[Recenzja] Tool - "Ænima" (1996)
Dokładnie przed tygodniem dyskografia Tool trafiła w końcu na serwisy streamingowe. To zapewne część kampanii promocyjnej zapowiadanego na koniec sierpnia nowego albumu grupy, "Fear Inoculum". Zawsze to jeden news więcej na każdym portalu zajmującym się muzyką. Ale sama inicjatywa godna pochwały. Od teraz nie trzeba już męczyć się na YouTubie, ręcznie przewijając co bardziej denerwujące fragmenty poszczególnych albumów. Wystarczy jedno kliknięcie, by przejść do następnego utworu. Miło. Zwłaszcza, że na bardzo długich albumach grupy nie brakuje zbędnych wypełniaczy. Wyjątkiem bynajmniej nie jest drugie pełnowymiarowe wydawnictwo zespołu, "Ænima". Zespół nie miał żadnej litości dla słuchaczy - umieścił na albumie niemal dokładnie tyle muzyki, ile mieści się na płycie kompaktowej. W pierwszej kolejności powinny wylecieć stąd wszystkie przerywniki, których zespół nawpychał tu do cholery. Część z nich to ewidentne wygłupy (organowa melodyjka "Intermission&quo