Posty

[Recenzja] National Health - "National Health" (1978)

Obraz
Jeden z ostatnich przedstawicieli sceny Canterbury, National Health, powstał z inicjatywy klawiszowców Dave'a Stewarta i Alana Gowena. Na pomysł założenia wspólnego zespołu wpadli już w 1973 roku, podczas wspólnych koncertów swoich ówczesnych grup - Hatfield and the North i Gilgamesh. Gdy dwa lata później ta pierwsza zakończyła działalność (z powodu osobistych problemów Dave'a Sinclaira), przystąpili do realizacji projektu. W oryginalnym składzie towarzyszyli im: gitarzyści Phil Miller (z HatN) i Phil Lee (Gilgamesh), basista Mont Campbell (Gilgamesh, a wcześniej razem ze Stewartem w Egg) oraz perkusista Bill Bruford (nie trzeba przedstawiać). Ostatnia trójka szybko jednak zrezygnowała. W ten sposób do zespołu trafił kolejny były członek HatN, perkusista Pip Pyle. Miejsce basisty zajął natomiast muzyk spoza sceny Canterbury, Neil Murray (ex-Colosseum II, późniejszy członek Whitesnake i Black Sabbath). Eponimiczny debiut zespołu został zarejestrowany pomiędzy lutym i marc

[Recenzja] Eric Dolphy - "Out There" (1961)

Obraz
Na swoim drugim albumie w roli lidera, Eric Dolphy oddala się od bopu w bardziej awangardowe rejony. Już sam skład, który 15 sierpnia 1960 roku wszedł do Van Gelder Studio, jest eksperymentalny. Dolphy zrezygnował tym razem z muzyków grających na trąbce i pianinie, dodając za to wiolonczelistę. W tej roli wystąpił Ron Carter, na co dzień kontrabasista, najbardziej znany ze współpracy z Milesem Davisem z okresu Drugiego Wielkiego Kwintetu, mający jednak na koncie udział w ponad dwóch tysiącach dwustu sesjach. Ta była jedną z jego pierwszych, prawdopodobnie trzecią. W składzie znalazł się także basista George Duvivier, a za bębnami ponownie zasiadł Roy Haynes. Album zawiera siedem nagrań, w tym cztery kompozycje lidera i trzy interpretacje cudzych kompozycji. Poszczególne utwory cechuje spora różnorodność, w czym spora zasługa stosowania przez Dolphy'ego różnych dęciaków. Tytułowy "Out There", napędzany bardzo energetyczną grą sekcji rytmicznej, wyróżnia się ciekawym

[Recenzja] Embryo - "Opal" (1970)

Obraz
Jazzowa odmiana krautrocka nie jest tą najbardziej znaną, jednak i w jej ramach tworzyło kilka interesujących grup. Do nich bez wątpienia zalicza się Embryo. Początków zespołu należy szukać w stricte jazzowym Contemporary Trio, w którego skład wchodzili wibrafonista Christian Burchard, basista Lothar Meid i perkusista Dieter Serfas. Zespół zakończył działalność, gdy Burchard i Serfas dołączyli do Amon Düül II. Obaj jednak opuścili tę grupę wkrótce po nagraniu debiutanckiego "Phallus Dei" - jednego z pierwszych albumów krautrockowych. Burchard postanowił stworzyć własny zespół, który nazwał Embryo. Do pierwszego składu zaprosił Meida oraz grającego na saksofonie, flecie i organach Edgara Hofmanna, zaś sam zasiadł za perkusją. Meid wkrótce odszedł (do... Amon Düül II), a jego miejsce zajął Ralph Fischer. Mniej więcej w tym samym czasie dołączył brytyjski gitarzysta John Kelly. I właśnie taki skład, wsparty przez kilku gości, zarejestrował materiał na debiutancki album &quo

[Recenzja] Weather Report - "I Sing the Body Electric" (1972)

Obraz
Niemal równo rok po dobrze przyjętym debiutanckim albumie, w maju 1972 roku do sprzedaży trafiło drugie wydawnictwo Weather Report. "I Sing the Body Electric" (tytuł zaczerpnięto z XIX-wiecznego poematu Walta Whitmana) został zarejestrowany w odświeżonym składzie - Eric Gravatt i Dom Um Romão zajęli miejsce Alphonse'a Mouzona i Airto Moreiry. Znalazła się na nim muzyka nagrana zarówno w studiu, jak i podczas koncertu. Taka praktyka nie była w tamtym czasie niczym zaskakującym, jednak szkoda, że nagrania koncertowe pochodzą z występu, który niedługo potem został wydany w całości na albumie "Live in Tokyo" (przez niemal trzy dekady dostępnym wyłącznie w Japonii). To oznacza, że otrzymujemy tu pół albumu i zapowiedź innego wydawnictwa. Nagrania studyjne, wypełniające stronę A winylowego wydania, to efekt dwóch sesji - z listopada 1971 i stycznia 1972 roku. W porównaniu z debiutem, słychać tutaj znacznie bogatsze instrumentarium. To właśnie na tym albumie J

[Recenzja] Art Bears - "Winter Songs" (1979)

Obraz
Poprzedni album Art Bears, "Hopes and Fears", nagrywany był tak naprawdę przez zespół Henry Cow i pod tym szyldem początkowo miał się ukazać. "Winter Songs" to już prawdziwy debiut tria tworzonego przez Freda Fritha, Chrisa Cutlera i Dagmar Krause. Pod względem muzycznym większych zmian jednak nie słychać. To wciąż avant-prog zdradzający silną inspirację kameralną awangardą, a w mniejszym stopniu folkiem i no wave. Chociaż w studiu trio nie skorzystało z pomocy dodatkowych muzyków (na koncertach było wspierane przez Petera Blegvada na basie oraz Marca Hollandera na klawiszach i dęciakach), brzmienie jest tu bardzo bogate, w czym zasługa licznych nakładek, głównie z partiami Fritha grającego tu m.in. na różnych gitarach, klawiszach i smyczkach. Na album składa się czternaście krótkich utworów (autorstwa Fritha i Cutlera), w których jednak  zwykle sporo się dzieje. Zaskakują kontrasty, zarówno w poszczególnych nagraniach, jak i między nimi. Szczególnie słychać

[Recenzja] Don Cherry - "Complete Communion" (1966)

Obraz
"Complete Communion" to nietypowy i odważny debiut. Jeszcze parę lat wcześniej byłoby nieprawdopodobne, żeby zacząć solową działalność od albumu składającego się tylko z dwóch, około dwudziestominutowych utworów. 1966 rok to już jednak czas największej popularności free jazzu. A i Don Cherry nie był przecież muzykiem znikąd. Zyskał rozpoznawalność już na przełomie dekad, dzięki wieloletniej współpracy z Ornettem Colemanem. Wziął udział w nagraniu tak ważnych albumów, jak "The Shape of Jazz to Come" czy "Free Jazz", które w znacznym stopniu ukształtowały tę stylistykę. W pierwszej połowie lat 60. Cherry współpracował też z innymi ważnymi dla tego nurtu twórcami, jak John Coltrane, Albert Ayler czy Archie Shepp. "Complete Communion" został zarejestrowany 24 grudnia 1965 roku w studiu Rudy'ego Van Geldera. Producentem został Alfred Lion, gdyż materiał powstawał dla założonej przez niego wytwórni Blue Note. Oprócz Cherry'ego, grającego

[Recenzja] Hatfield and the North - "The Rotters' Club" (1975)

Obraz
Choć znam ten album od dość dawna, dopiero niedawno autentycznie mnie zachwycił i od kilku dni słucham go na okrągło (z krótkimi przerwami na inną muzykę). W przeciwieństwie do eponimicznego debiutu Hatfield and the North, na którym jedynie fragmenty robią na mnie duże wrażenie, "The Rotters' Club" porwał mnie w całości. Muzycy trzymają się stylu wypracowanego na debiucie, ale dopiero tutaj doprowadzili go do prawdziwej perfekcji, maksymalnie wykorzystując wszystkie swoje atuty. Pomysł na album jest właściwie taki sam, jak na poprzednie wydawnictwo - poszczególne utwory niespodziewanie przechodzą w kolejne, tworząc swego rodzaju suitę, bardzo różnorodną, pełną interesujących pomysłów. Tym razem muzycy zadbali jednak o to, by każdy pomysł został należycie rozwinięty, nie pozostawiając niedosytu, ale też nie doprowadzając do przeciwnej sytuacji, w której słuchacz mógłby odczuć znużenie. Album rozpoczyna się od niesamowicie chwytliwego "Share It", który pomi