Posty

[Recenzja] Ash Ra Tempel - "Ash Ra Tempel" (1971)

Obraz
Ash Ra Tempel to jeden z najciekawszych i najważniejszych zespołów krautrockowych. Ale niekoniecznie jeden z tych, które od razu przychodzą na myśl, gdy mowa o  kosmische musik . Historia grupy sięga drugiej połowy lat 60., kiedy to dwóch nastoletnich muzyków - Manuel Göttsching i Hartmut Enke, grający odpowiednio na gitarze i basie - zafascynowanych twórczością Cream i Jimiego Hendrixa, założyło bluesrockowy Steeple Chase Blues Band. W 1970 roku obaj dołączyli do grającego bardziej eksperymentalną muzykę Eruption, założonego przez byłych muzyków Tangerine Dream, Conrada Schnitzlera i Klausa Schulze'a. Zespół rozpadł się wkrótce potem, ale Göttsching, Enke i Schulze postanowili kontynuować działalność jako trio, przybierając nazwę Ash Ra Tempel. Schulze niedługo zdecydował się opuścić skład i rozpocząć karierę solową, jednak zdążył wziąć udział w debiutanckiej sesji nagraniowej zespołu. Cała sesja trwała zaledwie jeden dzień - był to 11 marca 1971 roku - a jej rezultat to dw

[Recenzja] Black Unity Trio - "Al-Fatihah" (1969)

Obraz
Niewiele wiadomo o tym projekcie. Tworzyła go trójka amerykańskich instrumentalistów, z których nieco więcej wiadomo tylko o Ronie deVaughnie (później używającym arabskiego imienia Abdul Wadud). To jeden z najbardziej uznanych jazzowych wiolonczelistów, znany ze współpracy m.in. z Juliusem Hemphillem i Anthonym Davisem. Tutaj pełni także rolę basisty. O saksofoniście Yusufie Muminie (urodzonym jako Joe Phillips) wiadomo tylko tyle, że w 1968 roku wziął udział w sesji Normana Howarda, której rezultat został wydany dopiero dwie dekady później. Perkusista Haasan-Al-hut jest natomiast postacią kompletnie anonimową. Trio (nazwane prawdopodobnie od albumu "Black Unity" Pharoaha Sandersa) pozostawiło po sobie tylko jedno wydawnictwo - album "Al-Fatihah" wydany w 1969 roku nakładem wytwórni Salaam Records, prawdopodobnie powstałej wyłącznie w celu opublikowania tego jednego tytułu. Materiał nigdy nie został oficjalnie wznowiony. Pomysł reedycji został zablokowany pr

[Recenzja] Alice in Chains - "Rainier Fog" (2018)

Obraz
Popełniłem cholerny błąd, sięgając po nowe wydawnictwo Alice in Chains. Ciekawość, ale przede wszystkim pewien obowiązek, w związku z prowadzeniem tej strony, zwyciężyły z rozsądkiem. Pamiętając jak bardzo przeciętny jest poprzedni album zespołu, "The Devil Put Dinosaurs Here", i wiedząc, jak kiepskie zwykle bywają nowe wydawnictwa rockmanów w tym wieku i tak straciłem kilkadziesiąt minut życia na przesłuchanie najnowszego dzieła Alice in Chains. Czemu w takim razie tracę kolejne minuty na opisywanie tego materiału? Bo mam nadzieję, że uda mi się uchronić innych przed traceniem czasu na niego i inne wydawnictwa podstarzałych, dawno wypalonych twórczo grup rockowych. Istnieje zbyt wiele różnorodnej, wartościowej muzyki, by zajmować się takimi pierdołami. "Rainier Fog" to dopiero szósty pełnowymiarowy album Alice in Chains (a trzeci z udziałem Williama DuValla, który zajął miejsce nieżyjącego Layne'a Staleya). Zespół trzyma się wypracowanego przed laty sty

[Recenzja] Tomasz Stańko Quintet - "Jazzmessage from Poland" (1972)

Obraz
Tomasz Stańko praktycznie już na początku swojej solowej kariery zyskał uznanie nie tylko w Polsce, ale także za granicą. Wkrótce zaczął współpracować z zagranicznymi jazzmanami. W 1970  roku dołączył do międzynarodowego Globe Unity Orchestra, gdzie występował u boku m.in. Alexandra von Schlippenbacha, Petera Brötzmanna, Manfreda Schoofa, Kenny'ego Wheelera, Evana Parkera i Dereka Baileya. Nawiązał też współpracę z Donem Cherrym. Wciąż jednak działał także ze swoim polskim kwintetem. 28 maja 1972 roku zespół wystąpił na jazzowym festiwalu w niemieckim (wówczas zachodnioniemieckim) mieście Iserlohn. Zapis tego występu został wydany przez niemiecką wytwórnię JG Records na albumie "Jazzmessage from Poland". Longplay nigdy nie został opublikowany w Polsce, a jedyne oficjalne wznowienie to niemiecki winyl z 2016 roku (przynajmniej według danych z Discogs). Kwintet odchodzi od freejazzowego łojenia, które prezentował na debiutanckim "Music for K", na rzecz muzy

[Recenzja] The Can - "Monster Movie" (1969)

Obraz
Niemiecka grupa Can nigdy nie była typowym zespołem rockowym. Trudno by było inaczej, skoro jej członkowie nie mieli wcześniej praktycznie w ogóle doświadczenia z tego typu muzyką. Basista Holger Czukay i klawiszowiec Irmin Schmidt byli klasycznie wyszkolonymi muzykami, zainteresowanymi muzyką poważną i awangardową. Obaj studiowali kompozycje u Karlheinza Stockhausena. Muzykę rockową traktowali jako chwilową, nieciekawą modę. Gdy jednak Czukay usłyszał kompozycję "I Am the Walrus" The Beatles, a następnie zapoznał się z dokonaniami Franka Zappy, The Velvet Underground i Pink Floyd, doszedł do wniosku, że rock także może być interesującą i ambitną muzyką. Wówczas namówił Schmidta to założenia zespołu. Składu dopełnili muzycy związani ze sceną jazzową - perkusista Jaki Liebezeit (grał wcześniej z Manfreden Schoofem) i gitarzysta Michael Karoli. Jako ostatni do grupy dołączył amerykański wokalista Malcolm Mooney. Muzycy poszukiwali własnego stylu, łącząc swoje awangardowo

[Recenzja] Wayne Shorter - "Juju" (1965)

Obraz
"Juju" to drugi album Wayne'a Shortera dla Blue Note. Zarejestrowany został niewiele ponad trzy miesiące po sesji "Night Dreamer", 3 sierpnia 1964 roku. W nagraniach, ponownie mających miejsce w Van Gelder Studio, uczestniczył podobny skład, złożony z współpracowników Johna Coltrane'a - tych aktualnych (McCoy Tyner, Elvin Jones) i tych dawnych (Reggie Workman). Na sesji tym razem nie pojawił się natomiast trębacz Lee Morgan. Dzięki temu muzycy zyskali więcej swobody, by eksplorować inne, mniej bopowe rejony. Shorter postanowił bowiem pójść w podobnym kierunku, jak Coltrane po wydaniu "Giant Steps" - uduchowionego jazzu modalnego. W ciągu tych trzech miesięcy, jakie minęły od nagrania "Night Dreamer", Wayne stworzył naprawdę mocny materiał (jest kompozytorem wszystkich sześciu utworów). A skład tym razem sprawia wrażenie znacznie lepiej zgranego. Muzycy zaprezentowali bardzo natchniony, intensywny materiał. Nad całością wyraźnie dom

[Recenzja] The Stooges - "Fun House" (1970)

Obraz
"Fun House", podobnie jak poprzedzający go eponimiczny debiut The Stooges, w chwili wydania nie cieszył się wielką popularnością, ale z czasem został należycie doceniony. To jeden z ciekawszych rockowych albumów tamtego okresu, udanie łączący proto-punkową wściekłość i surowość z prawdziwie awangardowymi elementami - i mam tu na myśli nie są samą innowacyjność, a faktyczne nawiązania do awangardy. Co ciekawe, producentem albumu nie był już obracający się w takich klimatach John Cale, a Don Gallucci - klawiszowiec grającej prosty rock grupy The Kingsmen. Ideą albumu było jak najlepsze oddanie żywiołowych występów The Stooges. Utwory były rejestrowane na żywo - każdy w kilku podejściach, z których potem wybrano najlepsze. Po latach, w 1999 roku, ukazał się siedmiopłytowy boks "1970: The Complete Fun House Sessions", zawierający prawdopodobnie wszystkie podejścia zarejestrowane w trakcie dwutygodniowej sesji z maja 1970 roku. Jednak przesłuchanie tak obszernego

[Recenzja] Spjärnsvallet - "Spjärnsvallet" (1975)

Obraz
Jeden z najdziwniejszych i najbardziej intrygujących albumów, jakie słyszałem, to debiutanckie dzieło szwedzkiego kwartetu Spjärnsvallet. Zespół tworzyli multiinstrumentaliści Christer Bothén i Kjell Westling, basista Nicke Ström i perkusista Bengt Berger. Każdy z nich miał już wcześniej na koncie liczne dokonania, a Bothén i Berger zaliczyli nawet współpracę z Donem Cherrym. Pierwszy album kwartetu (i jedyny do 2014 roku) ukazał się w 1975 roku, wyłącznie w Szwecji i od tamtego czasu nie został ani razu wznowiony. Tym samym jest to prawdziwy biały kruk fonografii. I jeden z najlepszych powszechnie nieznanych albumów. Już sama okładka zapowiada, że nie jest to zwyczajny longplay. Niezwykle bogate jest instrumentarium, obejmujące różne saksofony i klarnety, flet, pianino, skrzypce, wiolonczelę, gitarę basową, perkusję, a także afrykańskie instrumenty guimbri i balafon. A muzyka wypełniająca "Spjarnsvallet" to bardzo oryginalne i niepowtarzalne połączenie free/spiritual