich Niemczech, karierę zaczynała przede wszystkim jako modelka i aktorka. Wystąpiła m.in. w "Słodkim życiu" Federico Felliniego, a jej podobizna znalazła się na okładce "Moon Beams" słynnego jazzowego pianisty Billa Evansa. Jako wokalistka po raz pierwszy wystąpiła w 1965 roku na singlu "I'm Not Sayin'", nagranym z pomocą Briana Jonesa i Jimmy'ego Page'a. Jednak jej kariera muzyczna na dobre rozpoczęła się dopiero dwa lata później, gdy po sugestii Andy'ego Warhola dołączyła do The Velvet Underground. Odegrała stosunkowo niewielką, ale znaczącą rolę na słynnym albumie z bananową okładką. Mimo tego, wiele osób postrzegało ją wyłącznie jako urodziwą ozdobę zespołu, pozbawioną muzycznego talentu. Zarówno to, jak i niechęć pozostałych muzyków, doprowadziło do odejścia Nico z zespołu. Nie zamierzała jednak kończyć z muzyczną działalnością. Solową karierą dowiodła swojej wa

[Recenzja] The Pretty Things - "S.F. Sorrow" (1968)

Obraz
The Pretty Things zaczynał bardzo niepozornie. Trzy pierwsze płyty, opublikowane w latach 1965-67, były niezbyt ciekawą i delikatnie spóźnioną odpowiedzią na dokonania grup w rodzaju The Rolling Stones czy The Animals. A potem nagle ukazał się "S.F. Sorrow" - prawdopodobnie pierwsza opera rockowa w historii fonografii i zarazem jedno z największych dzieł brytyjskiego rocka psychodelicznego, porównywalne z najlepszymi albumami Beatlesów, Pink Floyd i Traffic w tej stylistyce. To jedna z największych przemian muzycznych, jakie kiedykolwiek nastąpiły w tak krótkim czasie. Jeszcze wydany w poprzednim roku "Emotions" silnie osadzony jest w muzyce pierwszej połowy dekady, jedynie sporadycznie zdradzając, że członkom zespołu nie obce są współczesne trendy. "S.F. Sorrow" to już w każdym calu muzyka na miarę końca lat 60., zaaranżowana ze znacznie większym kunsztem i kreatywnością, a przy tym o wiele bardziej różnorodna, wyrazista i finezyjna pod względem melodycz

[Recenzja] Jazz Q - "Pori Jazz 72" (2020)

Obraz
Wydawnictwo GAD Records od lat robi świetną robotę, publikując archiwalne materiały wykonawców z naszej części Europy. Jedną z najnowszych pozycji w jej katalogu jest zapis koncertu, jaki czechosłowacka grupa Jazz Q Praha zagrała 15 lipca 1972 roku na fińskim festiwalu Pori Jazz. Zespół jedynie rozgrzewał publiczność przed występem Chicka Corei, dostając zaledwie czterdzieści minut, co nie przeszkodziło mu zagrać w absolutnie porywający sposób. Przez długie lata można było tylko się tego domyślać. Bo przecież gdyby występ się nie udał, to muzycy pewnie nie byliby skłonni zamieszczać na swoim albumie "Pozorovatelna (The Watch Tower)" utworu upamiętniającego to wydarzenie - napisanego zresztą specjalnie na ten występ "Pori 72". Dopiero w ostatniej dekadzie, w archiwum fińskiego nadawcy telewizyjno-radiowego YLE, znaleziono taśmy z zapisem koncertu. Jednak lider zespołu, Martin Kratochvíl, wcale nie był przekonany do publikacji tego materiału, doszukując się potknięć m

[Recenzja] Autechre - "PLUS" (2020)

Obraz
Bez żadnej wcześniejszej zapowiedzi, zaledwie dwanaście dni po premierze "SIGN", duet Autechre wypuścił drugi w tym roku album. Fizyczna wersja "PLUS" pojawi się dopiero za jakieś dwa tygodnie, ale całość można już legalnie odsłuchać na Bandcampie i w serwisach streamingowych. Zarówno tytuł, jak i przede wszystkim okładka "PLUS", zdają się sugerować, że to bezpośrednia kontynuacja lub jedynie suplement do poprzedniego wydawnictwa Brytyjczyków. Takie domysły nie znajdują jednak potwierdzenia. Po pierwsze, to pełnoprawny album, który broni się jako samodzielne dzieło. Po drugie, to wydawnictwo o zupełnie innym charakterze. W pewnym sensie jednak uzupełnia bardzo komunikatywny "SIGN", bo pokazuje bardziej eksperymentalne i abstrakcyjne, choć wcale nie jakoś bardzo trudne w odbiorze, oblicze Seana Bootha i Roba Browna. Swoją drogą ciekawe, czy planowana jest jakaś kontynuacja. Album o tytule "MINUS" mógłby być ciekawym domknięciem trylogii,

[Recenzja] Wobbler - "Dwellers of the Deep" (2020)

Obraz
Paradoks głównego nurtu rocka progresywnego polega na tym, że wykonawcy, którzy sami poszukiwali nowych rozwiązań, nie byli w stanie do podobnych poszukiwań zainspirować swoich naśladowców. Muzyka, która zgodnie ze swoją nazwą miała stale się rozwijać, poszerzając granice rocka, okazała się ślepą uliczką. Zarówno dla tych oryginalnych przedstawicieli tego nurtu, dla których obrana konwencja szybko stała się ograniczeniem, jak i dla ich epigonów, którzy nawet nie próbują zaproponować czegoś własnego, a jedynie imitują muzykę z przełomu lat 60. i 70. Często zresztą w zupełnie nieudolny sposób, albo przez brak wystarczających umiejętności kompozytorskich, aranżacyjnych i wykonawczych, albo przez brak dobrego poczucia smaku, przez co czerpią z proga te niekoniecznie dobre pomysły. Nierzadko całkowicie wypaczają istotę takiej muzyki, błędnie zakładając, że chodzi w niej o granie jak najdłuższych utworów, przeładowanych mnogością motywów, zmian nastroju i popisowych solówek, najlepiej w jak

[Recenzja] Last Exit - "Last Exit" (1986)

Obraz
Co może powstać z połączenia free jazzu i noise rocka? Pozwalają się o tym przekonać dokonania kwartetu Last Exit, który obrał sobie za cel zrobienie na jazzowej scenie dokładnie tego samego, co dekadę wcześniej punk uczynił z rockiem. Inicjatorem tego przedsięwzięcia był Bill Laswell, człowiek niezwykle otwarty na różne rodzaje muzyki. W samych latach 80. współpracował, jako producent, z tak różnymi wykonawcami, jak Herbie Hancock, Mick Jagger, Fela Kuti, Afrika Bambaataa,  Public Image Ltd czy  Motörhead. Był też basistą łączącego jazz, funk i post-punk Material oraz należącego do nurtu no wave Massacre, w którym występowali też m.in. Fred Firth i Charles Hayward. Pod szyldem Last Exit również zebrał mocarną ekipę. Saksofonista  Peter Brötzmann to jeden z czołowych europejskich free-jazzmanów, autor słynnego "Machine Gun", czyli jednej z najbardziej radykalnych płyt lat 60. Gitarzysta Sonny Sharrock grywał m.in. z Pharoahem Sandersem i Milesem Davisem, a jako solista zwró

[Recenzja] Univers Zero - "Ceux Du Dehors" (1981)

Obraz
Univers Zero był jednym z tych zespołów, które najdalej przesunęły granice rocka, praktycznie całkiem zrywając z rozrywkowym charakterem tej muzyki, proponując własną wersję XX-wiecznej poważnej kameralistyki. Muzycy oparli swoje brzmienie przede wszystkim na takich instrumentach, jak skrzypce, altówka, obój, fagot, fisharmonia czy organy, wspartych jednak przez grającą z rockową dynamiką sekcję rytmiczną. Na dwóch pierwszych albumach, eponimicznym debiucie (znanym też jako "1313") oraz "Heresie", dochodziły do tego jeszcze sporadyczne partie gitary. Jednak w związku z odejściem Rogera Trigaux, trzeci w dyskografii "Ceux Du Dehors" pozbawiony jest tego instrumentu. Nowym członkiem zespołu został Andy Kirk, który w przeciwieństwie do swojego poprzednika grał wyłącznie na instrumentach klawiszowych. W tym także na melotronie - instrumencie nadużywanym przez niektórych przedstawicieli głównego nurtu rocka progresywnego, przeważnie w celu uzyskania symfoniczne

[Recenzja] Sonic Youth - "EVOL" (1986)

Obraz
"EVOL" to z kilku powodów jeden z najważniejszych albumów w dyskografii Sonic Youth. To właśnie tutaj zadebiutował najbardziej trwały skład, z Kim Gordon, Thurstonem Moore'em, Lee Ranaldo oraz nowym bębniarzem Steve'em Shelleyem. Ta czwórka tworzyła zespół do samego końca (choć przez ostanie kilkanaście lat towarzyszył im jeszcze piąty muzyk). Pod względem muzycznym jest to natomiast album przejściowy, pomiędzy tym bezkompromisowym, eksperymentalnym Sonic Youth z pierwszych wydawnictw, a tym z późniejszych płyt, bardziej przystępnym, odnoszącym nawet komercyjne sukcesy. Już na poprzednim w dyskografii "Bad Moon Rising" spod gitarowego zgiełku zaczęły nieśmiało przebijać się wyraźniej zaznaczone melodie. Na "EVOL" to często jazgot musi przedzierać się przez zdecydowanie bardziej melodyjne granie. Utwory w rodzaju "Tom Violence", "Green Light" i singlowego "Star Power" (nie wspominając już o przeróbce " Bubblegum&qu