Posty

[Recenzja] Tomasz Stańko - "Fish Face" (1973)

Obraz
"Fish Face" to jeden z najbardziej oryginalnych polskich albumów jazzowych. A zarazem jedno z najmniej znanych dokonań Tomasza Stańki. I w sumie nic dziwnego - album ukazał się w limitowanym nakładzie, rozprowadzanym wyłącznie wśród członków Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego (z informacją na labelu: "płyta do użytku wewnętrznego"). Od tamtego czasu materiał nie został ani razu wznowiony. Nagrania zostały zarejestrowane w sierpniu 1973 roku, a więc niedługo po rozwiązaniu kwintetu Tomasza Stańki. Liderowi wciąż towarzyszy tu perkusista Janusz Stefański, a składu dopełnił amerykański perkusista Stu Martin, tutaj jednak grający głównie na syntezatorze. Całość została podzielona na trzy utwory, ale tak naprawdę sprawia wrażenie jednego czterdziestominutowego jamu. Agresywne partie trąbki Stańki - raz bardziej freejazzowe, kiedy indziej niemal cytujące Milesa Davisa z "Bitches Brew" - uzupełniana jest potężną grą perkusistów, czasem prawie krautrock

[Recenzja] Popol Vuh - "Hosianna Mantra" (1972)

Obraz
Na początku lat 70. Florian Fricke przeszedł duchową przemianę, co bardzo wpłynęło na charakter granej przez niego muzyki. Efekty było słychać już na drugim albumie jego grupy Popol Vuh, "In den Gärten Pharaos" - prawdopodobnie najbardziej uduchowionym ze wszystkich krautrockowych wydawnictw. Wkrótce po jego wydaniu, Fricke doszedł do wniosku, że syntezatory nie pasują do muzyki tak mocno nawiązującej do religii. Postanowił więc sprzedać swojego Mooga (nabył go inny muzyk ściśle związany ze sceną krautrockową, Klaus Schulze) i zastąpić go akustycznymi instrumentami - pianinem oraz klawesynem. Całkowicie zmienił też skład zespołu - nowymi współpracownikami zostali gitarzysta Conny Veit (znany także z krautrockowych grup Gila, Guru Guru i Amon Duul II), oboista Robert Eliscu (z folkowo-krautrockowego Between), grający na tamburze Klaus Wiese (bardzo zasłużony dla muzyki elektronicznej instrumentalista), a także koreańska wokalistka Djong Yun (córka kompozytora Isanga Yuna)

[Recenzja] Joe Henderson - "Power to the People" (1969)

Obraz
Joe Henderson zwykle nie jest wymieniany wśród innych wielkich saksofonistów jazzowych, choć niewątpliwie na to zasługuje. Jego gra ubarwiła wiele wspaniałych albumów. Henderson brał udział w sesjach tak zasłużonych muzyków, jak m.in. Grant Green, Andrew Hill, Freddie Hubbard, Herbie Hancock, McCoy Tyner, Alice Coltrane, czy Miroslav Vitouš. Przez krótki czas grał nawet z Milesem Davisem - niestety, nie zachowały się żadne nagrania z tej współpracy. Jako solista zadebiutował w 1963 roku albumem "Page One", nagranym dla Blue Note. W jej barwach ukazały się jeszcze cztery wydawnictwa (m.in. bardzo udany "Inner Udge"), wszystkie utrzymane w raczej konwencjonalnej, bopowej stylistyce. Na nieco więcej pozwolił sobie dopiero po podpisaniu kontraktu z Milestone, począwszy od trzeciego albumu nagranego dla tej wytwórni - "Power to the People". Materiał - głównie kompozycje samego lidera - został zarejestrowany podczas dwóch dni. Utwory "Afro-Centric&

[Recenzja] Can - "Tago Mago" (1971)

Obraz
Muzycy Can na swoim drugim pełnoprawnym albumie poszli na całość "Tago Mago" to jeden z najbardziej porąbanych, dziwacznych, nieprzewidywalnych i oryginalnych albumów, jakie kiedykolwiek się ukazały. Czerpiący inspiracje z poważnej awangardy, jazzu i środków odurzających. Ćpuńska atmosfera unosi się nad całością tego dwupłytowego - w wersji winylowej - wydawnictwa. Zarówno nad jego pierwszą połową (płytą), wypełnioną szalonymi jamami opartymi na hipnotycznych rytmach, jak i drugą, jeszcze bardziej odjechaną, na którą składają się głównie studyjne eksperymenty, maksymalnie wykorzystujące ówczesne możliwości i dostępne techniki obróbki dźwięku. Zespół dość delikatnie i powoli wprowadza w ten zwariowany materiał. Otwierający całość "Paperhouse" poza dość nerwowym nastrojem i wokalno-instrumentalnymi udziwnieniami zawiera też wcale nie śladowe ilości wyrazistej, przyjemnej melodii. Ale już w "Mushroom" atmosfera wyraźnie gęstnieje. Na pierwszy plan wysu

[Recenzja] John Surman - "How Many Clouds Can You See?" (1970)

Obraz
Zasługi brytyjskich muzyków na polu łączenia jazzu i rocka są niekwestionowane. To z Wielkiej Brytanii pochodzi przecież John McLaughlin oraz takie zespoły, jak Colosseum, Soft Machine czy Nucleus. Jednak z innymi, czystszymi formami jazzu kraj ten nie bardzo się kojarzy. Trochę niesłusznie, bo i one mają tam swoich reprezentantów. A jednym z najwybitniejszych jest John Surman. Klasycznie wykształcony klarnecista, którego jednak zawsze najbardziej interesowała gra na saksofonie, zwłaszcza barytonowym, ale też sopranowym. Sławę zyskał pod koniec lat 70., gdy zaczął nagrywać dla niemieckiej wytwórni ECM muzykę na pograniczu jazzu i minimalistycznej elektroniki, co zresztą robi do dzisiaj. I właśnie ten okres jego twórczości jest obecnie najbardziej ceniony (np. album "Upon Reflection" z 1979 roku). Osobiście jednak uważam za ciekawsze jego wcześniejsze dokonania, utrzymane raczej w stylistyce free jazzu. "How Many Clouds Can You See?" to drugi solowy album Sur

[Recenzja] Henry Cow - "Legend" (1973)

Obraz
Henry Cow to jeden z najciekawszych i najwybitniejszych przedstawicieli rocka progresywnego. Zespół zresztą tak bardzo oddalił się od rockowego mainstreamu i grał tak zaawansowaną muzykę, że można mieć wątpliwości, czy to w ogóle rock. Początkowo jego twórczość była zaliczana do sceny Canterbury - głównie ze względu na silne wpływy jazzu (i personalne powiązania). Obecnie częściej określa się ją terminem Rock in Opposition (RIO), jednak jest to nie tyle konkretny styl, co pewna ideologia. Nazwa pochodzi od założonej pod koniec lat 70. przez członków Henry Cow organizacji zrzeszającej wykonawców grających muzykę zbyt trudną, by dotrzeć do szerszej publiczności, a także głoszących (niestety) skrajnie lewicowe poglądy. Samą muzykę chyba najlepiej byłoby określić jako avant-prog. Debiutancki album "Legend" (tytuł czasem pisany jest też "Leg End") nie jest jeszcze tak radykalny, jak większość późniejszych wydawnictw zespołu. Słychać tutaj pewne podobieństwa do prz

[Recenzja] Zbigniew Seifert - "Man of the Light" (1977)

Obraz
Zbigniew Seifert to kolejny wybitny polski jazzman, którego twórczość chciałbym tutaj przybliżyć. Pomimo przedwczesnej śmierci, w wieku niespełna 33 lat, pozostawił po sobie wiele wspaniałej muzyki i zdobył uznanie także za granicą. Od najmłodszych lat uczył się grać na skrzypcach, później także na saksofonie altowym, po który sięgnął pod wpływem twórczości Johna Coltrane'a. W trakcie studiów na krakowskiej Akademii Muzycznej założył swój pierwszy kwartet, w skład którego wchodził m.in. perkusista Janusz Stefański. Zespół szybko zdobył uznanie, a Seifert i Stefański otrzymali propozycję dołączenia do kwintetu Tomasza Stańki. Początkowo oba składy działały równolegle, ale popularność i intensywna aktywność tego drugiego wkrótce doprowadziły do rozwiązania kwartetu. Za namową pozostałych muzyków, Zbigniew stopniowo porzucał saksofon na rzecz skrzypiec, które ciekawie urozmaiciły brzmienie zespołu. Zagraniczne występy kwintetu zwróciły uwagę zagranicznych muzyków i przedstawici

[Recenzja] Ash Ra Tempel - "Schwingungen" (1972)

Obraz
"Schwingungen", drugi album Ash Ra Tempel, przynosi pewne zmiany. Nagrany został z nowym perkusistą, Wolfgangiem Müllerem (który zajął miejsce Klausa Schulze'a) i szeregiem gości, jak saksofonista Matthias Wehler czy wokalista podpisany jako John L. Pod względem muzycznym jest to nieco mniej szalony materiał od debiutu, jakby muzycy chcieli połączyć psychodeliczne odjazdy z bardziej przystępnym, niemalże konwencjonalnym graniem. W każdym razie nie jest to już stuprocentowa improwizacja, a częściowo oparta na skomponowanych wcześniej motywach. Ponownie album składa się dwóch długich nagrań, wypełniających po jednej stronie płyty winylowej. Jednak pierwsze z nich, "Light and Darkness", to tak naprawdę dwa odrębne utwory. "Light: Look at Your Sun" przypomina o bluesowych korzeniach Manuela Göttschinga i Hartmuta Enke'a. Zespół ciekawie łączy tutaj bluesowe partie gitary i bluesowy rytm z charakterystycznym dla krautrocka, psychodeliczno-kosmicz