Posty

[Recenzja] Gong - "Expresso II" (1978)

Obraz
Niedługo po nagraniu "Gazeuse!"/"Expresso", zespół opuścił kolejny z jego kluczowych członków - występujący w nim od samego początku Didier Malherbe. Wraz z nim odeszli Francis Moze, Allan Holdsworth i Mino Cinelu. Kontrakt wymuszał jednak nagranie jeszcze jednego albumu pod szyldem Gong. Pierre Moerlen, Benoit Moerlen i Mireille Bauer uzupełnili więc skład o amerykańskiego basistę Hansforda Rowe'a, we czwórkę napisali parę nowych kawałków,  a następnie zorganizowali sesję z kilkoma dodatkowymi instrumentalistami, wśród których znaleźli się Holdsworth, Mick Taylor (znany z Bluesbreakers Johna Mayalla i The Rolling Stones) czy grający na skrzypcach Darryl Way (członek Curved Air). Nagrania trwały w lipcu i sierpniu 1977 roku, a w marcu następnego roku album "Expresso II" trafił do sprzedaży. Tytuł tego wydawnictwa nie jest bynajmniej przypadkowy. Pod względem stylistycznym jest to bezpośrednia kontynuacja kierunku obranego na poprzednim albumie.

[Recenzja] The Ornette Coleman Quartet - "Ornette!" (1962)

Obraz
Ornette Coleman za sprawą albumów "The Shape of Jazz to Come" (1959) i "Free Jazz: A Collective Improvisation" (1961) może nie tyle kompletnie zmienił, co ogromnie wzbogacił oblicze muzyki jazzowej. Żadne z jego późniejszych wydawnictw nie było już taką rewolucją. Co bynajmniej nie znaczy, że nie nagrywał już interesującej muzyki. Wręcz przeciwnie i dlatego właśnie zdecydowałem się na kontynuowanie opisywania co ciekawszych pozycji z jego dyskografii. Album "Ornette!" został zarejestrowany 31 stycznia 1961 roku - niewiele ponad miesiąc po przełomowej sesji "Free Jazz". Tym razem Coleman zdecydował się wrócić do tradycyjnej formuły kwartetu (na poprzedniej sesji grały dwa niezależne kwartety). W towarzyszącym mu składzie ponownie znaleźli się Don Cherry (grający na miniaturowej trąbce z plastiku), perkusista Ed Blackwell i basista Scott LaFaro. Zespół zarejestrował siedem kompozycji Colemana, z których trzy zostały odrzucone ("Check Up

[Recenzja] Michael Hoenig - "Departure from the Northern Wasteland" (1978)

Obraz
Nazwisko Michael Hoenig pewnie niewielu osobom coś mówi. Jednak lista wykonawców, z którymi współpracował, robi wrażenie. Profesjonalną karierę zaczął jako klawiszowiec krautrockowego Agitation Free, z którym nagrał dwa bardzo udane albumy studyjne. Z zespołu odszedł w 1975 roku (przyczyniając się do jego rozwiązania), gdy otrzymał propozycję dołączenia do Tangerine Dream. Z tą grupą odbył trasę po Australii i Nowej Zelandii, a po powrocie do Europy zdarzył zagrać jeszcze na pojedynczym występie w Londynie, zanim na jego miejsce zdecydował się wrócić Peter Baumann. Hoenig nawiązał wówczas współpracę z Klausem Schulzem, z której niestety nic nie wyszło. Tylko odrobinę bardziej owocna była współpraca z liderem Ash Ra Tempel, Manuelem Göttschingiem - w 1976 roku muzycy zarejestrowali co prawda materiał na album "Early Water", jednak ukazał się on dopiero po dwóch dekadach. Następnym posunięciem w karierze Hoeniga było nagranie albumu solowego. "Departure from the Nor

[Recenzja] Prince Lasha Quintet featuring Sonny Simmons - "The Cry!" (1963)

Obraz
"The Cry!" mógłby być wspólnym albumem Erika Dolphy'ego i Ornette'a Colemana. To nie zarzut, bowiem Prince Lasha (właśc. William B. Lawsha) i Huey "Sonny" Simmons nie kopiują tutaj słynniejszych muzyków, lecz rozwijają ich pomysły na swój własny sposób. Obaj zresztą mieli okazję współpracować z Dolphym - wzięli udział w sesji, której wynikiem są albumy "Coversations" i "Iron Man". W tym samym czasie, na przestrzeni 1963 roku, wystąpili też na "Illumination!" Elvina Jonesa, a wspólnie z Donem Cherrym i Cliffordem Jordanem zarejestrowali "It Is Revealed". "The Cry!" nagrali jednak jeszcze przed tymi wszystkimi doświadczeniami, 21 listopada 1962 roku. Była to nie tylko ich pierwsza wspólna sesja, ale w ogóle pierwszy ich pobyt w studiu. Z trójki towarzyszących im instrumentalistów - basistów  Gary'ego Peacocka i Marka Proctora oraz perkusisty Gene'a Stone'a - jedynie ten pierwszy miał już za sob

[Recenzja] Magma - "Üdü Ẁüdü" (1976)

Obraz
Podczas nagrywania tego albumu - piątego w studyjnej dyskografii - Magma właściwie nie była zespołem, lecz kilkoma projektami, które łączyła osoba Christiana Vandera. Poszczególne nagrania różnią się składem i swoim charakterem, ale wciąż wpisują się w rozpoznawalny styl zespołu. Dzięki temu, "Üdü Ẁüdü" jest wydawnictwem bardziej różnorodnym od swoich poprzedników, wzbogacającym twórczość zespołu o nowe elementy, dodane do doskonale znanych patentów. Rozpoczynający całość utwór tytułowy, podpisany przez lidera, powstał w najbardziej rozbudowanym, ośmioosobowym składzie. Utwór wyróżnia się wyjątkowo pogodnym nastrojem, podkreślanym partiami sekcji dętej (saksofonisty Alaina Hatota i trębacza Pierre'a Dutura) oraz żeńskiego chórku (złożonego ze Stelli Vander, Catherine Szpiry i Lucille Cullaz) wspierającego występującego w roli głównego wokalisty Vandera. Towarzyszy temu gra sekcji rytmicznej (z pianistą Michelem Graillierem i powracającym po kilkumiesięcznej przerwi

[Recenzja] Miles Davis - "Rubberband" (2019)

Obraz
Nowy album Milesa Davisa z premierowym materiałem w 2019 roku? Świetna wiadomość! Do czasu odkrycia, że to materiał zarejestrowany w połowie lat 80. Cóż, nie jestem entuzjastą twórczości trębacza z okresu po jego powrocie na scenę we wspomnianej dekadzie. O ile nagrane na samym jej początku albumy "The Man With the Horn", "We Want Miles" i "Star People" stanowią nie najgorszą próbę połączenia davisowskiego fusion z ówczesnym mainstreamem (oczywiście, odbiło się to na walorach artystycznych, z zyskiem dla przystępności), tak kolejne wydawnictwa właściwie idą w stronę najzwyklejszego popu. Albumy "You're Under Arrest" (1985) i "Tutu" (1986) to zupełnie niewymagająca, nieangażująca muzyka, w sam raz dla snobów, chcących sprawiać wrażenie wyrafinowanych melomanów słuchających jazzu, a gdyby puścić im "Bitches Brew", "On the Corner" czy, powiedzmy, "Nefertiti", to wymiękliby po minucie. Najpóźniej.

[Recenzja] Andrew Hill - "Black Fire" (1964)

Obraz
Andrew Hill to jeden z najzdolniejszych i najbardziej cenionych pianistów oraz kompozytorów nowoczesnego jazzu. Niespecjalnie jednak przekładało się to na jego popularność. Być może dlatego, że podobnie jak chociażby Eric Dolphy, tworzył muzykę zbyt awangardową dla mainstreamu, a jednocześnie zbyt mainstreamową dla awangardy. Na pewno nie pomagał fakt, że Hilla rzadko można było usłyszeć na płytach innych jazzmanów. Spośród tych kilku, na których zagrał, najbardziej znane są chyba "Our Thing" Joego Hendersona i "Dialogue" Bobby'ego Hutchersona, a więc zdecydowanie nie pierwsza liga, jeśli brać pod uwagę samą popularność. Z drugiej strony, na jego własnych albumach można usłyszeć wielu wybitnych i bardziej od niego samego znanych instrumentalistów, co pokazuje, jak wielkim uznaniem cieszył się w środowisku jazzowym. Pierwszy autorski album Andrew Hilla, "So in Love", został nagrany jeszcze w latach 50. Jednak jego działalność na dobre zaczęła się

[Recenzja] Steve Hillage - "L" (1976)

Obraz
Steve Hillage swój pierwszy solowy album, "Fish Rising", nagrał w czasie, gdy wciąż był członkiem Gong (zresztą korzystając ze wsparcia znacznej części ówczesnego składu tej grupy). Niedługo później odszedł z zespołu - zabierając ze sobą swoją partnerkę, Miquette Giraudy - decydując się na rozwój solowej kariery. Wkrótce potem nawiązał kontakt z amerykańskim muzykiem i producentem Toddem Rundgrenem. Początkowo wyłącznie listowny, jednak po krótkiej wymianie korespondencji, Hillage, wraz z Giraudy, udali się do Stanów, gdzie miał powstać drugi album gitarzysty. Rundgren objął funkcję producenta. Ponadto, zaangażował do udziału w nagraniach członków swojej grupy Utopia: klawiszowca Rogera Powella, basistę Kasima Sultona i perkusistę Johna Wilcoxa. W sesji wzięło też udział kilku gości, w tym słynny jazzowy trębacz, a właściwie multiinstrumentalista, Don Cherry. Na albumie zatytułowanym "L" znalazło się sześć utworów, z których połowę stanowią przeróbki cudzych